Artykuły

Brak wielkich ról

"Ryszard II" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Przegląd.

Nie pomógł świetny reżyser ani gwiazdorska obsada - Szekspir w Narodowym znowu się nie udał. Szkoda, ponieważ zespół miał do dyspozycji nowe, wyjątkowo dobre tłumaczenie Piotra Kamińskiego. Reżyser zamówił je, aby uwypuklić w tej rzadko grywanej na naszych scenach sztuce elementy symboliki chrześcijańskiej. Niestety, na tym aspekcie skupił też swoją interpretację. Bo choć nie można zaprzeczyć, że w "Ryszardzie II" rzeczywiście są elementy religijne, to pozostają one w tle opowieści o rozpadzie państwa, degrengoladzie władzy i walce o tron pomiędzy nieudolnym Ryszardem II i uzurpatorem, Henrykiem IV. Gdy tło przeniesie się na plan pierwszy, cała sztuka staje się niezrozumiała. Kiedy bowiem w dialogach rozważa się stale polityczny kryzys państwa, jak uwierzyć, że przyczyna leży wyłącznie w braku moralności? Przeszkadzają też monotonne tempo i sporo niekonsekwencji - z jednej strony królowa, Francuzka z pochodzenia, w scenach z dwórkami rozmawia w języku ojczystym, a z drugiej wielcy lordowie i książęta angielscy padają - dosłownie! - na twarz przed królem. Widz zastanawia się, jak wobec majestatu zachowaliby się zwykli poddani...

Ale główny problem spektaklu to brak wielkich ról. Sceny zbiorowe wypadają przekonująco, ale indywidualnych kreacji ze świecą szukać. Napuszona gra, frenetyczne biegi po schodach - tudzież innych elementach scenografii - czy nawet hiperpoprawna deklamacja nie zastąpią namiętności, od których przecież sztuki Szekspira aż kipią. Michał Żebrowski w roli Ryszarda tworzy tylko trochę bardziej przekonującą postać od grającego jego oponenta, Henryka, Artura Żmijewskiego. Przez większość spektaklu trudno znaleźć związek między tymi postaciami, a scena ze stajennym - tutaj przebranym Henrykiem - wydaje się naciągana. W zespole najlepiej wypadają Krzysztof Kolberger w roli księcia Yorku i Igor Przegrodzki, który mimo że gra tylko mikroskopijną rolę ogrodnika, jako jedyny wie, jak się powinno Szekspirem mówić, a nie go recytować. Nic więc dziwnego, że spontaniczne oklaski zbiera wyłącznie Gabriela Kownacka w brawurowo - może chwilami nawet zbyt brawurowo- zagranych dwóch scenkach, gdy jako księżna Yorku błaga o życie syna. Jednak ten fragment, zagrany w konwencji groteski, wydaje się pochodzić z innego przedstawienia.

Jakiś czas temu w Teatrze Telewizji Andrzej Seweryn fantastycznie odwrócił do góry nogami interpretację "Świętoszka" Moliera, pokazując, jak przy perfekcyjnej realizacji można go rozumieć zupełnie inaczej, niż się wszystkim wydawało. Ta sztuka jednak mu się nie udała.

Na zdjęciu scena z przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji