Artykuły

Kolorowe getto

"Kupiec wenecki" w reż. Gabriel Gietzky'ego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Andrzej Ficowski w Portalu Rita Baum.

Tak naprawdę wrocławski "Kupiec wenecki" zaczyna się prowokacyjnie w przestrzeni miasta; zapowiadające spektakl bilboardy oraz trzepocące na wietrze flagi, z manifestacyjnie wpisanym krzyżem w gwiazdę Dawida, są ostrym i pobudzającym do myślenia znakiem, który pyta o sens powszechnie przyjętych norm społecznych. Nie wiem oczywiście jakie skojarzenia konkretnie miały zostać uruchomione takim zabiegiem, ale odniosłem wrażenie, że zaanektowanie tkanki miejskiej symboliką chrześcijańsko-żydowską wpisaną w intensywnie tęczowe pasy, nasuwa skojarzenia getta, po prostu i ewidentnie, mimo gestu wobec mniejszości seksualnych. Wersja współczesnego getta to sieć wzajemnych uprzedzeń i nietolerancji, wykreowanych jakby na własne życzenie, i zarazem niejako wbrew własnej woli, które zbudowały jednocześnie sytuację nieusuwalnego i demonicznego, w gruncie rzeczy, konfliktu. Widzimy więc zapowiedź sztuki zdecydowanie wkraczającej w delikatne i najczulsze nerwy codzienności, zobowiązując twórcę do swoistego taktu, czy nawet do pewnego rodzaju dyskrecji, jaką musi się wykazać, mając ambicję mówienia o gorących problemach społecznych, ale i nie deformując ich zbytnią dosłownością. Oczywiście są to nie nowe problemy w zapasach ze zbiorowymi traumami, i na myśl przychodzi stary już skądinąd spór o formę wyrażenia doświadczenia Holocaustu. I zdaje się, że taką właśnie optykę zamierzał przyjąć reżyser "Kupca weneckiego", gdzie w kontekście debaty o wydarzeniach w Jedwabnem czy najnowszej książki Jana Grossa spektakl Gabriela Gietzky'ego jest przykładem pokory reżyserskiej, i ulokowaniu swojej wypowiedzi wręcz na poziomie powierzchni wydarzeń, zakładając zapewne, że oczywistości wszyscy znamy. Tym bardziej, że twórcy spektaklu deklarowali chęć skupienia się na problematyce Innego, pytając o granice i genezę nietolerancji, co mogło z drugiej strony obudzić nadzieję, na równie ostrą co reklama zewnętrzna spektaklu, wymowę ich "Kupca weneckiego". Ale jest inaczej. I to z kilku powodów.

W zasadzie przedstawienie jest rozgrywane w próżni. Ascetyczną przestrzeń sceny wyznaczają długie i masywne firany weneckie, które zamykają plac gry, tonując zarazem połysk nowoczesnych paneli. Zza firan majaczą leniwie ustawione reflektory, uruchamiające zapewne przestrzeń miasta, z której co rusz wyłaniają się i nikną Szekspirowskie postaci. Industrialna, uśpiona, i leniwa nieco muzyka rodem z imprezy techniawkowej. I tyle. Osadzenie akcji "Kupca weneckiego" w próżni jest o tyle ciekawe, że postaci Szekspira zostały odarte z właściwości, że zostały utopione w manifestacyjnej nijakości powierzchownych stereotypów, że nie są po ludzku krwiste, a ich nierealność ucieka niebezpiecznie w stronę absurdu. Ale niestety nic z tych zabiegów nie wynika, nie tworzy nowych napięć interpretacyjnych -ani w obrębie tekstu Szekspira, ani w stosunku do sporadycznych i ledwo co sfastrygowanych odniesień wobec współczesności. Wszystko jest jakby na pół kroku zaprojektowane, i aż się prosi, aby ta specyficznie plakatowa konwencja postaci Gietzky'ego została czymś dopowiedziana. Aby pojawił się kontekst. Presja większości? Znieczulenie społeczne? Brak czujności zbiorowej? Czysta przemoc? Niemoc decyzyjna? A może uwarunkowanie antropologiczne? Cokolwiek, chciałoby się powiedzieć. Bo konflikt trzech tłumaczeń tekstu to trochę za mało jak przystało na "Kupca weneckiego".

Żyd Shylock (Bolesław Abart) mówiący antykwarycznym językiem przekładu Leona Urlicha został upozowany na odwiecznie skrzywdzonego żyda i w takim geście pozostaje do końca spektaklu; tylko rozłożyć ręce i płakać nad jego twardą jak kamień naturą. Antonio (Jerzy Senator) to papierowy i cyniczny próżniak, który jakimś cudem sprawnie manipuluje swoją świtą - przypasionym Cyganem czy cherlawym skinem. Z wielkopańskimi gestami dzikiej nowoczesności zredukowanymi do złoconej wanny, z jawnym homoseksualizmem i folgowaniem instynktom, jest idealną ikoną stereotypu wygodnego i rozpasanego w żądzach chrześcijanina Zachodu, który za nic ma funkcjonujące prawo. Funt własnego mięsa postawiony pod zastaw obligu waży tyle co stosunek właściciela wobec prawa. Kluczowa dla sensów całego spektaklu mogłaby być scena w Trybunale; upozorowana na sędziego Porcja (Lena Frankiewicz) jest esencją postawy "wygodnego prawa", gdzie liczy się inteligencja, cyniczny spryt, oratorskie popisy i sprawne manipulowanie prawem. Sędzia swoim wyglądem i sposobem mowy przypomina momentami Harrego Pottera. I wtedy już nic nie dziwi, i wtedy już wszystko jest możliwe. Ale nic z tego - ani jednej sugestii o homofobii czy antysemityzmie, nic o zwierzęcej nienawiści etnicznej. Nic o degradującej ludzką duszę sile pieniądza. Podobnie dzieje się na planie emocjonalnym wrocławskiego "Kupca weneckiego"- trudno bowiem uwierzyć w miłość Jessiki do Lorenza, i w konsekwencji do szaleństwa Shylocka. Z zauroczeniem Porcji i Bassania (Szymon Czacki) jest analogicznie; bardziej możemy zrozumieć emocje kochanków wypływające z wersów Szekspira niż zobaczyć i poczuć te emocje u żywych aktorów. I najciekawsze aktorsko, czyli w wypadku tego spektaklu najbardziej prawdopodobne, są sceny z zalotnikami Porcji, gdzie karykaturalni władcy Maroka i Aragonii mówią w swoich ojczystych językach, doprowadzając widownię do eksplozji śmiechu.

Ostatnia scena "Kupca weneckiego" jest już tylko przelaniem czary goryczy, dekadenckim tańcem zbiorowej amnezji. Antonio i świta kołyszą się sennie. I aż się prosi, aby hipnotyczne dźwięki okazały się nie tylko transowymi rytmami rozbawionych europejczyków, ale by przerodziły się w namysł nad niezrozumiałym szaleństwem dwóch wielkich religii, i aby zmusiło nas do cofnięcia się w niepamięć, a nie do niepamiętania.

Tak więc paradoksalnie broniłbym tego bardzo grzecznego i cichego spektaklu właśnie za kapitał niezrealizowanych pomysłów. Czasami ambitna porażka jest wartościowsza od łatwego sukcesu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji