Artykuły

Szewskie konfrontacje

Ta sztuka stała się szlagie­rem minionego sezonu. Czy dlatego, że właśnie w "Szew­cach" Witkacy jawi się nam jakby na nowo, że właśnie tu krańcowo, prowokuje i niepo­koi? Dziś, teraz, po tylu la­tach? Czy dlatego może, że zmęczeni na co dzień jałowym i pustym teatrem, który chce się zwać politycznym, tak chę­tnie poddajemy się ułudom: to o nas, słowa prorocze i sło­wa groźne. Wyławiamy przeto iluzje, powiedzonka, cieszymy się zaskakującymi skojarzenia­mi, wychwytujemy to, co ma odniesienia do współczesności. Bijemy brawa. Radośni, zdzi­wieni, czy także - zatroskani?

"Szewcy" są rzeczywiście sztuką polityczną, rzeczywiście proroczą, jednocześnie przecież osadzoną w konkretnych re­aliach. Wizja historyczna Wit­kacego narodziła się w latach trzydziestych; groteskowa i przejaskrawiona, a jednak przeprowadzona konsekwetnie, wieściła całkowitą zagładę. Myśli ludzkiej i ludzkich idei, techniki, kultury, twórczości. Świat robotów jest także po­zorem, co więc pozostaje? Zwiastunem programu staje się Puczymorda, wyrosły z zastępów "jurnych chłopców", tych, co to brutalnością i siłą chcą podporządkować sobie świat. Przed tą ostateczną ka­tastrofą chciał bronić siebie i własna sztukę Witkacy: wie­my, nie obronił, wybrał ostate­czność.

Ta opowieść o życiu szewców, pisana powtórzmy: w roku 1934, o ich buncie, społecznym awansie, o braku wiodącej idei, a zatem o konieczności pierwszego pała­cowego zamachu - pisana była z pozycji nie polityka, a historiozofa. oglądana dziś, dziś komento­wana i - podziwiana wzbudza w nas wielorakie refleksje; także do­tyczące scenicznej formuły, w ja­kiej trzeba zamknąć to bogactwo pomysłów, sugestii, tę mnogość słów, zadziarność autorskich prog­noz i społecznych diagnoz.

Na nic zdają się wołania Konstantego Puzyny, by wre­szcie Witkacego "grać po Bo­żemu"; ten tekst prowokuje do inscenizacji szerokich, namięt­nych, nie wolnych od łatwych, lub zakamuflowanych aluzji; dotyczących władzy, władania ludźmi, ludzkimi umysłami i ludzką wolą.

Jerzy Jarocki dał przedsta­wienie oszałamiające wieloś­cią pomysłów, wartkością ak­cji, spektakl męski zdecydo­wany, nie gubiący komizmu sytuacyjnego, iskrzący się do­wcipem, a jednocześnie refle­ksyjny. Wymawiano Jarockiemu, że nieco nobilitował już w pierwszym akcie swoich sze­wców, że zbyt łatwo uległ pokusie aluzyjności, że przybli­żył w czasie wszystko, to co u Witkacego odnosiło się do konkretu sytuacji, czasu, ludzi.

Umiał jednak Jarocki nie tylko łatwo nas zabawiać; po wyjściu z teatru chyba wszystkim nam to­warzyszyło niejedno prowokujące do przemyśleń stwierdzenie. Czy nie to... "jedna jest dobra rzecz na świecie, to indywidualne istninie w dostatecznych warunkach materialnych"... Pozornie łatwa propozycja uniku, czy do przyjęcia?

W krakowskim przedstawieniu, powitanym owacyjnie, ro­zegranym jak się już rzekło, pod dyktando reżysera-wirtuoza wystąpili aktorzy wyśmieni­ci z Markiem Walczewskim (Scurvy), Juliuszem Grabowskim - (Sajetan). Jerzym Trelą i Jerzym Bińczyckim (Czelad­nicy) oraz Ewą Lassek (Irina) na czele.

Jaka szkoda, że nie miej­sce po temu, by porównywać inscenizację krakowską i war­szawską, choć przecież zaję­cie to byłoby kuszące i chyba pożyteczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji