Artykuły

Pajacują zamiast śpiewać

Znakomita gala z songami Leonarda Cohena i żenujący poziom konkursu na tegorocznym Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Złotego Tukana zdobył student wrocławskiej PWST - Mikołaj Woubuishet, który w finale wykonał utwór Nicka Cave'a "Stagger Lee"- pisze Krzysztof Feusette w Rzeczpospolitej.

W "Rejsie" Marka Piwowskiego jeden z pasażerów statku śpiewa koszmarną piosenkę, o tym, że jest sam, nie ma dziewczyny i jest mu niedobrze. Kaowiec (Stanisław Tym) proponuje, by przenieść kolegę "śpiewaka" do sekcji gimnastycznej. Dzięki temu nie będzie sam, a przede wszystkim... przestanie śpiewać.

Konkurs Aktorskiej Interpretacji Piosenki - jak podkreślają organizatorzy - najważniejsza impreza wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej, z roku na rok coraz bardziej sprawia wrażenie, że sekcja gimnastyczna zawładnęła nim bez reszty. Młodzi aktorzy nie wierzą, że można stanąć na scenie i po prostu zaśpiewać - o życiu, miłości czy nienawiści. Najpierw sami sobie piszą piosenki - miernoty, a potem kombinują, jak je dynamicznie zaprezentować. Przykro było patrzeć na ich cyrkowe popisy.

Pogryzione krzesła, płonące głowy

Publiczność, w dużej mierze złożona ze studentów, przyznała swój laur Justynie Woźniak z wrocławskiej PWST. Trudno uznać jej za występ za porywający. Dziennikarze zrezygnowali z wręczenia nagrody, a wyróżnienia jurorów powędrowały w ręce kiepskich showmanów.

Takich jak Łukasz Rostkowski, który z niewiadomych przyczyn tarzał się po scenie, wył, gryzł krzesło i rakietkę do badmintona, a na koniec, wykorzystując minimiotacz ognia, udawał, że płonie mu głowa. Gabriela Lencka także śpiewała własny tekst (cytat: "Mozaika wymiocin przypomina mi twoją twarz"). Ostatnią zwrotkę wykonała, myjąc zęby palcem. Tomasz Łupak uznał, że i on najpełniej wyrazi siebie swoimi słowami. Zaśpiewał o zabójcy kobiet, zwijając sobie na dłoniach linkę do duszenia. Ilustrowanie treści utworu jest źle widziane nawet na szkolnych konkursach recytatorskich, jednak na PPA doprowadziło Łupaka do finału. Agata Wątróbska postawiła na przebój "Tak, tak" Grzegorza Ciechowskiego. Młoda aktorka warszawskiego Teatru Dramatycznego weszła na scenę z fryzurą w stylu "wariatka z bagien", a potem z wrzaskiem biegała po widowni. Koszmar.

Drugą nagrodę dostała Agnieszka Rassalska z zespołem No Limits, a trzecią Gabriela Kulka, piosenkarki z ciekawymi głosami, jednak bez aktorskiego zacięcia. Zwyciężył Mikołaj Woubishet, student wrocławskiej PWST, jedyny z grona ośmiorga finalistów, który pokusił się o ciekawą, konsekwentną interpretację. Zaśpiewał piosenkę Nicka Cave'a "Stagger Lee" o zdemoralizowanym gangsterze i udało mu się stworzyć na scenie postać z krwi i kości, człowieka odrzuconego przez społeczeństwo. Na tle słabej konkurencji Woubishet wypadł znakomicie. Jeszcze kilka lat temu miałby szansę najwyżej na wyróżnienie.

Koszykówka na ludowo

Na wrocławskim przeglądzie co roku pada dużo słów, o tym jak wielki wpływ na jego kształt miał nieodżałowany Aleksander Bardini. Ale dziś kierunek jest inny, w miejsce mądrych i oszczędnych interpretacji pojawił się wrzask wzbogacony "odjechaną" choreografią, zamiast pięknych piosenek - grafomańskie teksty i amatorskie kompozycje, zamiast aktorskich osobowości - tancerze bez głowy. Młodzi uczą się od starszych.

Koncert Finałowy przeglądu - "Muzykanty wielkiego pola" w reżyserii Cezarego Studniaka także pozostawiał wiele do życzenia. Proste teksty Tymona Tymańskiego, stylizowane na wiejskie przyśpiewki, były niemal niesłyszalne, bo znów najważniejszy był ruch. Gromada pań i panów w białych strojach gimnastycznych robiła wszystko, by show na ludowo nabrał rozmachu. Kręcili hulahop, wspinali się po linach, chodzili nago, grali w koszykówkę i skutecznie odwracali uwagę publiczności od śpiewających aktorów. Gdyby nie doświadczenie i talent Igi Cembrzyńskiej, Justyny Steczkowskiej i Janusza Radka, nie byłoby w tym spektaklu jasnych punktów.

Trudno do nich zaliczyć muzykę Kapeli Ze Wsi Warszawa. Półtoragodzinne przedstawienie bez jednego chwytającego za serce motywu to artystyczne nieporozumienie.

Cohen i wszystko jasne

Po obu koncertach zastanawiałem się, czy wrocławski przegląd zachował cokolwiek z czasów Bardiniego. Odpowiedź przyniosła sobotnia gala piosenek Leonarda Cohena. Już pierwszym utworem - słynnym "Niebieskim prochowcem" Zbigniew Zamachowski rozproszył wątpliwości. Można śpiewać tak, by słuchającego ściskało w gardle. Bez fikołków i piruetów. Koncert "Z poważaniem, L. Cohen", skromnie i pięknie wyreżyserowany przez Andrzeja Domalika, był pokazem najwyższego kunsztu aktorskiej interpretacji. Katarzyna Groniec przejmująco wykonała "Na tysiąc pieszczot w głąb", Mariusz Kiljan w utworze "W tajnym życiu mym" pokazał młodym, jak w ciągu kilku sekund przeistoczyć się w przegranego faceta. Magda Kumorek ciekawie zaśpiewała "Tańcz mnie po miłości kres". Świetne były Kinga Preis i Anna Radwan, nie gorsi Marcin Przybylski i Paweł Królikowski, a słynna "Alleluja" w wykonaniu Bogny Woźniak zatrzęsła Teatrem Polskim. Do tego świetne aranżacje Adama Skrzypka i gra jego zespołu. Znakomity, pełen wzruszeń i emocji teatr piosenki powrócił do Wrocławia. Trzeba mieć nadzieję, że za rok konkurs interpretacji będzie lepszy. Warunek jest prosty - młodzi aktorzy muszą przestać gryźć krzesła i zacząć śpiewać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji