Artykuły

Straszna pani

Koncepcja spektaklu jest bardzo spójna. Wszystkie elementy doskonale się uzupełniają. Niestety całość rozbija się o aktorstwo - o "Wizycie straszej pani" w reż. Roberta Czechowskiego w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze w pisze Hanna Włodarczyk z Nowej Siły Krytycznej.

Friedrich Dürrenmatt w swojej adnotacji do "Wizyty Starszej Pani" napisał: "piszę w oparciu o właściwe mi zaufanie do teatru. (...) aktorowi nie trzeba wiele, żeby przedstawić człowieka".

Sztuka Dürrenmatta napisana została "dla teatru", jest (jak sam autor mówi) tylko "powłoką, tworzywem". Zatem właściwie nie istnieje niebezpieczeństwo, że zbytnia ingerencja reżysera w treść dramatu pozbawi autora tożsamości. Durrenmatt stworzył wyjątkowy rodzaj tragedii z wydźwiękiem moralizatorskim. Aby uciec od zbędnego i męczącego patosu, ponure tło wyposaża w akcenty komiczne i satyryczne. Dzięki temu dystansuje się do morałów płynących ze swoich utworów. Bohaterów nie obdarza indywidualnymi cechami - raczej świadomie przeciwstawia się konwencji teatru psychologicznego, daje im cechy ogólne, tworzy bohatera zbiorowego, demaskując typy ludzkich charakterów.

Akcja dramatu rozgrywa się w małym, zrujnowanym szwajcarskim miasteczku Gullen, w momencie przyjazdu Klary Zachanassian - miliarderki, która jest dla wszystkich ostatnią finansową nadzieją. Prowadzi ona bardzo wyrachowaną grę z mieszkańcami Gullen. Obserwujemy, jak łatwo kruszą się wartości i jak łatwo kupić ludzkie sumienia i dusze. Klara obiecuje pomoc, ale stawia jeden warunek. Za miliard ofiarowany miastu, chce kupić sprawiedliwość. Jest ona dla niej wymierzeniem kary za doznane krzywdy w młodości. Przed wielu laty Alfred Ill - zrujnowany sklepikarz, zdradził ją i upokorzył w imię korzyści finansowej. A zatem, żądna zemsty kobieta u szczytu władzy i fortuny kontra nieświadoma ofiara - bezmyślny, prosty człowiek. Uznaje winę, godzi się z bezsensowną, ale bohaterską śmiercią, przezwycięża strach.

"Wizyta Starszej Pani" to pierwszy spektakl wyreżyserowany w Teatrze Lubuskim przez nowego dyrektora - Roberta Czechowskiego. Dlaczego wybrał akurat Dürrenmatta? Można to interpretować jako krok w kierunku teatru wartości, jako pytanie o istotę kreacji artystycznej. A czy obecność prawie wszystkich aktorów TL na scenie było sposobem na ich sprawdzenie, poznanie?

Koncepcja spektaklu jest bardzo spójna. Wszystkie elementy doskonale się uzupełniają. Czechowski wraz ze scenografem Janem Polivką i reżyserem światła Piotrem Pawlikiem, stworzył demoniczny, niespokojny, wręcz wariacki nastrój. Pod względem gry aktorskiej jest już niestety nierówno, obok scen bardzo dobrze zagranych, są takie, gdzie akcja zamiera, a siła wyrazu jest całkiem przeciętna. Nie tłumaczy tego bynajmniej teatralna zasada kontrastu.

Wątpliwości budzi brak niektórych postaci (np. lekarza), a obecność innych, nie stworzonych przez Dürrenmatta (kelnerka, wariatka). Mało czytelne jest również odwołanie do starożytności. W spektaklu mieszają się konwencje - orientalna, intuicyjna muzyka, absurdalne flamenco, elementy groteskowej pantomimy, przerysowana (czasem niestety nie do zniesienia) gra aktorska. Ale chyba właśnie o to chodziło Dürrenmattowi.

Bardzo wyraźną metamorfozę mieszkańców podkreślają ich kostiumy (Elżbieta Terlikowska). Żółty kolor (symbolizujący u Dürrenmatta postępujący dobrobyt) zamieniono na czerwony. Dürrenmatt uciekał od metafor, czy zatem jest tu zasadne tak częste ich używanie? Przestrzegał także przed "zwierzęcą powagą", okrutną fabułę radził przedstawić po ludzku, z należytym dystansem. W postaci Klary (Elżbieta Donimirska) powaga zbyt raziła. Nie udało się stworzyć postaci poetyckiej, kamiennego bóstwa tak, żeby akcja nie traciła tempa. Postać Klary była co prawda oschła i niezmienna, ale strasznie ociężała. Nie przekonywały nagłe wybuchy jej ludzkich uczuć (skąd? dlaczego?). Zabrakło w niej tego gorzkiego humoru. Stała się podobna do królowej śniegu. Już nie starsza, ale straszna pani.

W role Illa wcielił się Jerzy Kaczmarowski. Doskonale wyważona gra aktorska, świetnie się sprawdził w roli pierwszoplanowej. To jego postać wprowadzała dynamikę w tę, sensacyjną przecież, fabułę. Bo akcja niestety niekiedy zamierała. Długie momenty zbiorowego patrzenia w dal czasem były irytujące.

Jednoznacznie fenomenalnym elementem spektaklu była muzyka. Grał na żywo zespół Mate (Rafał Żurawiński, Jakub Osypiński, Michał Chłodnicki, Piotr Stepek, Piotr Walorski) wraz z pieśniarką intuicyjną, poetką haiku Aliną Konwińską (Alin K.Sarit). Niezwykłego nastroju dodawało instrumentarium: misy tybetańskie, drumle, dzwonki, gongi. Muzyka szła za treścią, wypełniała puste przestrzenie. Zresztą po zakończonym spektaklu publiczność klaskała przyzwoicie - ni mniej, ni więcej. Gdy na scenę wszedł zespół muzyczny - wszyscy poderwali się z miejsc. Reakcja publiczności powinna być najlepszą rekomendacją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji