Artykuły

To warto znać!

"Szewców" nie sposób sknocić i choćby dlatego warto tę sztukę znać, jako swoisty fenomen dramaturgiczny. Powstała ona z sumy doświadczeń Witkacego-człowieka i Witkacego-pisarza, późno, bo w 1934 roku, kiedy wydarzenia w Europie zaczęły nabierać złowrogiego sensu. Dziś, kiedy przewaliło się przez świat to, co wówczas dopiero nabierało rozpędu, "Szewcy" okazali się niezniszczalni. Można tę sztukę grać w maskach, w kostiumach z XX i XXI wieku, można kazać ją aktorom beznamiętnie odczytywać bądź zaśpiewać, dorobić muzykę i balety, a sztuka się obroni i będzie stała mocno oparta na rzeczywistości nawet się nie zachwieje.

Jerzy Jarocki jest reży­serem, któremu w ostatnich latach wszy­stko, czego tknie, zamienia się w fa­jerwerk i bombę. Krakowski spek­takl "Szewców" będzie, sądzę, wy­darzeniem teatralnym nie na jeden sezon. Jest to spektakl oddziwaczniony, czysty, jasny, klarowny. Tak uporządkowany, że aż dziw bierze, że można mówić jeszcze o niezrozumialstwie Witkacego.

Wszystko dzieje się tutaj przed al­bo po przewrocie. Innego czasu nie ma. Sam moment przewrotu cieniowany delikatnie, stonowany, wyciszony. Życie nabiera rumieńców kiedy jest już po wszystkim. Jakie życie?

Porządek pierwszy.

Perwersyjna arystokratka, księżna Irina szuka podniecających wrażeń, drażni zmysły, wyzwala chuć. Pro­kurator Scurvy skazuje na śmierć, schnie z pożądania, hoduje kompleks nuworysza we fraku i lakierkach. Szewcy przybijają obcasy, szyją cho­lewki, klną swoją szewską dolę.

Porządek drugi.

Prokurator Scurvy zdobywa wła­dzę, bo nie mógł zdobyć kobiety. Za to teraz będzie ją mógł wtrącić do więzienia. Rządy "sprawiedliwości społecznej" następują automatycznie. Wobec tego księżna w więzieniu ro­bi buty, szewcy siedzą nic nie ro­biąc w sąsiedniej celi. Na straży stoi gwardia Scurvy'ego. "Dziarskie Chło­paki". Swojskie, konopne czupryny, prężne ramiona, ogorzałe twarze. Widać, że pójdą na rozkaz bić jak szatany. Każdego.

Szewcy w więzieniu dojrzewają ideologicznie. Majster Sajetan wyrasta na przywódcę. Następuje "zbu-rzenie murów bastylii", interwencja zbrojna, powrót do pracy i "uszewczenie" "Dziarskich Chłopaków", którzy zamiast dławić bunt zaczy­nają dziarsko przybijać obcasy.

Porządek trzeci.

Przy biurku, na fotelu majster Sa­jetan. Na kozetkach czeladnicy. Każ­dy ma dla siebie, tylko dla siebie te­lewizor, tylko dla siebie syfon wody sodowej, tylko dla siebie półlitrówkę z czerwoną kartką. Odziani a la play­boye w wydaniu masowym. Wokół puszyste dywany, kotary, ozdoby w burdelowym guście. Komfort żałosny i śmieszny. Ale kosztowny. W kącie buda. Na łańcuchu Scurvy. Księżna, przedzierzgnięta z damy w "nahaj-babę", niezniszczalna dziwa, która przetrwała przewroty, ideologów, ich gwałtowne śmierci i mozolne kano­nizacje.

Porządek czwarty.

Sajetan musi umrzeć.

"Czeladnik: Wyście majstrze, mi­mo zasług, pryk starej daty. Nic wam do naszego młodego życia... Mów se burżujskie modlitwy. Nie mogłeś da­lej wodzem żywym być, boś się wyprztykał przedwcześnie przez te przeklęte papirusy i gadanie bez ni­jakiego pomiaru, to będziesz świę­tą mumią ale martwą, kocie! Wte­dy my te resztki twojej siły zeskamotujemy i stworzymy mit o tobie, a nie damy ci się rozłożyć za życia na oczach tłumu... Dawaj łeb majster i nie traćwa czasu na gadanie."

Śmierć wodza rewolty majstra Sajetana Tempe jest śmiercią paskud­ną. Z toporem szczerozłotym tkwią­cym we łbie umiera długo, pogrążo­ny w gadulstwie. Tymczasem na sce­nę wchodzą zjawy: hiperrobociarz z termosem-bombą, kmiecie z chochołem i "dziwką bosą tymczasowo tyl­ko obutą", Gnębon Puczymorda - poszlacheckie straszydło. Na piede­stale - księżna: "Teraz bierz mnie, który chcesz".

Finałowa scena. Zmysłowe poję­kiwania, wzdechy, mruczenia, zwie­lokrotnione przez mikrofony, pot­wornieją w całej sali, zamykają wi­dza ze wszystkich stron. Światła, cie­nie, półcienie, strzelista konstrukcja, na której szczycie stoi kocio-ptasia, seksapiliczna, postać "wszechbaby". Do niej lezą, pełzają, czołgają się ze wszystkich stron. Finał na wysokie C. Ale okazuje się, że to był... tylko półfinał.

Porządek piąty.

Na scenę wkraczają karzełki. Mi­niaturowe człowieczki we frakach i cylindrach. Obojętnie przekraczają leżących. Strzępy poufnej rozmowy. ...Ja rezygnuję na razie z upaństwo­wienia kompletnego... ...prześwietlenie ideowe tego faktu... ...jedynie czasowe przesunięcie... ...tyle kompromisu, ile tylko absolut­nie konieczne...

Porządek piąty jest gotów. Kiedy to się stało? Ale chyba znów jest po przewrocie...

Streszczanie dramatu Witkacego jest zabiegiem barbarzyńskim. Po stokroć barbarzyńskim jest stresz­czanie przedstawienia. Ale wydaje mi się, że "Szewcy" nic na tym nie tracą. Jest to taka zabawa, jak z ka­lejdoskopem. Te same szkiełka, a ciągle coś nowego. Oczywiście nie sposób opowiedzieć, jakie wrażenie robi wejście karzełków. Jaka kon­sternacja panuje na widowni, gdy nagle, władza przenosi się w parte­rowe rejony i na wysokości metra lśnią eleganckie cylindry, a piskliwe głosiki z powagą omawiają sprawy najwyższej wagi państwowej. Ten spektakl jest pełen fantazji, choć Jarocki stonował nawet niektóre ja­skrawości proponowane przez same­go autora. Np. u Witkacego w dida­skaliach czytamy, że Scurvy w mo­mencie przejęcia władzy wchodzi ,,w czerwonym huzarskim mundurze a la, Lassale", a mundury "Dziarskich" kapią od złota. Tu nic nie kapie, chłopcy są niemal ascetycznie ubra­ni, pozbawieni kokieterii, a Scurvy w schludnym, skromnym stroju (spo­dnie i koszula koloru "pustynnego") bez ozdób i dystynkcji jest człowie­kiem, który ma władzę autentyczną, nie operetkową. Jest to po prostu świetne przedstawienie. Rodzą się takie spektakle z absolutnego wy­czucia sceny, z siły i nośności dra­matu, z reżyserskiej odwagi, która pozwala nie bać się ani naturalistycznej siekiery, ani realistycznego buta, ani zdewaluowanego chocho­ła, ani elementów happeningu i cyr­ku. Jarocki ma wielką teatralną in­tuicję. To, co innemu reżyserowi stanęłoby kością w gardle, jemu wy­pala fajerwerkiem.

Witkacego wiedza o przewrotach była niemała, choć może nieco jed­nostronna. W "Szewcach" pobrzmie­wają zarówno echa niedawnego przewrotu majowego, dawnej fran­cuskiej rewolucji, jak i faszystow­skich puczów. Nie można tego wszy­stkiego sprowadzić do wspólnego mianownika i Witkacy wie o tym, ale nie stara się wnikać w złożoność elementów każdej rewolty i każdej rewolucji. Fascynuje go sam mecha­nizm walenia się i odradzania wła­dzy oraz mechanizm jej użycia. Fas­cynują go w równym stopniu szew­cy, dziarscy chłopcy i karzełki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji