Artykuły

Ścieżki otulają dom

"Dowód" w reż. Andrzeja Seweryna Teatru Polonia w Warszawie na Scenie im. Stanisława Wyspiańskiego krakowskiej PWST. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Pukanie zasypiającego deszczu w dach nad werandą, szmer kół na drodze za drzewami, strzępy wiatru w liściach, kroki Hala (Łukasz Simlat) na schodach w salonie albo już nawet to nie, już tylko nic - głuchonieme zmierzchy bez końca, bezszelestne palce ducha ojca na oparciu bujanego fotela, ciemny koc zwinięty w koci precel, blada żółć światła ledwo żywej lampy... Stąd nie można odejść.

Stąd już nie ma dokąd pójść. Nim cisza, którą noc w noc duch Roberta (Andrzej Seweryn) przynosi na werandę, zbudzi śpiącą pod ciemnymi płachtami folii jego córkę Catherine (Maria Seweryn) - z ziaren najlichszych, z mokrej mowy dachu, szmeru dalekiego, szelestu drzew, żółci zamarłego powietrza, Andrzej Seweryn - reżyser "Dowodu" Davida Auburna - tka cytrynowy smak bezradności: stąd już nie da się odejść. W którąkolwiek stronę skręcisz - zatoczysz koło, wrócisz na werandę. Catherine wie o tym. Wie, że ścieżki przeznaczone dla niej - otulają dom.

Stąd nie da się odejść, nawet idąc po równiku, bądź na zawsze wyjeżdżając na koniec świata, choćby do Nowego Jorku, gdzie w mieszczańskiej sytości żyje Claire (Joanna Trzepiecińska), siostra Catherine. Ścieżki otulają dom i nic nie da się zrobić. Nim "Dowód" na dobre się zacznie, nim cisza ducha zbudzi Catherine, nim duch złoży swej córce urodzinowe życzenia i wręczy butelkę lichego szampana - jest jasne: tu wszystko już się stało, wszystko już było, wszystko jest czasem przeszłym-dokonanym. Zostało tylko trwanie. Trwanie Catherine, jej pamięć, jej powolne wystyganie.

Tak, wszystko już się stało. Robert był ongiś genialnym matematykiem, jednym z największych, prawie bogiem matematyki. I stało się, że głowa nie wytrzymała. Im jaśniejsza stawała się dlań matematyczna struktura świata - tym intensywniejszy był zmierzch w mózgu i trwał coraz dłużej. Aż został na zawsze. Dzień już nie wrócił. Jest w drugim akcie "Dowodu" Seweryna zawrotna scena przejścia Roberta na drugą stronę szaleństwa, na brzeg, z którego się nie wraca. To coraz intensywniej spopielała pamięć Catherine przywołuje tamtą noc na werandzie - i tamta noc powtarza się...

...tamten mróz diabelny, tamte gołe stopy ojca, tamten w górze niewidzialny księżyc jak kosmiczny opłatek wyrżnięty z lodowca... na dole Catherine odczytuje ojcu na głos dzieło jego życia - Dowód... Dowód na co? Dowód czego? Dowód jakiego twierdzenia?... Catherine czyta... w Dowodzie wszystkie zmienne są szronem... z każdym słowem Robert oddala się, nie ruszając się z miejsca... Catherine czyta, że sednem świata jest dojmująca obojętność zewsząd napierającego lodu... skostniałe Chicago, do samego dna na kość stwardniałe jezioro Michigan, świat - dryfująca wokół bezradnego słońca kra w kształcie monstrualnego jaja... Roberta już nie ma... Catherine wie, że nic już nie da się zrobić... wie, że zostało tylko trwanie i czekanie na koniec, najpierw jego, później jej samej... trwanie, czekanie i grzebanie w zimnych popiołach...

Cały "Dowód" Seweryna - to bieda, wybornie przez Marię Seweryn zagrana bieda stygnącej pamięci Catherine. Nic więcej nie zostało. Wszystko, co jest na scenie - ojciec jeszcze uśmiechnięty, jego żarty, jego uczeń Hal, jego przeciw narastającym soplom wychylane drinki, lodowata noc jego szaleństwa, czas jego nieobecności, śmierć wreszcie, śmierć, stypa i przaśna sytość Claire - wszystko, prawie wszystko jest seansem Catherine, błąkającej się po ziemi niczyjej między snem a rzeczywistością. U Seweryna prawie wszystko ma walor onirycznych widm, nawet realność oblana bezlitośnie białym światłem. Jeśli butelka taniego szampana, którą na początku opowieści duch z tamtej strony przynosi realnej swej córce w prezencie na urodziny, jeśli szkło to pozostaje z Catherine, gdy wstaje dzień - skąd brać pewność, co tutaj jest rojeniem, a co jawą?

Dwa wieki temu Samuel Taylor Coleridge zanotował pamiętne wyobrażenie. "Jeśliby jakiś człowiek przechodził we śnie przez raj i dano by mu kwiat na dowód, że tam był, i gdyby obudziwszy się znalazł ten kwiat w ręku... to co wtedy?". Kwiat, butelka szampana, w sumie - jaka to różnica?... Po której stronie budzimy się tak naprawdę? Po której stronie żyje Catherine?

Wyborna jest Maria Seweryn, wyborna jest jej plastyczność. Od warg nieruchomych po frenetyczną wściekłość - wszystko, co tylko chcecie. Wrzask, szept, gest muskający, rozszarpywanie plecaka, płacz, śmiech i nagłe, długie zapatrzenia w tę stronę świata, z której duch ojca zwykł był przychodzić po zachodzie słońca, niosąc w garści ciszę. I to jest bodaj najważniejsze. Gdy stają naprzeciw siebie, duch i córka ducha, widać istotę całej ich przeszłości - niewyobrażalnie delikatną czułość wzajemną dla swych samotności.

A teraz? Nic nie da się zrobić. Nie da się odejść. Trzeba czekać. Może szaleństwo Roberta nie powtórzy się w Catherine? Nie można nie zostać, bo zasypiający deszcz puka tak naprawdę - w dno oka. Tamte koła, tamte liście szemrzą pod włosami. Nie da się stąd odejść, gdyż ścieżki otulają dom - w głowie Catherine. Nie trzeba się skarżyć. Ciemny koc ojca żółtym zmierzchem zwinięty w koci precel na bujanym fotelu pod mokrym dachem jest na zawsze blisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji