Artykuły

Szekspir a la Mumio

"Kupiec wenecki" w reż. Gabriel Gietzky'ego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.

Jan Kott przekonywał, że Szekspir nie jest ani komiczny, ani tragiczny, lecz gorzki. Zdumiewające, ale reżyser Gabriel Gietzky we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pozbawił "Kupca weneckiego" jakiegokolwiek smaku

Klasycyzująca, powściągliwa scenografia Dominiki Skazy. Industrialnie, mocno brzmiąca muzyka Aleksandry Gryki. Delikatny dekolt teatralnej kasjerki, który unieważnił późniejszą niby-zmysłowość na scenie. Tyle dobrego da się powiedzieć o tej inscenizacji. Reszta jest zbiorem przypadkowo zlepionych krotochwil, zabawką aktorów prowincjonalnych. Gietzky, ciekawy interpretator dzieł kameralnych, na dużej scenie nie dał rady. Odarł Szekspirowski dramat nie tylko z kontekstu władzy, pieniądza czy braku akceptacji dla seksualnej odmienności, lecz i z symboli, które dałoby się zaczepić we współczesności. Nie ma tu społeczności wykluczonych. Nie ma kast ni klas. Nie ma weneckiego, bogatego kupca-homoseksualisty Antonia. Nie ma zamożnego, ortodoksyjnego Żyda Shylocka. Nie ma bogatej i inteligentnej Porcji. Są figurki z papier mache. Na początku wydawało się, że reżyser trafnie dostrzegł, iż historia Shylocka, który pożycza pieniądze Antoniowi pod zastaw funta mięsa z jego ciała, jest równie prawdopodobna jak fabuły komedia dell'arte. Że to konwencja. Stąd usprawiedliwienie dla umownej, niemal dwubarwnej czasoprzestrzeni. Oszczędność dekoracji i rekwizytów. Plakatowe kostiumy. Zaczyna się baśń i gra symboli. Zgoda na kontrakt, przekazanie pieniędzy Bassaniowi (nieprzekonujący Szymon Czacki), męskiej miłości Antonia (poprawny Jerzy Senator) otwiera rozmowę o cynizmie i granicach pobłażania. O seksie i wierności. Próba uwiedzenia przez Bassania Porcji (zbyt mało zmysłowa Lena Frankiewicz) to dysputa o tradycji, władzy i bogactwie. Ucieczka z domu zakochanej w Lorenzu Jessiki to początek bólu Shylocka-ojca, źródło jego religijnego amoku, impuls zaślepiającej nienawiści. A w tym"Kupcu weneckim" nie ma dysputy o antysemityzmie, o homofobii, nie ma ani słowa o przeznaczeniu, władzy i pieniądzu, jest papierowy teatrzyk. Krotochwila wypiera poezję, świetlicowa propaganda komediodramat Poważny błąd inscenizacji to lichość postaci. Bohaterowie Gietzky'ego nie śnią i nie żyją. Nie tęsknią i nie pragną. Żadna z postaci nie ma psychiki ani ciała. Żądzę władzy, nienawiść, mściwość zastąpiły monotonne recytacje i kostiumy z telewizyjnych court shows.

Shylock, postać tragiczna, grzmi tubalnym głosem Bolesława Abarta niczym sekretarze partyjni na wiecach w marcu 1968 roku - aktorska porażka. Namiętność Porcji i Bassania Gietzky ubrał w kostiumy z lumpeksu. Porcja najczęściej staje niczym pin-up girls z zapałczanych etykiet, Bassanio giba się jak fordanser w gminnym klubie. Żadne z nich niczego nie konfrontuje, a spór o zaręczynowy pierścionek, którym Bassanio opłacił uwolnienie Antonia od śmierci, przypomina kłótnię przekupek o nać pietruszki. Pożyczka i okrutny zastaw, porwanie, zmiana wiary, fetum, decydujące o wyborach przyszłości, nie znalazły wyrazu w bezradnych aktorach. Żadnego światłocienia, niuansów, symboli. Z jednej strony - katolicy, z drugiej żydzi. Ale jak w to uwierzyć. Z powodu mycki na głowie Shylocka czy z powodu mobilnej wanny, w której tylko katolicy chętnie się kąpią? We Współczesnym naprawdę rozbawił mnie tylko nowy wariant skeczu Mumio (dubbingowana live wizyta inkasenta z gazowni). Prowadzone po arabsku i hiszpańsku zaloty Porcji z marionetkowymi władcami Maroka i Aragonii rozśmieszyły mnie do łez. Tylko że skecz Mumio trwał kilka minut, a spektakl Gietzky'ego dwie godziny. Za długo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji