Artykuły

Manipulacje i kreacje

Historia zaplata się niekiedy w niezwykłe węzły. Na dwa dni przed okrągłą rocznicą Marca zmarł Gustaw Holoubek, jeden z największych aktorów polskiej sceny XX wieku. W panteonie teatru ma miejsce zapewnione obok takich artystów jak Juliusz Osterwa, Józef Węgrzyn, Jan Kurnakowicz, Jacek Woszczerowicz - pisze Elżbieta Morawiec w Arcanach.

W Polsce powojennej równą mu rangę zyskał chyba tylko nieżyjący od kilkunastu lat Tadeusz Łomnicki. A równocześnie nie było dwu aktorów - tak od siebie różnych. Można by rzec: Don Kichot - Holoubek i Sancho Pansa - Łomnicki. Łomnicki, o którym miałam już okazję pisać - był mówiąc popularnie absolutnym zwierzęciem teatralnym, każdy nerw, każdy mięsień ciała istniał w nim jak struny - gotowe do odtworzenia muzyki teatru, jakiej się tylko zapragnie. Był nieprawdopodobnie plastyczny, z każdą swoją rolą stawał się na scenie kimś innym. Holoubek inaczej. Podobnie jak Łomnickiego, ale inaczej - natura nie wyposażyła go w fizyczne walory. Przygarbiona, półzgięta postać, głowa od młodości - jakby przechylona na "inną stronę", wsłuchana w jakieś dla nas niesłyszalne głosy. Holoubek na pewno nie wyróżniał się na scenie ani swoją fizycznością, ani ruchem. Istotę jego aktorstwa stanowiła wybitna inteligencja aktorska, przekładająca się na -jedyny niemal środek wyrazu - grę oczu i niepowtarzalne frazowanie tekstu. Cienka ironia, dystans, intelektualizm - to cechy, o których do znudzenia pisano przy okazji artyzmu Holoubka. Istotą istoty jego aktorstwa było to, co najdokładniej ujawniło się w postaci Gustawa-Konrada w "Dziadach" Dejmka: rzeczywisty, myślowy agon postaci ze swoim losem, przeznaczeniem, podążanie tropem przeznaczenia, bez gotowych odpowiedzi.

Słowem Holoubek sportretował inteligenta polskiego "starego typu", kogokolwiek grał - Pijaka w "Pętli" Hasa, Wujaszka Wanię, Króla Edypa czy legendarnego Konrada-Gustawa (enumerować ról tu nie będę - od tego są leksykony). Można by powiedzieć, że Holoubek "śpiewał" swoje postaci - wedle myślowej linii melodycznej, pozwalając nam, widzom - niekiedy zajrzeć głębiej w tę linię. "Śpiewał" myślowo, jako że i dykcją nie odznaczał się nadzwyczajną: od młodości "szeplenił". Ale i tym była wielkość i uroda podawanego przezeń tekstu - ujawniała mianowicie, jak ktoś, zdawałoby się przeciętny ze wszech miar - staje się absolutnie nieprzeciętny. Kiedy jest uczciwy wobec siebie i widza, niczego nie karminuje, nie ukrywa. Wartość to była nad wartościami w świecie, w którym żyliśmy przez ponad 45 lat. I takim trzeba go zapamiętać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji