Artykuły

Między okrucieństwem a nieporadnością

"Montserrat" w reż. Grzegorza Królikiewicza w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Po latach zapomnienia, nie wiedzieć czemu odkurzony został dramat Emmanuela Roblesa "Montserrat". Po długim oczekiwaniu Grzegorz Królikiewicz zaprezentował się jako reżyser teatralny. Bez powodzenia. Trzynastka aktorów (w tym aż czterech gościnnie) oraz sufler (!) też nie mogą mówić o sukcesie.

To dramat młodego oficera hiszpańskiego Montserrata (występujący gościnnie Dariusz Majchrzak po prostu jest na scenie, co najczęściej potwierdza krzykiem), który miast pojmać, ułatwił ucieczkę przywódcy wenezuelskich powstańców. Taki jest punkt wyjścia. Reszta to konsekwencja tego zdarzenia. Cyniczny pułkownik Izquierdo (Sławomir Sulej jako jedyny bywa w tym przedstawieniu wart uwagi) każe aresztować sześć przypadkowych osób i zgładzić je, jeśli Montserrat nie wyda Bolivara.

O dramaturgii zdarzeń osadzonych w 1812 roku, w realiach walk wyzwoleńczych, o rozgrywce między Montserratem i Izquierdo powinny zaświadczyć racje i emocje narastające w tragicznej grupie. Czy tytułowy bohater ma prawo dla wyższej idei skazać na śmierć niewinnych ludzi?

Dylemat opisany 56 lat temu przez Roblesa jakoś słabo brzmi na polskim gruncie - w kraju, gdzie wymordowano tysiące zakładników, gdzie ludzie dobrowolnie szli na śmierć za innych, gdzie raczej rzadko podważano sens ofiary w imię wiary, nadziei, wolności...

Moralne wybory to problem wyjątkowo bliski Grzegorzowi Królikiewiczowi filmowcowi, ale dramaturgiczny materiał nie sprawdził się w jego scenicznej realizacji. Aż chce się, by z grupowego dreptania wynikało coś więcej niż podawanie tekstu. Wyraźnie reżyserowi zabrakło operatora i kamery, która mogłaby się zatrzymać na jakimś szczególe, może na przerażonej twarzy. Niewątpliwie efekty mógłby dać montaż...

Na scenie musi przekonywać wszystko, co się tam dzieje. Tymczasem dramaturgiczny wyraz miały wyłącznie oszczędne, surowe dekoracje Krzysztofa Tyszkiewicza, a jedynym zabiegiem inscenizatorskim było oddzieranie skrawków czarnego płótna, z którym kolejne osoby szły na śmierć. Po niedzielnym spektaklu (drugim po premierze) brawa kilkudziesięciu widzów ledwie starczyły na jedno wyjście aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji