Artykuły

Gombrowicz na wskroś gombrowiczowski

"Trans-Atlantyk" w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Recenzja Ryszarda Kozieja z Radia Kielce.

Wszystkim, którzy czytali powieści Witolda Gombrowicza, a jest ich wciąż niewielu niestety, kielecka inscenizacja "Trans-Atlantyku"sprawi niewątpliwą przyjemność. Dla większości, która nie czytała, a chciałaby się dowiedzieć, co to w ogóle jest za literatura, o której były minister Roman Giertych tak niepochlebnie się wyrażał, kielecki spektakl może być okazją do poznania gombrowiczowskiego widzenia polskości. Bo "Trans-Atlantyk" w scenicznej adaptacji i reżyserii Piotra Siekluckiego, którego premierę wystawiono wczoraj w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, jest na wskroś gombrowiczowski. Z przyjemnością ogląda się na scenie groteskowy świat i takich bohaterów znanych z wcześniejszej lektury i z przyjemnością słychać ze sceny charakterystyczny język Gombrowicza. Piotr Sieklucki nie eksperymentował, można powiedzieć, że zaprezentował widzom Gombrowicza w czystej postaci.

Gwoli przypomnienia, albo objaśnienia, rzecz dzieje się we wrześniu 1939 roku w Argentynie, gdzie tuż przed wybuchem wojny statkiem "Batory"przypłynął główny bohater - pisarz Witold Gombrowicz - i nie mogąc wrócić do kraju, a nie chcąc płynąć do Anglii postanawia pozostać. Na miejscu szuka zatrudnienia wśród Polonii, poznaje podstarzałego bogacza homoseksualistę Gonzala, który z kolei "poluje" na uroczego syna polskiego emerytowanego oficera. To wszystko dla Gombrowicza było pretekstem do zmierzenia się z pojęciem "polskości". Efekt - od prawie 70 lat bardzo dla nas wszystkich nieprzyjemny, szczery do bólu i wciąż niestety aktualny. Gdzie trzech Polaków, tam cztery partie nie mogące się ze sobą dogadać, majestat władzy równa się nadęciu, narodowe symbole to tylko puste hasła a solidarność zamienia się w woreczki brzęczącej mamony.

Reżyser skonstruował spektakl z kilku wyraźnych scen dzieląc go na dwa akty, z których pierwszy rozgrywa się w przestrzeni mogącej symbolizować atmosferę emigracyjnego zamknięcia, jakiegoś wyizolowanego świata. Ta przestrzeń pod koniec aktu dosłownie runie, by w akcie drugim, rzecz rozgrywała się niemal w całości w pałacu Gonzala. Scenografia Łukasza Błażejewskiego doskonale pomaga w odnalezieniu się w gombrowiczowskim groteskowym świecie, pomagają też kostiumy, niby z epoki, a jednak groteskowo ponadczasowe. Pomaga świetna reżyseria światłem wydobywająca ze sceny różne miejsca "dziania się" w znaczeniu "wnętrza" i "zewnętrza" postaci, także zabieg z weneckim lustrem kreujący symultaniczność niektórych scen. I wreszcie pomaga w przeniesieniu się w gombrowiczowski świat doskonałe opracowanie muzyczne Marzeny Ciuły oparte na latynoskich rytmach jednocześnie dynamizujących spektakl, ale też wprowadzających ten swoisty, pełen erotycznych podtekstów klimat argentyńskiego tanga.

Aktorzy grają doskonale, sprawnie posługując się gombrowiczowskim językiem pełnym inwersji, dynamiki, charakterystycznych dla autora epitetów i neologizmów i jest to wszystko zrozumiałe, bo współgrające z konstrukcją postaci. Niemal każda ze scen nagradzana była podczas premierowego przedstawienia oklaskami. Największy aplauz zebrał Paweł Sanakiewicz grający Gonzala. Kolejny sezon utwierdzam się w przekonaniu, że jest to aktor stworzony do każdej roli. Świetną plejadę karykaturalnych postaci idealnie ze sobą współgrających stworzyli Marcin Brykczyński jako Cieciszowski, Edward Janaszek jako Minister, Mirosław Bieliński jako Radca i trio Pyckal, Baron Ciumkała w wykonaniu Dawida Żłobińskiego, Michała Węgrzyńskiego i Janusza Głogowskiego. Ciekawym i udanym zabiegiem było obsadzenie w roli starego polskiego oficera Tomasza - aktorki - Marii Wójcikowskiej i jeżeli wcześniej wymienieni dwoją się i troją w grze mimiką tak surowa, kamienna twarz pani Marii świetnie kontrastuje z ekspresją pozostałych. Mniej wyraźnie na tym tle wypadł odtwórca głównej roli - Gombrowicza - Hubert Bronicki, nie bardzo mogłem się zorientować czy to zagubiony i zakompleksiony emigrant, czy jednak prześmiewca.

Nie często używam tej formuły, dziś jednak użyję jej z pełną satysfakcją: "Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza według Piotra Siekluckiego w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach trzeba koniecznie zobaczyć.

(emisja w programie "W kręgu wartości", 28.03.2008 r.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji