Będziemy mierzyć coraz wyżej
- W łódzkim Teatrze Wielkim powinni pracować - i już pracują, i będą pracowali - najwybitniejsi realizatorzy operowi. Pragnę też, by poziom wokalistów był taki, jaki jest oraz wyższy - dyrektor Teatru Wielkiego Kazimierz Kowalski zdradza plany repertuarowe przyszłego sezonu, w rozmowie z Michałem Lenarcińskim z Polski Dziennika Łódzkiego.
Michał Lenarciński: Teatr Wielki jako pierwszy w Łodzi ogłosił plan premier na przyszły sezon. Będzie ich dużo czy mało?
Kazimierz Kowalski: O jedną mniej niż w mijającym sezonie i nie będzie to ani dużo, ani mało. Otworzymy nowy rok artystyczny premierą "Dziadka do orzechów", baletu Piotra Czajkowskiego w choreografii Giorgia Madii (premiera 11 października 2008 r.) - artysty, którego realizacje cieszą się jednakowym uznaniem krytyki i publiczności. Kolejne trzy propozycje operowe to: "Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta (premiera 20 grudnia 2008 r.), "Wolny strzelec" Carla Marii Webera (premiera 14 lutego 2009 r.) i "Faust" Charlesa Gounoda (premiera 13 czerwca 2009 r.) -wszystkie w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego.
Skąd taka decyzja?
- Waldemar Zawodziński jest wybitnym artystą i reżyserem, który pracuje na wszystkich najważniejszych scenach teatralnych i operowych, tylko - przez ostatnie lata - nie w Łodzi. Pomyśleliśmy, że łódzki Teatr Wielki powinien mieć w repertuarze kilka jego realizacji. I im prędzej tak się stanie, tym większą satysfakcję będą mieli: teatr, czyli artyści, i publiczność. Wierzę, że Waldemar Zawodziński da nam i naszym widzom wspaniałe przedstawienia.
To cztery premiery, a piąta?
- Piątą będzie premiera baletowa, inaugurująca jak zawsze Łódzkie Spotkania Baletowe, które w maju przyszłego roku odbędą się po raz dwudziesty. Autorski spektakl przygotuje Giorgio Madia.
Zatem sezon dwóch realizatorów?
- Ale jakich! I Waldemar Zawodziński, i Giorgio Madia nie tylko ustalają najwyższe kryteria artystyczne, nie tylko proponują niezwykłą estetykę i poetykę, ale też cieszą się, jak już mówiłem, uznaniem krytyki i publiczności, co jest tym cenniejsze, że nie zawsze idzie w parze. Ale nie do końca będzie to sezon dwóch realizatorów, bowiem do współpracy zaprosiliśmy również doskonałych dyrygentów: Antoniego Wicherka ("Faust") i Marcina Borowicza ("Czarodziejski flet"). Operę Webera przygotuje nasz znakomity dyrygent Tadeusz Kozłowski. Trzeba jeszcze dodać, że w dziełach tych występować będą nasi soliści, którzy reprezentują nie tylko europejski, ale - światowy poziom. I taką opinią cieszą się w gronie najbardziej wymagających dyrygentów i reżyserów.
Tymczasem jeden z tych solistów otrzymał wypowiedzenie z pracy...
- Tak się złożyło, że Krzysztof Bednarek, na pewno wybitny solista, nie ma dla naszego teatru za wiele czasu. Mówię za wiele, bo na przykład w tym sezonie specjalnie dla niego przygotowaliśmy piękną operę Jacąuesa Offenbacha - "Opowieści Hoffmanna", w której występując miał obchodzić swój jubileusz 25-lecia pracy artystycznej. Choroby nie wybierają i nie mógł zaśpiewać tej premiery, o czym dowiedziałem się poprzez sekretariat, gdzie złożył zwolnienie lekarskie. To nie był jedyny przypadek w ostatnich sezonach. Krzysztof Bednarek korzysta z wielu propozycji płynących od innych teatrów i myślę, że to dobrze. Szkoda, gdy wybiera inne sceny, biorąc w macierzystym teatrze urlop.
Ale w "Fauście" taki głos jak Krzysztofa Bednarka bardzo by się przydał.
- Krzysztof Bednarek będzie zawsze mile widziany w Teatrze Wielkim w Łodzi. Zawsze, jeśli tylko wyrazi chęć, będzie występował gościnnie. I jeśli artysta znajdzie czas na przygotowanie partii Fausta, a reżyser będzie akceptował zdanie Krzysztofa Bednarka (ostatnich kilka miesięcy pokazało, że Krzysztof Bednarek miał swoje zdanie na temat reżyserów, z którymi pracował), to z pewnością będzie do śpiewania Fausta zaproszony. Tym bardziej że to partia absolutnie dla niego.
W mijającym sezonie pracowały sławy: Madia - świetne "Opowieści Hoffmanna", Wiesław Ochman - moim zdaniem nieciekawy "Eugeniusz Oniegin", opromieniony sukcesami Michał Znaniecki - nieudana "Włoszka w Algierze".
W przyszłym sezonie tylko dwaj twórcy, a gdzie tacy reżyserzy jak Krzysztof Warlikowski czy Mariusz Treliński - cieszący się opinią zjawiskowego reżysera operowego?
- Do wymienionych dodałbym jeszcze Laca Adamika -artystę niewątpliwie znakomitego i uznanego. A że coś czasami może się nie udać czy nie spodobać? Tak bywa.
Wracając do Trelińskiego i Warlikowskiego...
- Treliński i Warlikowski - też będą. Tak wybitni twórcy mają jednak kalendarze wypełnione na wiele sezonów naprzód. Ale już rozmawiałem z Mariuszem Trelińskim i jestem bardzo szczęśliwy, że będzie u nas pracował w roku 2010. Liczę też, że Krzysztof Warlikowski znajdzie w swoim kalendarzu termin dla nas. Już dziś mogę nawet podać tytuł opery, którą w listopadzie 2010 roku przygotuje w naszym teatrze wielce utalentowany, jeden z najwyżej cenionych reżyserów teatralnych - Grzegorz Wiśniewski, którego bez wahania zaprosiłem do współpracy po obejrzeniu w tym sezonie w Teatrze imienia Jaracza jego fantastycznej inscenizacji "Brzydala". Wiśniewski wyreżyseruje, już zbyt długo nieobecną na naszym afiszu, wielką operę Verdiego - "Don Carlosa". Przyznam też, że chcę tych twórców związać na stałe z łódzkim Teatrem Wielkim. Dlaczego nie mieliby właśnie w Łodzi realizować swych autorskich pomysłów?
- Chcę utrzymać tendencję wzrastającego zainteresowania naszym teatrem
Jak scharakteryzowałby Pan swoją politykę dyrektora artystycznego?
- W łódzkim Teatrze Wielkim powinni pracować - i już pracują, i będą pracowali - najwybitniejsi realizatorzy operowi. Pragnę też, by poziom wokalistów był taki, jaki jest oraz wyższy.
A balet? W tym sezonie nie udało się zrealizować ani jednej premiery baletowej.
- Wynikało to nie z powodu opieszałości zespołu baletowego, ale z budżetu teatru. Cały zespół Teatru Wielkiego dostał w tym roku podwyżki i brak premiery baletowej jest ceną, jaką za to zapłaciliśmy, nad czym boleję. A poza tym sezon był krótszy - z racji remontu. W przyszłym sezonie premiery baletowe będą dwie.
Co powie Pan tym, którzy uważają, że teatr operowy gra zbyt wiele operetek?
- Teatr Wielki musi zaspokajać zainteresowania swojej publiczności. W repertuarze mamy osiemnaście tytułów oper i sześć baletowych. Operetki są trzy i jeden musical - "Błękitny zamek" - od ponad dwudziestu lat cieszący się nieustannym powodzeniem u publiczności, co jest swego rodzaju rekordem. Myślę więc, że proporcje nie są zaburzone. W Metropolitan Opera czy Operze Wiedeńskiej operetki są stale obecne. Dlaczego nie grać tego repertuaru, zwłaszcza że publiczność go uwielbia? Teatr Wielki nie może okopać się w wielkości kojarzonej ze skostniałą tradycją i grać tylko poważne dzieła operowe. Tak jak nowoczesne inscenizacje mogą śmiało funkcjonować obok tradycyjnych, tak operetka i musical mogą żyć obok opery.
W repertuarze dużego wyboru musicalowego nie ma: jeden "Błękitny zamek".
- I to chcę zmienić. Rozmawiałem już z Wojciechem Kępczyńskim, reżyserem dyrektorem warszawskiego Teatru Roma, autorem głośnych sukcesów amerykańskich musicali, o przygotowaniu w Łodzi doskonałego pod każdym względem musicalu Claude-Michela Schónberga "Les Miserables", znanym też pod tytułem "Nędznicy".
Kiedy premiera?
- Jeszcze za wcześnie o tym mówić. Trwający remont utrudnia pracę - sezon jest krótszy - ale będą pewnie i ułatwienia, gdy stanie budynek dla sceny kameralnej. Myślą już Państwo o repertuarze dla tej przestrzeni?
- Jest mnóstwo możliwości repertuarowych. Literatura muzyczna bogata jest w opery kameralne, mała scena może być idealnym miejscem na recitale naszych solistów, przedstawienia przygotowywane specjalnie dla najmłodszej publiczności, a także formy eksperymentalne, od których nie powinniśmy się odwracać.
Za dyrekcji Marcina Krzyżanowskiego teatr popadł w długi, ale od czasu do czasy w Łodzi gościły gwiazdy światowej wokalistyki...
- Czy możemy zapraszać gwiazdy? Gwiazdy mają terminy na kilka lat naprzód. Jeśli więc chcielibyśmy zaprosić kogoś na przykład na rok 2012, to powinniśmy zrobić to teraz. A my nie wiemy, czy kiedy w 2012 roku trzeba będzie zapłacić honorarium, budżet teatru to wytrzyma. Podobnie jest z Łódzkimi Spotkaniami Baletowymi, które już wypadałoby planować na rok 2011. Czy nasi mecenasi i sponsorzy będą mogli wesprzeć nas potrzebnymi "środkami?
Jakie są Pana marzenia?
- Mam dwa. Chciałbym, by reżyserzy, którzy mają znakomity dorobek i sławne nazwiska, spełniali się u nas w taki sposób, by zadowoleni byli i widzowie, i artyści, i krytycy. I chciałbym też utrzymać tendencję wzrastającego zainteresowania naszym teatrem: gdy w 2005 roku, kiedy jeszcze mnie tu nie było, teatr zagrał 76 spektakli, które obejrzało 53 tysiące widzów, a wpływy wynosiły niewiele ponad milion złotych, to w ubiegłym roku spektakli było 118, widzów 95 i pół tysiąca, a wpływy wyniosły ponad 2,1 miliona złotych. Tylko w ciągu tegorocznych pięciu miesięcy przedstawień zagraliśmy 60, widzów odwiedziło nas 51 tysięcy, a wpływy przekroczyły milion. To pozwala mi sądzić, że publiczność nas lubi. Będziemy mierzyć coraz wyżej.