Artykuły

Alfabet Antoniego Rota

- Jestem przeciwny rocznicom, bo to wyznacza jakieś granice. A ja się czuję w nurcie i chcę po prostu płynąć - mówi ANTONI ROT, aktor Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie, świętujący 20-lecie pracy artystycznej.

Ceni otwartość. Nie lubi frywolności i efekciarstwa. Złości się, gdy kupiona właśnie czarna płyta - kolejny skarb w kilkutysięcznej kolekcji - trzeszczy za mocno.

Przy okazji obchodzonego właśnie jubileuszu 20-lecia pracy scenicznej Antoni Rot opowiedział o sobie, swoich pasjach i marzeniach. Oto jego alfabet:

Aktorstwo - pojawiło się w moim życiu w czasach liceum. Za namową mojej wychowawczyni robiliśmy pierwsze przestawienia. I tak się zaczęło. Kiedy teraz mieliśmy spotkanie 25 lat po maturze, koledzy pytali, czy można ćwierć wieku uprawiać zawód aktora z entuzjazmem. Tłumaczyłem, że dzięki zmienności ról - i jeszcze wielu innym elementom - aktorstwo nigdy się nie nudzi.

Biznes - raczej nigdy nie umiałem go robić. Stworzyłem własny teatr edukacyjny, który teraz zawiesił działalność.

Czoło - 20 lat po studiach zorganizowaliśmy z kolegami ze szkoły teatralnej spotkanie. Wtedy rozmawiałem z Bronkiem Wrocławskim. On monodram "Czołem wbijając gwoździe w podłogę" Erica Bogosiana zagrał pewnie kilkaset razy. Mówił, że ten tekst jest bardziej aktualny, niż kiedy go przygotowywał. Zastanawiam się, czy nie wrócić do tego monodramu - kto wie? Bronka oglądał Bogosian i pobłogosławił jego poczynania. A że myślimy z kolegą podobnie, rozciągam to błogosławieństwo i na swoje działania.

Debiut - był dość ciekawy, bo zagrałem Jaśka w "Weselu" Adama Hanuszkiewicza. To "Wesele" odbijało się potem echem, bo u Ryszarda Krzyszychy zagrałem Nosa, potem, znowu u Hanuszkiewicza - Pana Młodego. Drugi debiut to był dyplom w "Jak wam się podoba" u Piotra Cieślaka. Wreszcie, kiedy zatrudniłem się w teatrze, debiutowałem jako Tytus w "Tytus, Romek i A'Tomek". Może wydawać się to śmieszne, ale w konsekwencji trafiłem do komiksu, bo w którymś Tytusie zostałem wymieniony z imienia i nazwiska.

Efekciarstwo - jestem od tego daleki. W teatrze bardzo często jest związane z młodością i tym, żeby zaznaczyć ostro swoją obecność. Myślę, że teatr powinien trzymać się swoich dobrych tradycji. Powinniśmy wtopić się w nurt teatru.

Frywolność - lubię jedynie w farsie "Mayday", w postaci Boby'ego, którą gram. W życiu postrzegam ją raczej negatywnie, wolę jasno wyznaczone granice.

Guru - raczej rozsądnie, racjonalnie patrzę na ludzi i nie szukam w nich idoli.

Hanuszkiewicz - mistrz, który w pewnym momencie zaproponował odważny, bardzo piękny teatr. Każde spotkanie wspominam z dużą estymą, a miałem z nim styczność kilka razy. Pozwolił mi, choćby w Panu Młodym i Jaśku, na wiele więcej niż zgodziliby się inni reżyserzy. To były wyjątkowe sytuacje i doznania artystyczne.

Improwizacja - powtórzę po kimś, że improwizacja to ciąg czynności, który został genialnie poukładany, o czym potem zapomnieliśmy. Z czasem tylko wydaje się nam, że to działanie spontaniczne.

Jubileusz - jestem przeciwny rocznicom, bo to wyznacza jakieś granice. A ja się czuję w nurcie i chcę po prostu płynąć. Nie chcę myśleć, że coś się kończy, coś się zaczyna. To wszystko przejdzie, więc po co podsumowania. Bardziej myślę o przyszłości.

Kobieta - stanowi bardzo poważne uzupełnienie dla mężczyzn. Mężczyźni syntetyzują informacje o świecie, kobiety analizują. Może z tego bierze się ich delikatność, ulotność...

Lubię - płyty analogowe. Mam ich parę tysięcy sztuk. Można by to nazwać manią. W tej chwili najbardziej zmierzam w stronę muzyki poważnej. Jej słucham najwięcej - w wykonaniu orkiestr jeszcze radzieckich i już rosyjskich.

Łut szczęścia - jest potrzebny, choć wolę systematyczną pracę. Trafiał mi się, wygrałem jakiś tam casting... Ale po pierwszych emocjach przechodzi się do normalnej pracy.

Marzenia - dotyczą głównie życia rodzinnego, wykształcenia dzieci. Mój syn Michał jest na Akademii Muzycznej w Łodzi, chciałbym, żeby rodzeństwo poszło w jego ślady. Jeden syn może będzie skrzypkiem, drugi klarnecistą. Z zawodowych - może kolejny monodram. Może dojrzeję do "Naprawiacza świata" Thomasa Bernharda.

Nie lubię - jak kupię czarną płytę i trzeszczy za mocno. W relacjach z ludźmi nie lubię łatwego oceniania drugich.

Otwartość - to jest to, co bardzo lubię. Kiedy babcię mojej żony na 95. urodzinach (dożyła 100 lat) zapytano, jak to robi, że dzieli uczucie na tyle osób (a było z 300 ludzi na sali), odpowiedziała: ja nie dzielę, ja mnożę.

Perepeczko - trzy lata świetnej dyrektury w częstochowskim teatrze. Myślę, że wszyscy wspominamy go bardzo dobrze. Może gorzej pożegnanie z nim - wiadomo. Ale teatr rządzi się własnymi prawami: raz jest lepiej, raz gorzej; raz na wozie, raz pod wozem.

Reklamy - zajmują dużą część mojego życia, szczególnie reklamy radiowe. Jest tego może około 10 tys. Chyba są dobre, bo można je usłyszeć w Radiu Zet, "Trójce". Nie powiem, że to wielki kawał tortu, ale jeśli chodzi o dochody, stanowią w moim życiu ważne miejsce.

Spełnienie - na gruncie rodzinnym - zdecydowanie tak. Na gruncie zawodowym - dzięki dwóm monodramom, które mam za sobą, i kontaktom z tak wspaniałymi ludźmi jak Antoni Libera czy Adam Hanuszkiewicz. Spełnienie w moim zawodzie to przede wszystkim właśnie kontakt z nietuzinkowymi ludźmi.

Tandeta - bylejakość, która wszędzie się wdziera, socjalistyczne bloki z trującym azbestem. Chyba jej coraz mniej w naszym życiu. W teatrze to wyłączenie się, pozbawienie się energetycznego podejścia do zawodu albo posługiwanie się środkami kiczowatymi.

Układy - bardzo silne w naszym kraju, każda grupa ma swoje. Dobrze, że zaczynamy o tym mówić, bo wszystkie społeczności są na nich zbudowane. W mojej grupie układy może rządzą miej niż ten łut szczęścia, że ktoś kogoś zauważy, powie następnemu...

Wena - potrzebna na każdej próbie i w robocie reklamowej też. Najlepszą mam o poranku albo późno wieczorem, około godz. 20-21. To chyba naturalne. Kazimierz Kutz opowiadał, że w pewnych godzinach na Zbyszka Cybulskiego też nie można było liczyć.

Związek - jestem przewodniczącym Związku Artystów Scen Polskich w naszym teatrze. Członków jest niewielu, mamy jednak jakiś wpływ na to, co dzieje się w teatrze, kto nami rządzi, kto do nas przychodzi. Dzięki ZASP-owi mogę mieć kontakt z panią Ludmiłą Daniel, już 87-letnią aktorką, której załatwiamy miejsce w Skolimowie.

Żona - niedawno jej powiedziałem, że jest moją największą wygraną na loterii życia: jedyna, kochana.

Źródło - żeby odkryć myśl autora: Czechowa, Gogola, szukamy źródełka, które biło na początku, tworząc słowa, intencje. Interpretacja prowadzi do kultury, rodziny, to się nawarstwia, tworzy mocne ślady i procentuje.

Antoni Rot

Skończył łódzką "Filmówkę". Był aktorem Teatru Studyjnego w Łodzi, Teatru na Targówku w Warszawie oraz Teatru Nowego w Zabrzu. W Częstochowie na stałe od 1992 roku. Ma na koncie dziesiątki ról - dramatycznych, komediowych, wokalnych. Pracował z takimi twórcami, jak: Adam Hanuszkiewicz, ojciec i syn Kilianowie, Henryk Talar, Wojciech Pokora, Antoni Libera, Krystyna Janda. Zrealizował dwa monodramy: "Pamiętnik wariata" Mikołaja Gogola oraz "Czołem wbijając gwoździe w podłogę" Erica Bogosiana. Nagrał ogromną liczbę reklam radiowych oraz telewizyjnych. Zagrał w serialach: "Fala zbrodni", "Święta wojna", "Samo życie", "Kryminalni" oraz "Pierwsza miłość".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji