Artykuły

Przez śmiech i łzy

O ile w kabarecie ANDRZEJ WARCHAŁ uprawiał śmiechoterapię, o tyle w filmach był twórcą lirycznym, skłaniającym do refleksji, do zamyślenia nad życiem i przemijaniem, wołał zrodzić wzruszenie niż śmiech.

Andrzej Warchał zmarł w czwartkowy wieczór w szpitalu. Scenarzysta, autor opracowania plastycznego (był absolwentem krakowskiej ASP) i reżyser filmów animowanych, dokumentalnych i aktorskich, satyryk, aktor Piwnicy pod Baranami, literat. W marcu skończył 65 lat.

Kłopoty ze zdrowiem miał od lat; od połowy minionej dekady nie występował już w Piwnicy pod Baranami, co najwyżej wpadał posiedzieć przy kawiarnianym stoliku, nie kręcił filmów (bardzo przeżył upadek krakowskiego Studia Filmów Animowanych). A przecież w obu tych dziedzinach osiągnął absolutne mistrzostwo. Dowodem teksty zebrane w książce "Zagęszczenie, czyli opowieści futurologiczne" (Wydawnictwo Literackie), zarejestrowane fragmenty kabaretowych występów i jego autorskie filmy, za które zebrał wiele nagród. I pamięć nas, tych, którzy kiedykolwiek oglądali Andrzeja na kabaretowej scence; a trafił do Piwnicy jako 20-latek, w 1963 r.

Gdzieś od początku lat 70. wychodził trzymając w ręce podłużną czerwoną walizeczkę, którą szybkim ruchem rozkładał i stawała się ona małą, czerwoną trybuną. Oparłszy się o nią, ubrany w czerwony kubraczek, mówił w jakże charakterystyczny sposób pisane przez siebie humoreski. Surrealne, absurdalne, jak i czas w którym przyszło mu żyć. "Pochód", "Wizyta", "Wkładka" i tyle innych kpiły z tamtych politycznych realiów, wyszydzały ówczesne zwyczaje władzy i nowomowę propagandy. Lubił też komentować bieżące wydarzenia improwizując. Wystarczyło by niepokorny, manifestujący swą wolność artysta zaczął być nękany przez ówczesny aparat bezpieczeństwa - inwigilowany, opisywany w raportach, m.in. za "napastliwy i arogancko-prowokacyjny ton głosu", jako ktoś znany z "wrogich i napastliwych postaw wymierzonych przeciwko polityce Partii i Rządu".

A dał się poznać od tej strony w marcu 1968 r. jako szef komitetu strajkowego w ASP, a potem już były i wezwania na SB, i pobicie nocą po wciągnięciu do jakiejś nyski, z której został wyrzucony... W stanie wojennym na krótko internowany trafił do Nowego Wiśnicza, potem Załęża...

Wcześniej, w październiku 1981 r., pod nieobecność Piotra Skrzyneckiego prowadził program piwniczan, na którym gościł Lech Wałęsa; doszło do bruderszaftu. - Nigdy potem z tego nie skorzystałem, bo już się więcej nie spotkaliśmy - powie Andrzej po latach.

O ile w kabarecie uprawiał śmiechoterapię, o tyle w filmach był twórcą lirycznym, skłaniającym do refleksji, do zamyślenia nad życiem i przemijaniem, wołał zrodzić wzruszenie niż śmiech. Wystarczy przywołać takie tytuły jak "Ta nasza młodość" (nagroda w Oberhauen), "Dotańczyć mroku" ("Brązowy Lajkonik" na Festiwalu Filmowym w Krakowie) czy "Semper in altum". Naturalnie i w tych obrazach był podtekst polityczny, było pożądanie wolności, jak w "Drodze z przejazdem strzeżonym" czy "Gołąbku", filmach także nagrodzonych.

W ostatnich latach, kłopocząc się ze zdrowiem i samym sobą, z cierpkością patrzący na świat nie krył rozgoryczenia, że te filmy, a był przekonany o ich artystycznej randze, nie miały szans większego zaistnienia w świecie.

I tak dwubiegunowo biegło to Andrzeja Warchała życie - przez "Śmiech i łzy", jak zatytułował scenariusz filmu fabularnego, który stworzył z myślą o Andrzeju Wajdzie.

Od lat zapadał się w sobie. Ot, wpadał jeszcze do kawiarenki "Vis a vis", siadał przy piwku, na ogół milczący, a w jego martwych oczach nijak nie można było odnaleźć niegdysiejszego radosnego roziskrzenia, owej energii, która emanowała z jego kabaretowych wcieleń.

Niemniej gdy półtora roku temu rozmawialiśmy o Piwnicy, ożywił się - opowiadał, jak bardzo cenił sobie obecność w tym kabarecie, spotkania z widzami... - Tylko w Piwnicy coś takiego mogło się zdarzyć. To było warto przeżyć. Bez względu na wszystko...

Teraz dołączył do piwniczan, którzy już po Tamtej Stronie - do Janiny Garyckiej, Piotra Skrzyneckiego, Krzysztofa Litwina, do Wiesława Dymnego, z którym niegdyś wymyślili ową rozkładaną trybunkę. Może teraz przerobią ją na niebieską...

Dziesięć lat temu, gdy Halina Wyrodek wydała płytę "Ta nasza młodość", film Andrzeja Warchała pod tym samym tytułem kończył przygotowany z tej okazji w Piwnicy wieczór. Wygasł ekran, przebrzmiała ta niezmiennie przejmująca piosenka; załzawione oczy Andrzeja dopełniły jeszcze wzruszenie...

Teraz z takimi oczami przyjdzie nam Cię żegnać, Andrzeju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji