Artykuły

Prekursor "Don Giovanniego"

"Don Juan albo ukarany libertyn" w reż. Jitki Stokalskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.

Za panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego znaczną popularnością cieszył się w Warszawie włoski kompozytor i dyrygent Gioacchino Albertini (1748-1812). Zaangażowany przez króla w 1782 roku na stanowisko nadwornego "dyrektora muzycznego" (zresztą już znacznie wcześniej osiadł był w Polsce i tu założył rodzinę), napisał m.in. na jego cześć Mszą uroczystą oraz okolicznościową kantatę, wzbogacał repertuar teatru publicznego komediami muzycznymi oraz wstawkami baletowymi, prezentował też na koncertach swoje utwory chóralne i instrumentalne. Szczególne jednak powodzenie zyskała sobie skomponowana nieco wcześniej we Włoszech a wystawiona w warszawskim Teatrze Narodowym 23 lutego 1783 jego opera Don Juan albo ukarany libertyn, do której świetną polską wersję libretta stworzył sam Wojciech Bogusławski. Miarą owego powodzenia może być fakt, iż mimo sukcesu Don Giovanniego Mozarta przywiezionego do Warszawy w 1789 roku przez włoską trupę Domenica Guardasoniego, wcześniejsza odeń o cztery lata opera Albertiniego utrzymywała się na warszawskim afiszu, z przerwami, przez lat z górą trzydzieści. "Utworom Albertiniego nie zbywało ani na najpiękniejszych melodiach, ani na estetycznie obmyślanych i odrobionych ustępach. Nikt też z tych, co go znali bliżej, nie zaprzeczał mu geniuszu" - zanotował w swoim Sumariuszu Józef Elsner.

W oryginalnej włoskiej wersji, z librettem napisanym prawdopodobnie przez Nunzia Porte, mogli warszawscy miłośnicy sztuki poznać operę Albertiniego noszącą wtedy tytuł: convitatio di pietra, już w roku 1780. W naszych czasach jej wersję polską unowocześnioną przez Joanną Kulmowa dopiero w ubiegłym roku przypomniał zespół Warszawskiej Opery Kameralnej, zrazu w postaci estradowej, we wspaniałej sali Zamku Królewskiego; niedawno zaś doszło również do scenicznej premiery w siedzibie WOK.

Nie trudno zauważyć, że Don Juan Albertiniego nie dorównuje operze Mozarta, zarówno gdy idzie o rangę samego muzycznego tworzywa, jak też o finezję rysunku psychologicznego występujących postaci. Jednakże i tutaj nie brakuje efektownych sytuacji scenicznych, jak choćby rozgrywająca się od razu na początku arcyzabawna scena ratowania rzekomego topielca czyli tytułowego bohatera (opera Albertiniego niesie w sobie znacznie więcej rysów komediowych aniżeli Mozartowski dramma giocoso), ani wdzięcznych melodii, zgrabnych scen zespołowych oraz licznych okazji do popisu wokalnego. Te pierwsze wykorzystała z powodzeniem w warszawskim przedstawieniu Jitka Stokalska, nadając spektaklowi żywe tempo i traktując całą dramatyczną historię po trosze z przymrużeniem oka, co okazało się dobrym kluczem dla przyjęcia jej przez dzisiejszego widza. Z muzycznej zaś partytury kapelmistrz wysokiej klasy byłby zapewne w stanie wydobyć wiele finezyjnych niuansów; jednakże prowadzący dzieło Albertiniego Tadeusz Karolak nie wyszedł tu poza tzw. solidną poprawność.

Dzielnie spisywał się Zespół Solistów WOK pełniący w tym przedstawieniu funkcję chóru. Pośród odtwórców partii solowych na uznanie zasłużyła zwłaszcza zaś Marta Wyłomańska z powodzeniem pokonująca efektowne koloraturowe pasaże w partii Donny Anny, jak też tytułowy bohater - Leszek Swidziński, Artur Ruciński jako Don Alfonso oraz Robert Szpręgiel - Tiburzio. Gdy idzie o niektórych wykonawców pozostałych partii, to chciałoby się tu może słyszeć głosy bardziej melodyjne, o technicznej sprawności już nie mówiąc. W sumie jednak przedstawienie Don Juana jest na pewno cenną repertuarową pozycją jako jeden z bardzo nielicznych zachowanych do naszych czasów zabytków tak ważnego dla dziejów naszej kultury teatru stanisławowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji