Artykuły

Gra w stereotypy

"Plotka" w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Plotka" to komedia o czasach politycznej poprawności, w których nie można mówić, co się myśli, lecz tylko to, co mówić można.

Kończący się sezon teatralny w Łodzi to sezon komedii. Otworzył go świetny "Brzydal" Mariusa von Mayenburga w Teatrze Jaracza w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Zamyka - jeszcze lepsza "Plotka" Francisa Vebera w reżyserii Norberta Rakowskiego w Teatrze Powszechnym.

Choć pomysł Vebera na żart jest ryzykowny. François Pignon, nudny księgowy z 20-letnim stażem, za radą sąsiada broni się przed wylaniem z pracy przy pomocy plotki, że jest gejem. A geja z fabryki prezerwatyw żaden myślący szef nie zwolni.

Ale "Plotka" w Powszechnym nawet przez moment nie jest sztuką o gejach, nikt się nie "przegina" nawet przez sekundę. Ani Stanisław Biczysko jako pomysłowy psycholog Jean-Pierre Belone, sąsiad Pignona, jedyny prawdziwy gej w sztuce Vebera, który zaraz na początku oświadcza, że aktor udający na scenie pederastę jest wulgarny. Ani Grzegorz Pawlak w roli nieszczęsnego Pignona, który nie potrafi udawać homoseksualisty, bo po prostu nie potrafi niczego. To nie odrywający wzroku od posadzki patałach spod znaku "jakiego mnie, Boże, stworzyłeś, takim mnie masz". Dlatego żona go opuściła, syn olewa, a szef myśli, że może bezkarnie wylać z roboty.

Więc z czego śmiać się na "Plotce"? Z obowiązującej polityczne poprawności, powstałej przeciwko seksistowskim i rasistowskim stereotypom. Z naszych czasów, w których nie można mówić, co się myśli, lecz tylko to, co mówić można. To dopiero rodzi stereotypy. Dziś gej po prostu musi być wartościowy. W sztuce polityczną poprawność ucieleśniają Guillaume (Maciej Więckowski) i Mathieu (Janusz German), którzy jak Rosencrantz i Guildenstern z "Hamleta" kopią dołki pod kolegami z firmy. Zwłaszcza pod Féliksem Santinim (Piotr Lauks), kadrowym, zadeklarowanym macho, którego przekonują, by podwalał się do Pignona i doprowadzają do załamania nerwowego.

Gra stereotypami sprawia, że widzowie - co jest ideałem komedii - są mądrzejsi od fikcyjnych bohaterów. Nie śmieją się z grepsów, lecz bawią się dwie kwestie naprzód, zanim ktokolwiek się odezwie. To jest wielki atut "Plotki".

Drugim jest wymyślona przez Wojciecha Stefaniaka przestrzeń - przecinający scenę ruchomy chodnik, zamknięty z dwóch stron pionowymi żaluzjami. I już: żaden stały element scenografii nie ogranicza natychmiastowych zmian miejsca akcji. Chodnikiem wysuwa się ze sceny wytworny stolik w rosyjskiej restauracji, a wsuwają się rzędy krzeseł sali konferencyjnej. Ba! Chodnik bywa też boiskiem, po której biegną (choć w miejscu) zziajani zawodnicy. Publiczność towarzyszy im w jak kamera telewizji transmitującej mecz w karkołomnej jeździe wzdłuż murawy.

Sygnały zmiany lokacji bywają subtelniejsze. Spod żaluzji wpada kłąb dymu jak para wodna spod prysznicy, i już scena zmienia się w szatnię rugbistów. Cieknąca konewka zaznacza, że za żaluzjami mieści się balkon. Ruchowi scenicznemu towarzyszą smaczki. Gdy Santini domaga się, by ktoś coś powtórzył wolniej, zwalnia chodnik, obniża się tonacja muzyki, dyskretnie towarzyszącej akcji.

Ten inscenizacyjny chwyt dynamizuje działania i intryguje: co jeszcze wjedzie na scenę - i z której strony. Do tego jest odporny na wpadki: nawet jeśli krzesełko zaczepi się o żaluzję i przewróci, sceniczny przełożony zawsze może powiedzieć do podwładnego: no niechże pan sobie, do licha, podniesiesie.

Trzecim aututem jest właśnie aktorstwo. W poetykę szybkiej jazdy na chodniku, poza wspomnianymi, świetnie wpisał się Marek Ślosarski (Kopel, prezes fabryki) i Beata Ziejka (Panna Bertrand, główna księgowa) - obojgu wystarczy dziesięć sekund na zbudowanie dramaturgii. Masza Bogucka (żona Santiniego) zabłysnęła w migawkowym epizodzie zdradzanej kobiety. Zaskoczył Damian Kulec (pierwszy raz na scenie) jako Franck, syn głównego bohatera Pignona, wyluzowany nastolatek, który ojca zauważa dopiero w telewizji, na paradzie gejowskiej.

Ta - stereotypowa - duma spod znaku "gay pride" jest warta przemyślenia. Bo cała heca, choć nie zmienia orientacji seksualnej Pignona, zmienia jego samego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji