Artykuły

Szewcy bez butów chodzą

"Szewcy" w reż. Jacka Bunscha w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Na scenie szewcy miarowo stukają młotkami w obcasy, a rytm ich pracy zaczyna idealnie zestrajać się z muzyką. W "Szewcach" Witkacego, najnowszej premierze Teatru Miejskiego w Gdyni, wszystko do siebie pasuje

W inscenizacji Jacka Bunscha szewscy bez butów chodzą. Ale to nie jedyny niedostatek, który im doskwiera. Gniecie ich - a przede wszystkim Sajetana Tempe (doskonała rola Juliusza Krzysztofa Warunka) - trywialność ich żywota, konieczność pracy, brak szczególnych podniet, a nade wszystko obecność prokuratora Scurvy (Grzegorz Wolf), który unaocznia im, jak pięknie jest pławić się w beztrosce luksusu. Dla nich uosobieniem luksusu jest ekscentryczna i bezpruderyjna księżna Zbereźnicka - Podberezka (Elżbieta Mrozińska). I być może grupa szewców pod wodzą Sajetana Tempe spróbowałaby odmienić swój los, gdyby nie uprzedził ich w tym przebiegły Scurvy i skrzyknięta przez niego gromada Dziarskich Chłopców wykonujących jego rozkazy

"Szewcy" Witkacego w interpretacji Jacka Bunscha są nie tylko spektaklem o kulisach zdobywania władzy i mechanizmach rewolucji, są przede wszystkim próbą odpowiedzi na pytanie: co dzieje się z człowiekiem, gdy już tę władze zdobędzie. Kim się staje?

Jacek Bunsch, który już po raz czwarty bierze na warsztat najbardziej znany dramat Witkiewicza, przenosi go na scenę z łatwością, tryskając pomysłami. Nie widziałam, niestety, wcześniejszych trzech inscenizacji i nie potrafię ocenić, na ile czwarty spektakl jest sumą doświadczeń swoich poprzedników. Natomiast w gdyńskim przedstawieniu widać, że reżyser ma pomysł na każdą ze scen i postaci, że idealnie potrafi dopasować do nich scenografię, oprawę muzyczną i rozwiązania dramaturgiczne. Tu wszystko do siebie pasuje, elementy układanki idealnie wkomponowują się jedna w drugą. I za to chwała realizatorom.

Mnie jednak marzy się, by doświadczony reżyser, jakim jest dyrektor Teatru Miejskiego, przygotował w Gdyni tytuł zupełnie nowy, coś czego gdzie indziej jeszcze nie wystawiał. Swoje nowe dziecko, którym mógłby się przed publicznością pochwalić.

Marzy mi się też, by raz jeden obsadę skonstruował inaczej niż zwykle, na przekór przyzwyczajeniom i warunkom aktorów. By Elżbieta Mrozińska nie musiała po raz nie wiem który grać wariacji na temat ekscentrycznej femme fatale, a rola Grzegorza Wolfa nie miała nic wspólnego z psychopatycznym dyktatorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji