Artykuły

Eliza "Balladyna" Mieleszkiewicz

- Przez rok studiowałam turystykę i rekreację na wydziale zarządzania Politechniki Białostockiej. Po roku, na tydzień przed egzaminami w Akademii Teatralnej dotarło do mnie, że chcę zdawać ponownie. Wówczas zdawałam już z konkretną decyzją i... tak zostało - mówi ELIZA MIELESZKIEWICZ, aktorka Teatru Lalki i Aktora w Łomży.

Z aktorką Elizą Mieleszkiewicz, grającą tytułową rolę w dramacie Juliusza Słowackiego "Balladyna" w reżyserii Andrzeja Rozhina, rozmawia po premierze 15 marca A.D. 2008 w Teatrze Lalki i Aktora w Łomży Mirosław R. Derewońko.

Mirosław R. Derewońko: - Ile Pani ma lat?

Eliza Mieleszkiewicz: - Dwadzieścia cztery i pół.

MRD: - Która to premiera w Pani życiu?

Eliza Mieleszkiewicz: - Po szkole druga, zrealizowana również w Łomży. Na rozpoczęcie sezonu teatralnego 2007/2008 zagrałam główną rolę w "Czerwonym Kapturku" Jan Brzechwy w reżyserii Jarosława Antoniuka. Jestem absolwentką białostockiego wydziału sztuki lalkarskiej na kierunku aktorskim Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Pracę dyplomową napisałam pod kierunkiem Haliny Waszkiel.

MRD: - Na jaki temat?

Eliza Mieleszkiewicz: - "Teatry chałturnicze na terenie białostocczyzny".

MRD: - Były takie...?

Eliza Mieleszkiewicz: - I wciąż jeszcze są! Analizowałam ich działalność i pozycję na rynku sztuki.

MRD: - Jak Pani definiuje aktorską chałturę?

Eliza Mieleszkiewicz: - Chałtura to w potocznym znaczeniu działalność poza stałym miejscem zatrudnienia, przynosząca dochód. Jednak w ważniejszym, moim zdaniem, znaczeniu to działalność, do której nie przykładamy większej uwagi i nie wkładamy w nią całego serca.

MRD: - Wróćmy do premier.

Eliza Mieleszkiewicz: - W Akademii moim pierwszym spektaklem dyplomowym był "Sen nocy letniej", w którym grałam Helenę, drugim - "Dyl Sowizdrzał" z rolą Kateline i Stevenyne. Trochę więcej o nich można dowiedzieć się z wortalu e-teatr.

MRD: - A trochę więcej o Pani - od Pani.

Eliza Mieleszkiewicz: - Urodziłam się w Białymstoku. Mama jest plastykiem, a tata był mechanikiem...

MRD: - Był...?

Eliza Mieleszkiewicz: - Nie żyje, od dawna... Ukończyłam nieistniejącą obecnie Szkołę Podstawową nr 23 i XVI Liceum Ogólnokształcące w Białymstoku.

MRD: - Jak trafiła Pani do Łomży?

Eliza Mieleszkiewicz: - Pan dyrektor Jarosław Antoniuk zadzwonił do mojego pana dziekana z zapytaniem, czy któraś z absolwentek nie chciałaby podjąć pracy na łomżyńskiej scenie. Wyraziłam zainteresowanie. Pan dyrektor obejrzał mój pierwszy dyplom i zaproponował pracę w Teatrze Lalki i Aktora. Skorzystałam i nie żałuję.

MRD: - To Pani pierwsze kroki na scenie?

Eliza Mieleszkiewicz: - Na profesjonalnej - tak, jednak pierwsze na amatorskiej stawiałam znacznie wcześniej, w piątej klasie podstawówki. Występowałam w szkolnych i pozaszkolnych kółkach teatralnych. W liceum prowadziłam zespół teatralny pod opieką polonistki (Bogusławy Tomczuk) i kabaret pod opieką nauczyciela od informatyki Bohdana Marciuka. Byłam też w dwóch kabaretach studenckich, które prowadził Jacek Janowicz z Widelca. Grzebień działał przy Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury, a Gwintesencja przy Politechnice Białostockiej. Brałam udział w wielu konkursach recytatorskich, a raz nawet w konkursie poezji śpiewanej. Przez cztery lata byłam w zespole teatralnym "Mandragora", prowadzonym przez Antoninę Sokołowską, a nawet przez jakiś czas śpiewałam w młodzieżowym chórze żeńskim pod opieką Barbary Kornackiej (Młodzieżowy Dom Kultury).

MRD: - Bo pragnęła Pani od najmłodszych lat zostać aktorką...?

Eliza Mieleszkiewicz: - Absolutnie! Zastanawiałam się jako mała, dlaczego te wszystkie dziewczynki koniecznie chcą być być aktorkami. Bo ja w ogóle nie chciałam! Właściwie to nie wiedziałam, co chcę robić. Wszystko mnie interesowało. Startowałam w konkursach historycznych i geograficznych, zaś moją pasją była matematyka, fizyka i chemia. A na maturze wybrałam biologię, gdyż zamierzałam zdawać na medycynę. Decyzję o szkole aktorskiej podjęłam dopiero w klasie maturalnej za namową rówieśników z zespołu teatralnego. Za pierwszym razem się nie dostałam. Przez rok studiowałam turystykę i rekreację na wydziale zarządzania Politechniki Białostockiej. Po roku, na tydzień przed egzaminami w Akademii Teatralnej dotarło do mnie, że chcę zdawać ponownie. Wówczas zdawałam już z konkretną decyzją i... tak zostało!

MRD: - Dzięki temu, właśnie stworzyła Pani przykuwającą do fotela kreację lodowatej, bezwzględnej i despotycznej Balladyny. Zdaje mi się, że w ponad 20-letniej historii łomżyńskiego teatru, który ma w dorobku 49 premier, tak poruszającego spektaklu z ambitnego repertuaru klasyki dramatu - do tego narodowego - jeszcze nie było. Chyba tylko "Opowieść o Lejzorku Rojtszwańcu" Ilii Erenburga w adaptacji i reżyserii Jarosława Antoniuka, choć utrzymana w zupełnie odmiennej konwencji, może konkurować z "Balladyną". Bez Pani nie powstałby ten "piorunujący" spektakl.

Eliza Mieleszkiewicz: - Bardzo dziękuję za pochwałę. Trudno mi ten spektakl i siebie oceniać, bo nie widziałam jeszcze nagrania wideo. Zwłaszcza siebie nie oceniam na podstawie własnych emocji, bo nie mam jeszcze dystansu. Jak zobaczę nagranie dwa, trzy, cztery razy i nabiorę dystansu, to będę oceniała.

MRD: - Reżyser Andrzej Rozhin obliczył, że praca zespołu TLiA nad "Balladyną" trwała miesiąc i pięć dni. Ile Pani zajęło przygotowanie głównej roli?

Eliza Mieleszkiewicz: - Trudno określić dokładnie, kiedy moja praca nad rolą trwała, a kiedy nie. Odkąd wiedziałam, chyba w połowie grudnia, że zagram Balladynę, to myślałam o niej codziennie. Przypomniałam sobie tekst podstawowy dramatu Juliusza Słowackiego.

MRD: - "Przypomniałam" czy przeczytałam po raz pierwszy...?

Eliza Mieleszkiewicz: - Przeczytałam po raz kolejny, bo należałam do tych uczennic, które chętnie i dużo czytają. Lektury poznawałam z własnego doświadczenia, a nie ze streszczeń. Wie pan, dopiero teraz przypomniało mi się, że w podstawówce na apelu wystąpiłam jako... Alina!

MRD: - Po latach stworzyła Pani wiarygodny i spójny artystycznie wizerunek jej starszej siostry: władczej, podstępnej i okrutnej. Ile w Balladynie jest Pani samej?

Eliza Mieleszkiewicz (długo się zastanawia): - Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Przynajmniej do tej pory... Łączy nas może trochę władczość, która czasami się we mnie pojawia.

MRD: - Ta ostatnia cecha przyda się Pani nie tylko na scenie. I nie tylko w Łomży.

Eliza Mieleszkiewicz: - Rzeczywiście, okres wahań co do drogi życiowej mam za sobą, bo ja się w aktorstwie zakochałam. Porwała mnie magia sceny i kulis. Zastanawiam się jeszcze nad rozwijaniem umiejętności w piosence aktorskiej. Cieszę się, że dzięki Łomży trafiła mi się okazja, aby prosto po studiach zagrać dużą i tak ważną rolę. Jestem wdzięczna wszystkim, którzy mi w tym pomogli.

MRD: - Gratuluję Pani talentu, zapału i sukcesu. Dziękuję za rozmowę.

cz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji