Artykuły

Zdemaskowanie magii

"Mistrz i Małgorzata" w reż. Waldemara Wolańskiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Pozbawienie powieści Bułhakowa magii to sztuka niełatwa, ale możliwa. Udowodnił to Waldemar Wolański spektaklem w Grotesce. Bułhakow pod ciężką ręką reżysera bladł i wiądł, aż wyzionął ducha.

Nie pomogła nawet magiczna data i godzina premiery - wtorek, godz. 21.33, wschód pełni księżyca, jakże istotny w powieści Bułhakowa. Księżyca na prawdziwym (zachmurzonym) niebie nie było widać ani kawałka, na scenie za to prezentował się w całej teatralnej okazałości, zmieniając się od czasu do czasu w wielki zegar pokazujący za pięć dwunasta.

Pomysł Wolańskiego na pokazanie "Mistrza i Małgorzaty" był prosty. Oto postarzały poeta Iwan Bezdomny (Franciszek Muła), obecnie profesor Iwan Ponyriow, przy pełni księżyca wspomina zdarzenia z młodości. Wspomnienia materializują się dzięki diabelskiej ekipie. Woland (Krzysztof Grygier), Korowiow (Bartosz Watemborski), Azazello (Marek Karpowicz), Behemot (Lech Walicki) i Hella (Iwona Olszewska) animują małe i duże lalki, nie ukrywając bynajmniej za nimi swej diabelskiej natury. To pomysł iście szatański, spłaszczający niemiłosiernie opowieść Bułhakowa. Skoro bowiem za wszystkie sznurki (dosłownie) od początku do końca pociąga siła nieczysta, cała wieloznaczność, wielowarstwowość, tajemniczość i błyskotliwość "Mistrza i Małgorzaty" idzie w diabły. I to diabły podrzędnego rodzaju. Zwłaszcza że ekipa Wolanda nie prezentuje świetnego aktorstwa, zadowalając się zestawem stereotypów (kocie ruchy, demoniczne śmiechy, marsowe miny).

Wolański usunął cały wątek Jeszui i Piłata, skupił się na historii Mistrza, Małgorzaty i Iwana. Skupił się to za wiele powiedziane - wybrał po prostu fragmenty z powieści i poukładał je mniej więcej po kolei. Gdyby jeszcze umiał sugestywnie pokazać tę historię, choćby jako czarodziejską baśń o miłości. Wydawałoby się, że teatr lalkowy to świetne medium dla pokazania magicznych zdarzeń. Fruwanie w powietrzu, bal u szatana, obcinanie głów to dla lalek pestka. Nic z tego. Lalki owszem są, ale niewiele z ich obecności wynika. Służą jedynie rozmnożeniu postaci i dość topornemu zilustrowaniu kolejnych scen. W brzydkiej i chaotycznej scenografii, której głównym elementem jest wielkie biurko obracane i rozkładane przez diabelską ekipę. Na jego zwróconej do widowni ściance pokazują się elementy sugerujące kolejne miejsca akcji. Na przykład nieudolnie płaskorzeźbiony pokoik Mistrza z rzędami książek i płonącymi lampami, żywcem ze sklepu z tandetnymi pamiątkami.

Bohaterowie scharakteryzowani są jednoznacznie. Większość (i lalki duże, i małe) to typy karykaturalne. W kontraście z otoczeniem Mistrz i Małgorzata (lalki ludzkiego wzrostu, tyle że bez nóg) są śliczni, bladzi i subtelni. W ich miłości nie ma żadnych rysów - Wolański pokazuje ją sentymentalnie, nie zastanawiając się choćby nad tym, że (co wyraźne u Bułhakowa) Małgorzata bardziej kochała powieść Mistrza niż jego samego. Ale zastanawianie się nad szczegółami i zagadkami, możliwymi interpretacjami nie jest mocną stroną reżysera i adaptatora w jednej osobie.

Cóż więc pozostało na scenie z "Mistrza i Małgorzaty", powieści uwielbianej (tak wynika z tekstu w programie) przez reżysera? Świadectwo powierzchownej lektury, zestaw scen przypominających owszem te z oryginału, ale niewiele znaczących, bo nikt się nad ich znaczeniem nie zastanawiał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji