"Moja córeczka"
O KRAKOWSKIEJ "Mojej córeczce" pisałem już krótko przy innej sposobności. Powtórne zobaczenie tego świetnego przedstawienia na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych utwierdziło tamte jak najlepsze wrażenia. Jerzy Jarocki zrobił z opowiadania filmowego Tadeusza Różewicza przedstawienie atakujące współczesność i wyrażone współczesnymi środkami teatralnymi. Czy jest to sztuka o konflikcie dwóch światów, starych i młodych, ojców i dzieci, o przepaści między nimi i wzajemnym niezrozumieniu? Byłoby to twierdzenie trochę na wyrost, ponad miarę tego, co oglądamy w sztuce. Ale sprawy te w "Mojej córeczce" raz po raz wypływają, niepokoją i absorbują uwagę.
Okazją do tego jest historia pospolita z zakresu tematyki obyczajowej czy też raczej nieobyczajnej: dziewczyna z prowincji w stolicy na studiach schodzi - jak to mówili ojcowie - na złą drogę, staje się - jak to mówili dziadkowie - dziewczyną "upadłą"; ojciec daremnie chce ją z tego wyrwać, oboje zresztą ponoszą klęskę. To wszystko. Córeczka znalazła się w gronie sutenerów, zgrywających się młodych ludzi i dziewcząt dających miłość lekko lub za pieniądze. Twierdzić, że jest to niesprawiedliwie uogólniony obraz młodzieży dzisiejszej, byłoby taką samą niedorzecznością, jak uważać, że cała ta historia jest mało prawdziwa i zupełnie wyjątkowa. Nie o takie uogólnienie Różewiczowi chodziło. Był to tylko pretekst dla pisarza-moralisty do zastanowienia się nad chwiejnością zasad moralnych, a właściwie ich nieobecnością w dzisiejszym świecie lotów kosmicznych i opanowania wszechświata, a zapominania o człowieku. Można by najwyżej mieć pretensje do autora, że tę wielką problematykę zwęził niemal wyłącznie do spraw seksu. Ale przecież nie jest to wycinek w naszym życiu bagatelny. A raz po raz w sztuce Różewicza - Jarockiego otwierają się perspektywy sięgające dalej i szerzej. Przy tym "wina" za to zawalenie się świata wartości rozłożona jest pospołu na starych i młodych czy też ani na jednych, ani na drugich. Autor pozostawia to do rozważenia widzowi po wyjściu z teatru. Wystarczy, że pobudził go do myślenia czy też poruszył w nim uczucie.
Jerzy Jarocki znakomicie zamknął przedstawienie w rytm ruchu poczekalni kolejowej, gdzie Ojciec wypowiada swój monolog wewnętrzny w szeregu retrospektywnych, nieraz zachodzących na siebie, krótkich i kapitalnie skonstruowanych scenek. Nieczęsto też widzi się przedstawienie tak sprawne aktorsko w każdym szczególe. Rola Ojca to duże osiągnięcie JERZEGO KALISZEWSKIEGO, pokazał w sposób wzruszający jego zmęczenie, zagubienie, niemożność zrozumienia nie pojętych dla niego zjawisk i równocześnie ciepło uczuć ludzkich. Mistrzowsko zagrały MARIA BEDNARSKA postacie starych kobiet, a EWA LASSEK schorowaną Kierowniczką z przejmującym monologiem wyznań. Tuż obok nich trzeba postawić młodą ANNĘ SENIUK, która z niepospolitą finezją pokazała postać Marioli.