Artykuły

Mam coraz mniej pychy

- We Francji teatr zbyt często jest rozrywką. Może dlatego czasami czuję niedosyt - mówi ANDRZREJ SEWERYN przed premierą "Dowodu" w warszawskim Teatrze Polonia.

Jacek Cieślak: Reżyseruje pan "Dowód" Davida Auburna, bo skusiła pana sztuka grana na Broadwayu, scenariusz filmu z Anthonym Hopkinsem i Gwyneth Palthrow czy może chciał się pan spotkać na scenie z córką Marią Seweryn? Andrzej Seweryn: Jeżeli powiem, że nigdy nie marzyłem o tym, by reżyserować spektakl, w którym gram z Marią - to nikt mi nie uwierzy! Pociągnęło mnie to, czego w życiu nigdy nie robiłem. Były w moim życiu Sofoklesy, Szekspiry, Moliery, ale nigdy nie miałem okazji ubrać się w amerykańską czteroosobową sztukę, graną w jednej dekoracji, przeznaczoną na Broadway, w której nie ma Pana Boga i o najpoważniejszych problemach świata mówi się inaczej. To jest również sztuka kryminalna. Nie możemy zdradzić widzom tajemnicy wcześniej, niż trzeba. Chcemy ich ciągle zaskakiwać. - Bohaterem jest wybitny matematyk, który pragnie, by córka, tak jak on, podjęła trudne życiowe wyzwania, nie wątpiła w sens pracy jak inni młodzi ludzie. Spotyka się pan z takim problemem w życiu? - Cieszy mnie pana pytanie, bo oznacza, że sztuka nie jest taka błaha. O moje dzieci się nie boję, są ambitne, aktywne. Co innego studenci z paryskiej szkoły teatralnej, gdzie wypuściłem już siedem roczników. Część z nich nie ma ambicji, inni są zniechęceni współczesnym światem. Braki w wykształceniu zdradzają wszyscy. Zdarza się, że nie znają "Hamleta". Pracując nad tragediami Ajschylosa i Sofoklesa, zajmujemy się oczywiście religią, teatrem, muzyką, śpiewem, pracą z maską i tańcem. Studenci odpowiadają na pytania, czym jest religia, demokracja, teatr.

Jeśli francuskiej młodzieży obcy jest dorobek kulturalny Europy, to na czym budować duchową wspólnotę Unii Europejskiej?

- Wiem, że jeżeli ktoś na egzaminie wstępnym do Szkoły Teatralnej im. Wachtangowa w Moskwie pomyli Portugalię z Hiszpanią - nie dostaje się na studia. We Francji egzaminów teoretycznych nie ma. Ale siłą francuskiej edukacji jest tradycja wolności, tolerancji i różnorodności. I to zjednoczona Europa, współtworzona przez Francję, jest jedyną wspólnotą krajów demokratycznych, jakiej nie ma na wschód od Polski, i w ogóle na świecie. Oczywiście, w edukację i kulturę trzeba inwestować. I to się dzieje na naszych oczach.

Co pan teraz robi w Komedii Francuskiej?

- Gram Ulissesa w "Penthesilei" von Kleista, De Guisha w "Cyrano de Bergerac" Rostanda i H-1 w "Pour un oui ou pour un non" Nathalie Sarraute. W czerwcu będziemy nagrywać dla telewizji "Pocieszne wykwintnisie" Moliera. A 1 listopada ruszymy z tym przedstawieniem w trzymiesięczne tournee po nowych krajach członkowskich Unii. Przyjedziemy też do Polski. Występy są związane z francuską prezydenturą. 15 stycznia zagramy w Pradze, kiedy przewodnictwo Unii Europejskiej przejmą Czechy.

Nie tęskni pan do grania w Polsce?

- Tęsknię i dlatego jestem w Teatrze Polonia, miejscu nowym, ambitnym i odwiedzanym.

Podczas pierwszej wizyty w kraju na początku lat 90. śmiał się pan, cytując Bardiniego, że jest pan znowu w Polsce świeżą dupą i wszyscy się panem interesują.

- Teraz już nią nie jestem.

A nie jest pan Odysem, który chce wrócić do Itaki, a nie może?

- Naprawdę jestem we Francji bardzo zajęty.

A czy spełniony?

- Myślę, że mam więcej do zaproponowania, niż Komedia Francuska chciałaby ode mnie. Teatr we Francji za rzadko prowokuje. We Francji teatr zbyt często jest rozrywką. Może dlatego czasami czuję niedosyt

A może to problem Komedii Francuskiej?

- Nie gramy wprawdzie Kane ani Lohrer, ale Gombrowicza, Koltesa, Schaubego czy Novarinę i owszem. "Poskromienie złośnicy" zrobił Oskar Korsunovas. Reżyseruje też Galin Stoev. Lars Noren wystawia swoją nową sztukę. Nie ma chyba w Polsce wielu teatrów, w których pojawiają się artyści takiego formatu w jednym sezonie? Problem polega chyba na tym, że teatr dla francuskiego widza jest zbyt często częścią sfery życia towarzyskiego, intelektualną - ale jednak rozrywką. Może dlatego czuję czasami niedosyt w poważnym traktowaniu naszej pracy.

Kilka lat temu chciał pan zostać dyrektorem Starego Teatru. Wymieniano pana przy okazji zmian dyrektorskich w Narodowym, Polskim - w Warszawie i Wrocławiu.

- Zastanawialiśmy się z rodziną. Niejednokrotnie.

A na Ateneum miał pan ochotę?

- 1 kwietnia, już po ogłoszeniu nominacji Izabelli Cywińskiej, moją kandydaturę opublikował "Przekrój". To był chyba primaaprilisowy żart?

I nigdy nie zdecyduje się pan na żadne stanowisko w kraju?

- Czas płynie.

Chciał pan po "Ryszardzie II" znaleźć miejsce w Teatrze Narodowym?

- Rozmawiałem o tym z dyrektorem Janem Englertem. W "Ryszardzie II" chciałem wypełnić słowem cały Teatr Narodowy. Jednym gestem całą scenę.

Pokazał pan, jak to się robi w "Don Juanie", jednak w "Ryszardzie II" Andrzeja Seweryna zabrakło na scenie. Oglądaliśmy podniosłą operę.

- Domyśla się pan, że się z panem nie zgadzam.

Czuje się pan jak Tadeusz Łomnicki, który jeździł od jednego teatru do drugiego, samotny i niedoceniony?

- Jakiekolwiek porównanie z Tadeuszem Łomnickim jest dla mnie niezasłużonym komplementem. A w Paryżu czeka na mnie ciężka wielogodzinna praca w Comedie Francaise i paryskiej szkole teatralnej.

Naprawdę nie czuje się pan samotnym białym żaglem?

- Mam w sobie coraz mniej pychy, więc nie! Zakończmy na tym rozmowę, bo jeszcze się rozpłaczę!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji