Artykuły

Człowiek z paździerza

"Bliżej" w reż. Redbada Klijnstry w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Waldemar Wasztyl w Teatrze.

"Bliżej" w reżyserii Redbada Klijnstry definiuje naszą rzeczywistość z wyrafinowaniem godnym brygady szlifierza Karhana. Po "człowieku z marmuru", po "człowieku z żelaza" nadeszła epoka "człowieka z paździerza".

Przedstawienie, grane na studyjnej scenie Miniatura, atakuje wrażliwość widza zanim jeszcze tak naprawdę spektakl się rozpocznie - a to za sprawą scenografii Aleksandry Maślik. Przejmujący widok wielkich płyt paździerzowych, którymi wyłożone jest pudełko sceny, od razu prowokuje do serii przemyśleń na tematy współczesne. Niechybnie więc będzie o dojmującym wrażeniu tymczasowości, niewykończenia - myślimy sobie. O biedaczkach zagubionych w beznadziejnym chaosie teraźniejszości. Może coś o życiu "w pokoju przechodnim", w którym każdy gość dla wygody przestawia sobie meble, zanim się nie znudzi i nie wyjdzie? Ponieważ spektakl ma być "tylko dla dorosłych", ogólny wniosek narzuca się sam - będziemy oto doświadczać mizernej kondycji współczesnej erotyki, tandetnej niczym ten Bogu ducha winny paździerz. Powyższym rozumowaniem umilam sobie czas podczas tych paru chwil, kiedy widzowie zajmują swoje miejsca, a aktorzy wchodzą na scenę. Wyciemnienie. Za moment rozpocznie się kontemplacja dzieła, w ciągu najbliższych dziewięćdziesięciu paru minut uzyskam pełne potwierdzenie pierwszych intuicji. Wychodzę z teatru zadowolony choćby dlatego, że przynajmniej pod tym względem "Bliżej" nie rozczarowało.

Streszczenie: Dan żyje z Alice, ale zakochuje się w Annie; Anna żyje z Larrym, ale zdradza go z Danem; Larry pomieszkuje więc z Alice; Dan wraca do Alice a Anna do Larry'ego; Alice opuszcza Dana a Anna Larry'ego; Dan i Anna znowu są razem; Alice umiera, Larry dzwoni więc do Anny, bo chce uprawiać z nią seks, mimo że związał się z - Polly Karuzela związków bez ładu i składu, w których ludzie, zamiast się do siebie zbliżać - coraz bardziej się oddalają, wikłając się w zdrady, kłamstwa, emocjonalne rozgrywki. Powyższy szkic akcji jest, przyznam, tendencyjny i raczej w niekorzystnym świetle przedstawia światowy hit, jakim była sztuka Patricka Marbera. Pasuje jednak jak ulał do inscenizacji Redbada Klijnstry. Postaci, które stworzyli aktorzy Teatru Słowackiego, to charaktery bez właściwości (pomijając wyuczoną sztuczność) i bez historii. Snują się po scenie, jakby znalazły się tu przez przypadek czy z przymusu. Do każdej z odsłon samodzielnie kształtują przestrzeń: tam postawią drzwi, tu przesuną sofę. Budują sobie życie tak, jak scenografię - w różnorakich układach tych samych tandetnych sprzętów. Paździerzowe nihil novi.

Jedyna rola warta chwili zastanowienia to Larry Radka Krzyżowskiego. Doktor Larry alias "Sułtan", człowiek tyleż rubaszny co uczuciowy, lubi mieć pewien dystans do naiwnych erotycznych rozgrywek, mimo że to on z reguły rozdaje karty. Nijakość i pogubienie się w egzystencji, które określają horyzonty pozostałej trójki, są mu właściwe w najmniejszym stopniu. Może dlatego jego losem można się przejąć? Bo przynajmniej momentami sprawia wrażenie, że wie czego chce?

A co zrobić z Alice? Kim ona tak naprawdę jest? Jest zagadką - ale dość trywialną. Lolitka Anny Cieślak to postać-wydmuszka. Pytanie, do postawienia którego może prowokować, nie brzmi na przykład: czego ta dziewczyna pragnie? ale - całkiem banalnie: co ona tutaj robi? Skąd się wzięła? Czy ta polska flaga na jej ramieniu, w scenie w nocnym klubie, to jakiś sygnał o pochodzeniu? Alegoria polskiej migracji zarobkowej w Londynie? Może dlatego Larry płaci jej w złotówkach? OK, koniec żartów Teraz proszę, niech nikt z Państwa nie bierze na poważnie ostatnich pytań. To są naprawdę bzdurne łamigłówki, wymagające równie banalnych odpowiedzi. Takie egzotyczne tematy można drążyć, kiedy za bardzo uwiera oczywistość spektaklu. I tylko dlatego

Abstrahując od pełnego niewątpliwych uroków tańca go-go, muszę przyznać, że postaci kobiet, Anny i Alice, oglądałem z niekłamaną przykrością. Trudno mi rozstrzygnąć, na ile ich sztuczność i powierzchowność były zaprojektowane przez reżysera, a w jakim stopniu wynikały z braku przekonania aktorek do kreowanych ról. Anna, którą stworzyła Dominika Bednarczyk, zostawia po sobie nieprzyjemne wrażenie jakiegoś wymuszenia. Larry twierdzi, że to osobowość depresyjna, może więc Anna "zmusza" się do życia? Jest to jakieś wytłumaczenie Bardziej jednak dorabianie teorii do kilku papierowych słów i pustych gestów.

Spektakl skonstruowany jest jakby w opozycji do głośnej filmowej adaptacji Mike'a Nicholsa z 2004 roku. Przekora w rysunku postaci czy w rozwiązaniach dramaturgicznych niestety nie gwarantuje oryginalności ani powodzenia. Film rozpoczyna się od wypadku samochodowego Alice i jej wizyty w szpitalu w towarzystwie Dana. Scena ze szpitala kończy spektakl Klijnstry. Ma ona formę filmu, który amatorską kamerą nakręciła para czekająca w szpitalnym holu. Luźna rozmowa, Anna śmieje się ze zgrabnych kanapek Dana, ten z kolei żartuje z nekrologów, które wypisuje w redakcji. Pojawia się lekarz pierwszego kontaktu, Larry, zerka on na ranną nogę, w przypływie życzliwości częstuje dziewczynę papierosem I tak się jakoś dziwnie składa, że Anna Cieślak, Marcin Sianko i Radek Krzyżowski najbardziej naturalnie i swobodnie wypadają właśnie na ekranie, w obrazie, który jest substytutem scenicznego istnienia ich postaci. Filmik byłby całkiem w porządku, gdyby jeszcze Alice zechciała zapalić tego papierosa

W katalogu natrętnych i dręczących motywów "Bliżej" należy bowiem postawić - obok paździerza - dwa niewypalone papierosy. A właściwie "wypalone" - tylko w tak zwany "teatralny", udawany sposób. Jeden papieros pojawia się w scenie wernisażu, w otoczeniu płyt paździerzowych. Tu zgoda, sklejka pali się łatwo, rozumiem kwestie przeciwpożarowe oraz troskę dyrekcji teatru o zdrowe płuca widzów. (Chociaż na innej krakowskiej scenie równolegle miała miejsce premiera, podczas której aktorzy wypalili, lekko licząc, całą paczkę marlboro. Ergo: w teatrze też się da uczciwie palić). Dlaczego jednak papieros z filmu Dana i Alice nie zostaje należycie skonsumowany? Anna Cieślak musi się nim sztucznie zaciągać i z grymasem wypuszczać z ust nieistniejący dym. Pozwolę sobie wykorzystać ten rekwizyt jako metaforę "Bliżej", tak jak to uczyniłem z nieszczęsną scenografią: prawdziwe "palenie zabija", ale w teatrze sztuczne palenie może być równie zabójcze. A przynajmniej krępujące dla widza. Nudzi i tworzy niepotrzebny dystans.

***

Waldemar Wasztyl - absolwent krakowskiej teatrologii, doktorant Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji