Artykuły

Mdławy duet polsko-irlandzki

"Wędrowiec" w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

U McPhersona diabeł chce duszę irlandzkiego grzesznika wygrać w pokera - ale przegrywa, gdyż miłosierny Bóg znaczy karty. U Wojcieszka gburowaty starzec okazuje się na koniec miłym człowiekiem i umiera dyskretnie, budząc

po drodze życiową odwagę w opiekującej się nim wolontariuszce. Zbigniew Zamachowski (grzesznik) i Hanna Konarowska (wolontariuszka) obnoszą zacięte twarze naznaczone życiowym dyskomfortem, nie dowiadujemy się jednak niczego specjalnie ciekawego o przyczynach ich udręki - wszystko rozwiązuje arbitralny, happyendowy gest dramatopisarza.

Stanisław Brudny (starszy pan w Polonii) tudzież Waldemar Kownacki, Jerzy Łapiński i Henryk Talar (pokerzyści w Narodowym) wcale profesjonalnie tkają z realistycznych mikrogestów wiarygodne role. Cóż, skoro robota trochę po nic, bo narracja nie zmusza do przejęcia się losem bohaterów, śledzenia ich zmagań, a choćby zaśmiania się z nich. Mówiąc o czymś tak w końcu nielekkim jak grzech albo śmierć, teatr - a ściślej dramat, bo od niego kłopot się zaczyna - zapamiętale wygładza opowiastkę, odsuwa wszystko, co mogłoby zaboleć. I słodzi, słodzi do mdłości. Widownia to kupuje, skoro teatr niczego od niej nie wymaga. Ale zapomni o spektaklu 10 minut po odebraniu palta z szatni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji