Artykuły

Pięciu uskrzydlonych aktorów

"Wędrowiec" w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Wojciech Malajkat świetnie wystawił sztukę o odpowiedzialności i rozliczaniu własnych postępków.

Irlandzka dramaturgia robi zasłużoną karierę w świecie, także w naszym kraju. W ojczyźnie Yeatsa, Joyce'a i Becketta nadal nie brak autorów, którzy z dużą znajomością rzeczy i psychologiczną przenikliwością potrafią zdać sprawę z życia ludzi skazanych na przegraną.

Wojciech Malajkat, znany dotąd z reżyserii błahych komedii, tym razem sprawdził się jako inscenizator poważnego współczesnego dramatu obyczajowego z akcją osadzoną na przedmieściu Dublina. Rzecz dzieje się w wieczór wigilijny w zapyziałej suterenie zajmowanej przez Richarda Harkina (Henryk Talar), zapijaczonego tetryka, który niedawno stracił wzrok. Zajmuje się nim młodszy brat James "Sharky" Harkin (Zbigniew Zamachowski), rodzinna czarna owca i nieudacznik, którego alkohol popycha do agresji, przez co ma zakaz wstępu do okolicznych pubów.

W obskurnej norze braci często nocuje kompan od kieliszka starszego z nich Ivan Curry (Jerzy Łapiński), którego w tzw. stanie wskazującym opuszcza odwaga powrotu pod skrzydła żony. Trzech mężczyzn odwiedzi wieczorem Nicky Giblin (Waldemar Kownacki), obecny mąż ekssympatii Sharky'ego, który - co zrozumiałe - będzie miał wielką pretensję do brata, że zaprosił jego rywala. Wraz z nim przybędzie poznany w barze Pan Lockhart (Krzysztof Wakuliński), tajemniczy, elegancko odziany i bogaty mężczyzna, który zacznie ujawniać zadziwiającą wiedzę o mało chwalebnych wydarzeniach z życia wszystkich obecnych, a szczególnie Sharky'ego.

Wiszący w powietrzu konflikt mężczyźni będę usiłowali załagodzić partyjką pokera. Dla Sharky'ego okaże się ona grą o jego duszę. I tylko ingerencja sił nadprzyrodzonych sprawi, że wygrana Lockharta znienacka obróci się wniwecz. Co niewątpliwie przyczyni się do zmiany stosunków między zantagonizowanymi braćmi.

W doskonale poprowadzonej narracji znać autorską fascynację tekstami Davida Mameta. Na ekscytujące widowisko złożył się też wspaniały zespołowy występ pięciu aktorów, którzy grali jak uskrzydleni. Dawno już w teatrze nie czułem podobnego dreszczu wywołanego emocjami promieniującymi ze sceny i takiego tchnienia nie zawsze wygodnej życiowej prawdy.

Lista reżyserów, którzy mogliby się uczyć rzemiosła od Malajkata, przerasta, niestety, ramy tej recenzji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji