Artykuły

Otello nie jest Murzynem

"Otello" w reż. Agnieszki Olsten w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Olsten przekonuje w Narodowym, że mężczyźni wolą nienawidzić, niż kochać. Szekspir był facetem, to go wykastrowała.

Agnieszka Olsten na Scenie przy Wierzbowej lubi wytykać mężczyznom niedojrzałość. W Ibsenowskiej "Norze" udowodniła, że Helmer jest dzieckiem wymagającym opieki żony, teraz przedstawia egoistyczną miłość Otella, która przemienia się w morderczą zazdrość.

Helmer i Otello są niedojrzali, ale bałbym się umieścić w jednym szeregu z nimi Szekspira. Tymczasem Olsten, by przedstawić kobiecy dramat Bogu ducha winnej Desdemony, zgrzeszyła brakiem zaufania do autora i okroiła mu tekst. Stworzyła ciekawy portret zazdrości, ale ulegając kobiecym emocjom, zapomniała dosztukować tło i sklecić ramy. Dlatego oglądamy luźny cykl scen na wybrany temat połączonych niezwykle uczuciową, narracyjną muzyką Bartłomieja i Marcina Olesiów.

Nie chcę być podejrzliwy jak Otello, ale mam wrażenie, że Olsten patrzy na związki mężczyzn i kobiet z uprzedzeniem, ideologicznie, by nie powiedzieć: feministycznie. Sceniczny świat dzieli się na kobiece dobro i męskie zło. W tym biało-czarnym ujęciu tylko Otello Jerzego Radziwiłowicza nie jest czarny. Dosłownie. Reżyserka nie pomalowała twarzy wybitnemu aktorowi (który gra zazdrosnego starszego mężczyznę i ofiarę Jagona), jakbyśmy żyli w czasach, gdy obcość kulturowa, rasizm i nieufność wobec obcego to problemy dawno rozwiązane.

Nie usłyszymy, jak Maur przeszedł na chrześcijaństwo ani o tym, że Szekspirowska tragedia zaczyna się, gdy wenecki wódz zamiast Jagona awansował Kasja. To wszystko nie było reżyserce potrzebne, by wypreparować z tragedii studium o zazdrości i innych złych emocjach, które są dla mężczyzn podnietą większą niż miłość. Pokazała to w najmocniejszej scenie spektaklu: gdy Otello i Jagon rozmawiają o rzekomej zdradzie Desdemony, wyją i charczą jak dzikie zwierzęta, oddając się apokaliptycznej męskiej kopulacji. Tak zdaniem reżyserki wygląda ciemne jądro męskości, testosteron w czystej postaci.

Przeraża ją również męska fascynacja złem u Jagona. Znakomity Mariusz Bonaszewski od pierwszej sceny gra tak, jakby przepełniał go jad i parzyły wnętrzności. Jagon Olsten dygocze i odczuwa dziką rozkosz, manipulując ludźmi. Potrzebuje intrygi jak powietrza.

Dla reżyserki ważne są też jego słowa o tym, że człowiek zawsze jest panem swojego losu i nawet zło wybiera świadomie. Albo dobro, jak Desdemona. Grająca ją Agnieszka Warchulska jest piękną, otwartą i kochającą dziewczyną w letniej kremowej sukience, która tuli się do męża, jest spragniona jego miłości i obecności. Nie wyrzeka się uczuć, nawet gdy ten nazywa ją k Kocha do końca. I taka powinna być miłość, jak w hymnie z listu świętego Pawła do Koryntian, tymczasem życie bywa inne, zdaje się utyskiwać Olsten. Zamiast kochać, wolimy ulegać złym emocjom, rozkręcać spiralę agresji, nie umiejąc - jak Otello - nad nimi zapanować.

Ta refleksja jest największą wartością nierównego spektaklu. Gdy na scenie gasną światła, reflektory kierują się na widownię. Wtedy każdy z nas może się przejrzeć w lustrzanej scenografii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji