Artykuły

Bal u Wyspiańskiego

"Oj Oda, Oda" w reż. Ewy Ignaczak w Teatrze Stajnia Pegaza w Sopocie. Pisze Łukasz Rudziński w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Inspiracją dla najnowszego spektaklu Teatru Stajnia Pegaza - "Oj Oda, Oda" - jest twórczość (głównie patriotyczna) Stanisława Wyspiańskiego. Ważkie do dziś kwestie przedstawione są jednak za pomocą anachronicznej formy awangardy z lat siedemdziesiątych XX wieku.

"Oj Oda, Oda" w reżyserii Ewy Ignaczak (premiera w niedzielę 4 maja) to w zamyśle przede wszystkim dialog z naszą w rzeczywistością. Na scenie piątka aktorów, a z nimi muzyk (świetny Jan Olęcki). Panie w czerwonych sukniach balowych, panowie w czarnych smokingach. Jak na eleganckim przyjęciu z muzyką na żywo. Szybko okazuje się, że nie jesteśmy na wieczorku wspomnień po wielkim artyście. Balowicze bawią się w sposób niekoniecznie licujący z godnością strojów, jakie noszą. A i ich Wyspiański nie jest taki oficjalny i na wskroś narodowy, jak ten znany z kanonu lektur szkolnych. W ich interpretacji autor "Wesela" oskarżycielskim tonem pyta co z tą Polską w dobie rozwoju gospodarczego i globalizacji kulturowej. Aktorzy próbują odpowiedzieć na te pytania na rozmaite sposoby. Tekst Wyspiańskiego ubrany w formę monologów każdego z wykonawców, zderzają z zespołowymi etiudami aktorskimi, ilustrującymi sytuacje, z jakimi spotykamy się na co dzień (konwencjonalna wymiana uprzejmości w różnych językach, przeniesiona żywcem z kieszonkowych rozmówek). Z jednej strony polskość - z drugiej Europa. Pojawia się pytanie sugerowane przygrywanym co jakiś czas hymnem Unii Europejskiej ("Odą do radości" z IX Symfonii Ludwiga van Beethovena) - czy jesteśmy Polakami, czy Europejczykami? A jeśli jednymi i drugimi, to jak budować naszą tożsamość?

Te ważkie kwestie przedstawione są jednak za pomocą anachronicznej formy awangardy z lat siedemdziesiątych XX wieku. Wtedy upadek, sygnalizowany przez aktorów poprzez wielokrotne spadanie ze stołu, miał rangę symbolu, dziś jest niewyszukanym i manierystycznym aktorskim gagiem. Aktorzy nie radzą sobie również z "wyjściem" z roli, które w ich wykonaniu pozostaje niewiarygodne i konwencjonalne. A przecież nie chodzi o to, że Wyspiański nie ma już nic do powiedzenia, więc wydziwia i podryguje jak Ida Bocian, Katarzyna Sowala, Henryk Dąbrowski, Jakub Słomiński i Piotr Topolski na sopockiej scenie. Wręcz odwrotnie. Pytania, jakie formułuje reżyserka poprzez fragmenty dzieł Stanisława Wyspiańskiego, pozostają ważne i aktualne, co podkreśla finałowe, metaforyczne wyjście uczestników balu przez tylną, otwieraną ścianę sceny prosto na plażę. Szkoda, że przez nadmierny formalizm przedstawienia, jego sens może się zagubić w sopockim piasku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji