Test na Joannie
- Nie skupiam się na przedstawieniu abstrakcyjnych mechanizmów rynku. Pokazuję raczej, jak ten rynek rodzi się poprzez ludzi i dla ludzi, którzy doskonale rozumieją, że dziś o wartości człowieka decyduje przede wszystkim stan jego konta - mówi reżyser JAROSŁAW TUMIDAJSKI przed premierą "Świętej Joanny szlachtuzów" w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Bertolt Brecht jest autorem popularnym chętnie w naszym kraju wystawianym. Zatem w sobotę w Gdyni czeka nas niezwykłe wydarzenie - polska prapremiera jego "Świętej Joanny szlachtuzów" w reżyserii Jarosława Tumidajskiego.
Brecht umieszcza akcję swojego dramatu w Chciago w latach 20., a wszyscy bohaterowie związani są - w taki czy inny sposób - z rzeźniami i fabrykami mięsa. Świat ten wydaje się mieć ustalone reguły: z jednej strony tysiące biednych robotników, z drugiej - paru bogatych fabrykantów. Jednak pojawia się młoda Joanna, członkini Armii Zbawienia, która usiłuje doprowadzić do porozumienia pomiędzy jednymi i drugimi.
Rozmowa z Jarosławem Tumidajskim* [na zdjęciu]:
Mirosław Baran: Czy Twoja "Święta Joanna szlachtuzów" będzie spektaklem politycznym?
Jarosław Tumidajski: - Nie.
Jak to? Przecież Brecht dosadnie portretuje świat bezwzględnych fabrykantów, biednych robotników i spekulacji giełdowych.
- Poprzez "teatr polityczny" rozumie się w tym kraju specyficzny rodzaj przedstawień - doraźnych, powierzchownie nawiązujących do współczesnej rzeczywistości, mocno rymujących się z nagłówkami gazet. Nie chcę więc zrobić spektaklu politycznego - nie w tym sensie. Ale oczywiste jest, że tekst Brechta prowokuje spektakl, który silnie wchodzi w przestrzeń publiczną, społeczną.
Pracujesz z własną adaptacją tekstu Brechta. Bardzo różni się ona od dramatu?
- Mam wrażenie, że nie... Raczej go "czyści" - staram się wydobyć opowieść Brechta z tego wszystkiego, co już nieaktualne, co pobrzmiewa naiwnie, może nawet populistycznie. Bo pod spodem jest współczesna i bardzo temperamentna historia. Moja adaptacja wyciąga z tekstu to, co jest w nim najbardziej krwiste, dynamiczne i drapieżne. Zależy mi na tym, żeby sytuacje opisane w tekście, pokazać w możliwie dużej ostrości, prosto.
Czyli?
- Nie skupiam się na przedstawieniu abstrakcyjnych mechanizmów rynku. Pokazuję raczej, jak ten rynek rodzi się poprzez ludzi i dla ludzi, którzy doskonale rozumieją, że dziś o wartości człowieka decyduje przede wszystkim stan jego konta.
Co zatem z Joanną, która na takie reguły się nie zgadza?
- Wprowadzając na scenę postać Joanny, zadaję pytanie: "Czy może się udać życie według innych reguł?".
U Brechta się nie udaje.
- Bo nie może się udać. Nie ma się co oszukiwać - Joanna w świecie przedstawionym przez Brechta jest błędem. Jej emocjonalność, naiwność, jej system wartości - wszystko to jest nieprawidłowe, w tej rzeczywistości nie działa. I szczerze mówiąc, nie wierzę, że kiedykolwiek zadziała. A jednak chciałbym każdego wieczoru, podczas kolejnych spektakli, "sprawdzać" postawę Joanny, przeprowadzać rodzaj testu. Na scenę wchodzi ktoś bezinteresowny, kierujący się w swoich działaniach moralnością... Cały spektakl ma być czasem na myślenie, dlaczego Joanna ponosi porażkę.
W "Świętej Joannie" bohaterowie właściwie nie mają wyboru.
- Bo rynek zmienia mentalność. Jego mechanizmy przenikają w sfery, które teoretycznie powinny pozostać czyste, wręcz intymne. A jednak stosunki między ludźmi, ich relacje coraz częściej kształtują się na zasadzie opłacalności. Ci, którzy nie umieją się dostosować, próbują się przeciwstawiać - skazani są na przegraną.
*Jarosław Tumidajski - reżyser. Ostatnią jego realizacją są "Czerwone Komety" - prapremiera zrealizowana w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie. W tym momencie przygotowuje "Świętą Joannę szlachtuzów" w Teatrze Miejskim w Gdyni.