Najpiękniejsza dla mistrza
"Raj utracony" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Magdalena Talik w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Dokładnie po trzydziestu latach od premiery w Chicago wrocławska publiczność zobaczyła wreszcie "Raj utracony" Krzysztofa Pendereckiego.
Muzyka nie straciła na aktualności, a niezwykła inscenizacja Waldemara Zawodzińskiego eksponuje to, co niezwykle istotne w tym utworze - refleksję nad naturą człowieka. "Raj utracony" nie miał szczęścia do polskich inscenizacji (ostatnia sprzed ponad dziesięciu lat), co można chyba tłumaczyć nie tylko niełatwą partyturą, ale i samym tematem. Poemat Johna Miltona, który stał się kanwą dla libretta opery (autorstwa Christophera Fry'a), wydawał się wręcz nieprzekładalny na język opery. A jednak dzieło Pendereckiego jest niezwykle spójne, intrygujące i wciąż może zachwycić potencjalnego słuchacza, nie tylko znawcę.
Spora w tym zasługa reżysera Waldemara Zawodzińskiego, który w swoim przedstawieniu nie pozwala widzowi choćby na chwilę odwrócić uwagi, opowiadając dobrze przecież znaną historię biblijną w niezwykle dynamiczny i kreatywny sposób. Milton (Jerzy Trela) - przewodnik, wygłaszający ze sceny inwokację i wprowadzający w wydarzenia, ze zrezygnowaniem zdaje się przyglądać losom bohaterów, bo wie, że natura człowieka popchnie go do zerwania przymierza z Bogiem.
Świat rajski jest na scenie porażający zjawiskowymi kolorami albo niewinnie biały. Piekielne czeluście to już tylko biblijny jęk i zgrzytanie zębów.
Nie bez powodu Adam (Stanisław Kierner) i Ewa (bardzo dobra Magdalena Barylak) noszą proste, miękkie ubrania, a upadłe anioły w otoczeniu Szatana (świetny wokalnie Nabil Suliman) są stylizowane na ludzkie szkielety z turpistycznych prac Gunthera von Hagensa i ich przemarsz przypomina pochód filmowych zombie.
Śmierć (Irina Żytyńska) ma co prawda czarny płaszcz kostuchy, ale pod nim kryje się ponętna kobieta, jak z obrazów Jacka Malczewskiego. Wiele scen jest u Zawodzińskiego niezwykle malarskich, a to, z jakim pietyzmem każda z nich zdaje się być wizualną odpowiedzią dla muzyki, zasługuje na podziw. Nie bez powodu po premierze Krzysztof Penderecki stwierdził, że to najpiękniejsza realizacja "Raju utraconego", jaką oglądał.