Artykuły

Cztery pierwsze kroki w górę

"4 & 4" w choreografii Izadory Weiss w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Spektakl "4 & 4" Izadory Weiss jest jej biletem wizytowym w roli choreografa, który odpowiada za "ustawienie" na nowo gdańskiego baletu.

Rzeczywiście w sobotę obejrzeliśmy jego inne oblicze. Z wyrazistym makijażem, karminową szminką, fryzurą bez ondulacji. Krótko i wprost mówiąc - nowoczesny teatr tańca, a nie sekcję baletową operowej sceny.

Poczwórny tytuł tłumaczy się podwójnie. Po pierwsze związany jest z "Czterema porami roku" Vivaldiego, do których Weiss ułożyła choreografię pierwszej części widowiska. Trzeba dodać - do "Czterech pór roku" w wykonaniu Nigela Kennedy'ego. Pracę nad przełożeniem interpretacji genialnego skrzypka na taniec Weiss zaczęła już w 2000 roku, przygotowując spektakl na poznański festiwal Malta. Tam każda z koncertowych części przedstawiona była oddzielnie. W Gdańsku Weiss ułożyła z nich jedną historię. Gdy kończy się jedna część, na scenie pozostaje zawsze któreś z tancerzy, po chwili muzyka brzmi dalej. Spektakl biegnie tak, jak żyjemy - bez chwili przerwy. Do czasu...

"4 & 4" to rzeczywiście opowieść o naszym ludzkim życiu. Utwór, opisujący przemiany pór roku, Weiss przerobiła na historię przemian dokonujących się w nas. Przekład to czasem ryzykownie dosłowny, podany jak kawa na ławę. Na przykład na kontrastach "Lata", gdzie usłyszeć można najpierw upalne popołudnie, a potem letnią burzę, Weiss zbudowała nowelę o homoerotycznej gorącej miłości pary dziewczyn, wokół których rozpętuje się burza agresywnego tłumu. Z jednej strony choreografię Weiss trzeba podziwiać za bogactwo i finezję gestów, z drugiej strony - w tym języku mówi się prawdy bardzo proste, podstawowe. Ale to nie zarzut, to komplement.

Opowieść to tyleż o życiu, ile o umieraniu. Nie tym biologicznym - o tym mówi część druga - tylko emocjonalnym. "Wiosna" to budzenie się w nas uczuć, ich kruchość, delikatność, początkowa nieśmiałość - prześlicznie odtańczona przez duet Franciszki Kierc i Michała Łabusia. Czym dłużej jednak, tym bardziej stajemy się nieużyci, obojętni, w końcu - agresywni. To nasza duchowa śmierć. Świetnie z tą myślą współbrzmiała interpretacja Kennedy'ego, który "Zimę" gra czasem zimno, szorstko, chropawo wręcz. Ktoś przyzwyczajony do serwowania "Zimy" w sosie senno-słodkim mógł się zdziwić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji