Artykuły

Co to znaczy zmierzch?

Jak się okazuje, tłumacz "Zmierzchu" Izaaka Babla, Jerzy Pomianowski był jeszcze powściąg­liwy, kiedy pisał w programach przedstawień, krakowskiego i warszawskiego: "Ten dramat został napisany po to, aby gminni jego bo­haterowie ukazać nam mogli żałos­ną wielkość ludzkich losów, które tak samo są nieodwołalne i niepow­tarzalne na przedmiejskiej ulicy, jak na dziedzińcach zamku Króla Leara". Mniej powściągliwi okazali się niektórzy recenzenci, jeden z nich napisał nawet o Bablu i o tej sztuce: "Szekspir z Odessy". Zapew­ne, jest to przesada. Nie wiem także, czy dobrą reklamą tej - dobrej, niewątpliwie - sztuki jest owa "ża­łosna wielkość ludzkich losów" uka­zywana przez "gminnych bohate­rów" - jak na dziedzińcach zam­ku Króla Leara". Przypinanie pi­sarzowi cudzych skrzydeł zawsze jest podejrzane. A już szczególnie wtedy, gdy te skrzydła pożycza się od wielkiego ptaka. Zresztą litera­tura rosyjska jest w tej dobrej sy­tuacji, że nie musi obcych ptaków szukać.

Od Szekspira natomiast albo od tragików greckich często pożyczał sobie skrzydeł w pewnvm okresie dramat amerykański. Nie było to specjalnym powodem do jego chwa­ły. Właśnie wystawiono w Krakowie niedawno "Scenerię zimową" Maxwella Andersona: to miał być w latach trzydziestych "Romeo i Julia" nowojorskiej ulicy; O'Neill pisał także - znany u nas - dra­mat współczesny "Żałoba przystoi Elektrze": że prości ludzie amery­kańskiego południa rosną w swych konfliktach na bohaterów antycz­nych. Czy to prawda? Zapewne, ale trochę melodramatyczna i bardzo pretensjonalna, bardzo nuworyszowska. I Szekspir, i tragedia antyczna, nie były dla nich dziedzictwem i do­świadczeniem kultury, ale dźwignią, dzięki której chcieli się w tej kulturze nobilitować: oto na jakim poziomie rozgrywa się nasze życie. Nie było w tym ani ironii ani scep­tycyzmu, które np. w literaturze francuskiej kazały postaciom mito­logii antycznej myśleć i odczuwać na sposób paryski, współczesny. Francuzi mitologię wprowadzali w swoje życie. Amerykanie udawali raczej, że oni też bywają na Olim­pie.

Babel, jak się zdaje, na Olimp - nawet ten bliższy, szekspirowski - wcale z Odessy się nie wybierał. A już zupełnie nie sposób sobie wy­obrazić, że widział tam Benię, Men­dla i Lowkę Krzyków. Posądziłbym go raczej - nie tylko na podstawie korespondencji - o bliższe pokre­wieństwo z Gorkim niż z Szekspi­rem. "Zmierzch" nie jest sztuką o upadku człowieka ale o upadku świata. Tego świata, który zarówno dla Babla jak dla Gorkiego był do niedawna pozycją utrwaloną, stałą i nie poddającą się żadnej interwen­cji z zewnątrz. Był to świat Jegora Bułyczowa, Wassy Żeleznowej i świat Mendla Krzyka. Zawsze urzą­dzony, przemożny i na swój sposób niepodważalny. I nagle coś w nim zaczęło się rysować, jakaś skaza, pęknięcie, nie wywołane żadnym wstrząsem, ale po prostu rozpadem. Babel jest w tym swoim widzeniu rzeczywistości i ludzi bardzo głębo­ko wrośnięty w tradycję literatury rosyjskiej. A ta literatura jest skró­towym niejako odbiciem procesów społecznych, żywiołów poza nimi ukrytych. Kto mógł zagrozić potężne­mu imperium carskiemu? Kto po nauczce Napoleona odważyłby się na to? Zagrożenie jednak istniało wewnątrz, rosły siły rewolucyjne, niezgody i buntu - i one, jak wstrząs tektoniczny, rozłamały carat. I Gor­ki i Babel na przykładzie jednej rodziny śledzą narastanie siły tego wstrząsu. Obydwaj pisarze przeszli już przez doświadczenie rewolucji, starali się znaleźć dla niego wyraz, zgodny z doświadczeniem literatury rosyjskiej. Nie pisali swych utwo­rów jako wielkiej metafory, prze­ciwnie, w kropli wody chcieli odbić i utrwalić sens przeżywanej histo­rii.

Jest więc "Zmierzch" historią odeskiej rodziny żydowskich woza­ków. Mendel-ojciec - despota; mat­ka - zahukana; syn Lowka wyrywający się do ciekawszego życia, do żołnierki i Benia Krzyk, tak dosko­nale znany z opowiadań Babla - jeszcze nie przywódca odeskich bandytów, jeszcze syn zamożnego stosunkowo Mendla, jeszcze czło­wiek, który sądzi, że on poprowadzi lepiej uczciwe - i mniej uczciwe - interesy niż stary ojciec. Ale przy tym: jeszcze chłopak na swój spo­sób szanujący rodzinę, tyle że krew z krwi swojego ojca: apodyktyk, impetyk, brutalny, gdy trzeba, nie­ustępliwy, gdy idzie o osiągnięcie celu. Rozsądni Mendlowie sprawiają dziś takim synom volkswageny i ja­guary, dają im swobodę i mogą się nie obawiać o swój stan posiadania. Stary Mendel nie dawał nic. Był w swym domu patriarchą i samodzierżcą, jak car; żona, synowie musieli czekać jego łaski. Był poza domem pijakiem i marzycielem. Marzył o bezkresnym świecie i o wiecznej swej sile, która by mu po­zwoliła go poznać. Despotyczny ma­rzyciel czy marzycielski despota nie potrafi zobaczyć siebie z zewnątrz, sam buduje sobie szafot, na którym zetną go najbliżsi.

W Starym Teatrze w Krakowie odbyła się polska prapremiera "Zmierzchu"; reżyserował Jerzy Jarocki w scenografii Urszuli Gogulskiej. Zaledwie parę dni później wystawił sztukę teatr Ateneum w Warszawie w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego i scenografii Krzysz­tofa Pankiewicza. Czym różniły się te przedstawienia? Korzeniewski dał swojemu styl, ten styl rosyjskiej li­teratury i żydowskiego obyczaju, którego sztuka Babla wymaga. Jarocki stylizował. Gdy Mendel chce odejść z domu, nie ma w tym u Jarockiego żadnej naturalności: po scenie krąży za nim chór rodzin­ny. A więc reżyser chciał nadać tej sztuce jakiś sens ogólniejszy. Są­dzę, że trafniej postępował Korze­niewski, szukając w niej sensu kon­kretnego i ogólnego zarazem. Ten reżyser wiedział dobrze co to znaczy walka pokoleń, jak odległe zdawałoby się, potrafi budzie sko­jarzenia, jak rozległe są jej paralele literackie, i kulturalne. Jarocki chyba tej rozległości, już nie przeczuwa; dlatego stara się ją narzu­cić środkami reżyserskimi. I w tym rozmija się z Bablem. Nie sprowa­dza w punkt jeden, odeski, proble­mów współczesnego świata, lecz z tego punktu stara się je wywo­dzić. Różnica to nie tylko stylistycz­na, w opisie. Różnica bardzo istotna: czy nad tym światem panuje się tak, by go trafnie streścić, czy też ze streszczeń próbuje się go budować. To Zapolska, podobno, napisała gru­bą powieść "Fin-de-siecle'istka" przeczytawszy - oddajmy głos jej korespondencji: "Pamiętajcie, że sa­me książki kosztują mnie do tej po­wieści 87 franków gotówką". Pomianowski natomiast słusznie przypo­mina słowa Babla: "Jeśli chodzi o milczenie, to mógłbym być mis­trzem tego gatunku literackiego". Ten pisarz nic nie budował ze streszczeń.

Czy to jest sztuka "aktorska", dla aktorów? I tak i nie. Tak - jeśli aktorstwo ma polegać na powścią­ganiu zewsząd narzucającej się opisowości i rodzajowości przedstawia­nego obrazu. To nie jest sztuka dla aktorów, którzy pragnęliby wyżyć swoje talenty imitatorskie: najbli­żej byłoby stąd do klęski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji