Rzeźnia sztuki?
W dwa lata po "Szczęśliwym wydarzeniu" nowa inscenizacja Sławomira Mrożka w Warszawie, tym razem w Teatrze Dramatycznym, który przed 17 laty premierą "Policjantów" umożliwił pisarzowi debiut sceniczny.
"Rzeźnia" została pomyślana i napisana jako słuchowisko radiowe, zaś na afisz teatralny trafiła w formie adaptacji dokonanej przez Jerzego Jarockiego - jednego z wybitnych naszych reżyserów, przy tym szczęśliwego posiadacza "sposobu" na transponowanie różnych form nowelistycznych na język sceny (że przypomnę tu jego krakowską inscenizację "Mojej córeczki" Różewicza).
I teraz też - pisząc o scenicznej premierze "Rzeźni" - trudno zdecydować się na wybór: zacząć od Jarockiego, którego słuch, wyobraźnia, pomysłowość i talent decydują, o skali poważnego sukcesu artystycznego, czy może od Mrożka, który w tej "Rzeźni" stawia kolejny znak zapytania nad tematem kultury współczesnej?
"Rzeźnia" - to udramatyzowane myślenie o sztuce, o jej kryzysie czy nawet o klęsce we współczesnym świecie. Inaczej mówiąc - także o "zarzynaniu" sztuki przez samych artystów. Ponieważ Mrożek sam pisze ostatnio o swoim "uniwersalizmie", nie trudno poszukać dla niego uniwersalnych przodków: europejska tradycja "marności" (vanitas) ciągnie się od baroku, a modne zmęczenie Europą, "europejskością" i "europeizmem", zainicjowane już przez... Heinego, w sam raz pasuje do nastrojów nostalgicznej mody retro.
Zresztą "Kulturpessimismus", jako cząstka tego zmęczenia, jest chorobą zakaźną, która nie daje odporności, a przeto powtarza się nawrotami; właśnie Mrożek jest jednym z jej aktualnych nosicieli. Ma on jednak tę przewagę nad, powiedzmy, Arrabalem, że nie mówi wszystkiego całkiem serio, no i że w swych melancholijnych rozważaniach o zbędności sztuki mówi niekoniecznie o sztuce prawdziwej lecz o tej przesublimowanej i samoubóstwiająccj się, o sztuce sztucznej i literaturze literackiej, unikając zarazem ostatecznych wniosków i stawiania ponurej kropki nad "i".
Dlaczego?
Dlatego, że wie, iż o sztuce sztucznej może w ogóle nie warto mówić zbyt serio, zaś o randze autentycznej sztuki i jej miejscu w życiu człowieka, to jest o jej społecznym bycie, też nie decyduje sam artysta, tylko odbiorca, który ją przyjmuje lub odrzuca. Toteż w "Rzeźni", drukowanej jako słuchowisko, bohater - Skrzypek - wcale nie zjawia się na ostateczny akt mordowania zaś w "Rzeźni" Jarockiego już zupełnie niedwuznacznie popełnia samobójstwo na oczach publiczności, oczekującej kolejnej sensacji artystyczno-towarzyskiej.
Spektakl w Teatrze Dramatycznym jest popisem reżysera i aktorów. Jarocki przekształcił niektóre partie słuchowiskowego wielosłowia w sekwencje bezsłownych, ale wiele mówiących, sugestywnych działań scenicznych, naładowanych metaforą. Jest taka scena, kiedy bohater - Skrzypek widzi siebie, dyrygującego wielką orkiestrą: jest jeszcze dzieckiem, ale oto wskakuje pod krynolinę śpiewaczki, by po chwili wyjść stamtąd geniuszem - Paganinim. W tym krótkim obrazie jest wszystko, co istotne w motywacjach "Rzeźni": kompleksy, marzenia, a także sam akt przemiany Skrzypka, będący warunkiem zrozumienia "marności" sztuki.
W całym popisie jest wszakże jedna rysa, jedna - by pozostać przy terminologii muzycznej - detonacja: oto reżyser, a za nim aktorzy, cokolwiek podnoszą rangę i artystyczną, i ludzką Skrzypka oraz całej tej sprawy, rozważanej przez Mrożka. Daje się miejscami świetną muzykę, a Gustaw Holoubek gra z najwyższym napięciem - bohatera serio. Jest to wybitna rola tego aktora, zapewne mówi on poprzez swą postać sporo i o własnych, wieloletnich przemyśleniach, związanych z losem artysty, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jednak dodaje krzyżyk tam, gdzie raczej powinien stać bemol.
Dyrektora filharmonii, który po krachu sztuki staje się menażerem rzeźni, gra Andrzej Szczepkowski - tę rolę można uznać za popis błyskotliwego, ironicznego rezonera. W roli Paganiniego-Rzeźnika Zbigniew Zapasiewicz: to także piękna etiuda, bardzo swobodnie zagrana, z ironią i dystansem .Wreszcie w roli zaborczej, okradającej z osobowości Matki , dawno nie oglądana, Wanda Łuczycka. W pozostałych - Janina Traczykówna i Czesław Kalinowski.