Artykuły

Wszyscy mają na imię Fernando

"Zatrudnimy starego klauna" w reż. Justyny Celedy w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Kameralny tekst Matei Visnieca to sztuka o klaunach, lecz nie do śmiechu. Burleska, która kończy się źle.

"Zatrudnimy starego klauna" w Teatrze Powszechnym odważnie balansuje na granicy aktorstwa i prywatnego świadectwa. W tekście klauni odpowiadają na tytułowe ogłoszenie. Na scenę, otoczoną przez widownię jak cyrkowa arena, wychodzą starzy aktorzy, taszcząc podróżne kufry - aktorzy, jak klauni całe życie zajmujący się rozśmieszaniem widzów. I co z tego mają? W kufrach strzęp gazety z recenzją i stary afisz.

Marek Kołaczkowski - Peppino - gra zgryźliwego tetryka, bez źdźbła poczucia humoru ("prawdziwy klaun nigdy się nie śmieje"), u którego grymas niezadowolenia przebija nawet przez sztuczny uśmiech. Mirosław Henke - Filippo - jest ślepy na własną cielesną i umysłową degradację. Przy nich Nicollo Michała Szewczyka (aktor obchodzi jubileusz 50-lecia pracy scenicznej) jest ciepłym staruszkiem, nieco tylko niecierpliwym. Ale jak tu zachować spokój, skoro wszyscy kumple z cyrku zlewają się w ułamkowych wspomnieniach w jednego Fernando? Czy wszyscy mieli na imię Fernando?

Klauni czekają. Autor ogłoszenia nie nadchodzi. A w poczekalni nie ma nawet okna, żeby przewietrzyć nerwy. Imponuje szlachetna scenografia Krzysztofa Kelma: mozaika parkietu i troje drzwi. Reszty dokonuje światło, które bezlitośnie obnaża starość białych, pomarszczonych twarzy, tandetę zbyt wielkich surdutów lub przyciasnych marynarek, absurd meloników, idiotyzm doczepianych czerwonych nosów...

Reżyserka Justyna Celeda świetnie prowadzi obyczajową rozmowę trzech konkurentów do ostatniej w ich życiu posady, wytykających sobie kolejne wady gerontów: otyłość, smród z ust, przerost prostaty... W tym samym czasie ich ułomne starością ciała automatycznie wykonują sekwencje burleskowych gagów. Ich ciała należą już w całości do cyrku.

Ale gagi wypadają blado, o ile nie żałośnie. Tak jak pantomima Nicollo, którą w rewelacyjnej etiudzie pokazuje Szewczyk. Konwencjonalne gesty za nic w świecie nie chcą ułożyć się w historię o tym, jak ktoś budzi się, schodzi cztery piętra w dół, przepycha się na targu, kradnie arbuza, ucieka, a przed pościgiem ratuje go deszcz. Stary klaun już nie śmieszy. Starość nie śmieszy.

Wadą spektaklu Celedy jest dosłowność finału. Wkurzeni pychą Peppino koledzy wpychają go do podróżnego kufra, a później, zorientowawszy się, że nie żyje, wypychają za drzwi, przed którymi czekali na przesłuchanie. Reflektor wyłania z mroku stertę podobnych kufrów, wysypisko trumien starych klaunów. Cmentarzysko, którego apetytowi Nicollo i Filippo na razie umykają.

Wtedy do pokoju, w którym nie ma okien - bo poczekalnia sama jest jak trumna - swój kufer wtaszcza jeszcze jeden kandydat (Janusz Kubicki), nowy Nicollo albo Filippo, albo Peppino. Albo Fernando. W końcu w tym cyrku świata wszyscy mają na imię Fernando.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji