Artykuły

Anty-Polak patriota

"Trans-Atlantyk" w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Stanisław Żak w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Postanowiłem napisać recenzję ostatniej premiery w kieleckim teatrze, bo jest ona godna uwagi zarówno od strony kompozycyjno-inscenizacyjnej, jak i merytorycznej - pisze Stanisław Żak.

Kielecki teatr przygotował premierę opracowaną na podstawie powieści Witolda Gombrowicza "Trans-Atlantyk". Przedstawienie interesujące, posiada swój wewnętrzny rytm, jest zwięzłe. I nader dynamiczne.

Zacząć jednak trzeba od samej adaptacji powieści na scenę. To praca niezwykle trudna, wymagająca znajomości sceny, dobrania czy też zachowania odpowiednich środków ekspresji. Tego trudnego zadania podjął się Piotr Sieklucki, który również wyreżyserował ten spektakl.

Adaptacja

"Trans-Atlantyk" nie jest powieścią łatwą do przenoszenia w inne konwencje literackie ze względu na zastosowaną przez pisarza mieszaninę gatunków i stylów.

Na początku oceny scenicznej prezentacji powieści Gombrowicza należy zdać sobie sprawę z tego, że dzieło literackie (powieść), którego jedynym tworzywem jest język, zostało przepisane w dzieło teatralne, które ma charakter wielotworzywowy, bowiem język stał się tylko zapisem, zaś ostateczną formę stanowi inscenizacja (scenografia, ruch, organizacja przestrzeni, gra aktorów, światło, dźwięk). Adaptator znakomicie wyczuł owe subtelne różnorodności zarówno w warstwie fabularnej, jak i leksykalnej, stylistycznej i gatunkowej, chyba je nawet nieco zintensyfikował. To dało dobre efekty w samej inscenizacji. Gdyby się przymierzyło stwierdzenie Gombrowicza, że "Artysta musi wypowiedzieć siebie. Lecz wypowiadając siebie, musi on także dbać, aby jego sposób mówienia był zgodny z istotnym jego położeniem w świecie, winien on dać nie tylko stosunek swój do świata, ale i świata do siebie" - to można by powiedzieć, że tworząc ten świat przedstawiony, pisarz był z nim w zasadniczym konflikcie. Były - jak się wydaje - dwie przyczyny owego konfliktu: pierwsza to niedocenienie artysty, druga to poczucie obowiązków patriotycznych. Generalnie więc lekceważył świat, który go nie doceniał, drwiąc okrutnie z ludzi i instytucji, urzędów i urzędników, tworzył ich karykatury. Natomiast ów pożegnalny krzyk w momencie odpływania statku z Argentyny do Europy jest - w moim przekonaniu - próbą zagłuszenia poczucia obowiązku i usprawiedliwienia swoistej apostazji narodowej.

Sieklucki dobrze odczytał intencję twórcy, który podjął trudną walkę z mitologią narodową, ze stereotypami myślenia, wysuwając na czoło podporządkowanie jednostki zbiorowości, uzależnienie jej indywidualnych losów od losów narodu. Denerwował go język rytualny, który stał się pusty.

Scenografia

Peter Brook powiada, że w każdym przedstawieniu zachodzi relacja reżyser - przedmiot - scenograf i że dekoracja jest szkieletem ostatecznego kształtu przedstawienia. Zakładając, że wielki reżyser wie, co mówi, możemy stwierdzić, iż w kieleckiej inscenizacji reżyser (Sieklucki) i scenograf (Ł. Błażejewski) doskonale się zrozumieli i wspólnie stworzyli całość złożoną z różnych elementów (język, akustyka, światło, obraz, wizualność) wzajemnie się dopełniającą.

Scenograf zorganizował przestrzeń dramatyczną, w której rozgrywa się akcja. Trzeba zauważyć, że owa przestrzeń ciągle się zmienia, bo to nie jest chata bronowicka z "Wesela" ani zamknięta kaplica z "Dziadów", lecz np. port, z którego odpływa "Chrobry" do Europy, pałac Gonzala, biurowe apartamenty konsulatu czy ambasady. Ta zmienność przestrzeni niezwykle dynamizuje spektakl.

W tym przedstawieniu widz, jako potencjalny uczestnik akcji, wie, że to, co widzi, ma swój początek w Polsce, w tak zwanej przedakcji. W powieści "Trans-Atlantyk" adaptowanej na scenę mamy świat w konwencji poetyki snu, więc - zgodnie z naturą snu - możliwe są do zatarcia albo znacznego zredukowania ostre granice przestrzeni. Scenografowi kieleckiego przedstawienia udało się zredukować owe podziały między snem a realnością, pałacem a ulicą, a nawet między Tomaszem a Gonzalem. Dzięki temu czujemy się - pozostając na widowni - mieszkańcami owych przestrzeni. To ogromne osiągnięcie tej inscenizacji.

Inscenizacja

W każdym przedstawieniu zachodzi relacja reżyser - przedmiot - scenograf. W kieleckiej inscenizacji "Trans-Atlantyku" sytuacja jest oryginalna, gdyż reżyser był jednocześnie autorem adaptacji powieści, czyli tekstu dramatycznego, któremu chciał nadać kształt sceniczny, więc miał znacznie ułatwioną pracę. Całość przedstawienia może nasuwać skojarzenia z operą lub operetką, bo rozpoczyna się od swoistej uwertury wygłaszanej na proscenium przez bohatera, czyli Gombrowicza, poprzez śpiew solowy, a skończywszy na scenie "ostrogi". Reżyser wprowadził także epizody baletowe, taneczne kroki, rytmiczne poruszanie się aktorów. Patrząc na rozwijającą się dynamicznie akcję przedstawienia, dostrzega się wielką polemikę z tradycją, a zwłaszcza z polskim tradycyjnym patriotyzmem, w którym dominuje łacińska formuła: "Dulce et decorum est pro patria mori".

W "Trans-Atlantyku" pisarz przypuścił generalny atak na dobre nasze samopoczucie i samouwielbienie, którego konsekwencją jest poczucie cierpiętnictwa za miliony. Otóż adaptatorowi i reżyserowi udało się wydobyć to wszystko i podać ze sceny widzom do wiadomości. Napisanie więc, jak to zrobiła Monika Rosmanowska z "Gazety Wyborczej", że spektakl jest "łatwy i lekki, ale nie zmusza do refleksji" jest - delikatnie mówiąc - objawem niechęci do refleksji.

W "Przedmowie" do krajowego wydania powieści (1957) Gombrowicz pisał: "Uzyskać - to najważniejsze - swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka! [ ] wzmocnienie, wzbogacenie życia indywidualnego, uczynienie go odporniejszym na gniotącą przewagę masy". W takiej tonacji ideowej napisany jest "Trans-Atlantyk". To pokazał na kieleckiej scenie Sieklucki!

Współbrzmienie inscenizacji ze scenografią jest w tym przedstawieniu bezbłędne. Objawiło się w tym przedstawieniu coś niezwykle pozytywnego, mianowicie mamy dobry zespół aktorski, który pod ręką kompetentnego i świadomego celu reżysera świetnie sobie radzi nawet z tak trudną i oporną materią jak pisarstwo Gombrowicza. To przedstawienie zasługuje na obejrzenie, bo jest to kawał dobrego teatru, jak za dawnych lat bywało w Kielcach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji