Artykuły

Niech żyje Baal

"Baal" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Andrzej Ficowski w "Ricie Baum" online.

Na pustej scenie widzimy samotnego mężczyznę wystukującego w natchnieniu słowa na maszynie do pisania; z wolna pusta przestrzeń zapełnia się projekcjami piszącego mężczyzny. I tak już będzie do końca spektaklu. Biały szkielet pokoju, ledwo co zarysowane kontury pustych ścian, przez które przenikają imaginacyjne, często będąc w geście pozy i sztuczności, postacie. Wszystko w tym spektaklu jest formalną grą z Brechtem. Od samego początku przedstawienia zostajemy pozbawieni złudzeń, i od aktywności poznawczej widza zależy na ile gra zaproponowana przez Annę Augustynowicz będzie czytelna, a w jakim stopniu utonie w impresyjnych obrazach opartych na "Baalu" Brechta. I niepodobna rozpatrywać tego spektaklu w optyce innej niż formalna wariacja na temat "Baala" - bo w zasadzie nie ma w spektaklu Augustynowicz ani jednej sceny, która byłaby próbą zbudowania spójnej i niejako ogarniającej całość historii bohatera młodzieńczej sztuki Brechta. Ale taka postawa nie oznacza nic złego. Wręcz przeciwnie - stwarza szansę zanurzenia się nie tyle w treści sztuki Brechta, co bardziej w kształcie formalnym na temat tej sztuki - prawdziwie ukrytej dynamice przedstawienia Augustynowicz.

Oglądając wrocławskiego "Baala" miałem więc uczucie uczestnictwa w ciągu etiud wyrwanych z kontekstu szaleńczego rytmu sztuki Brechta. I w zasadzie wszystkie motywy "fabularne" tego spektaklu zaczynając swój byt sceniczny niejako z razu go kończą: tak było w scenie inicjacyjnej Joanny i Joachima, tak było i w scenie z Matką Baala, i tak jest z całym spektaklem Augustynowicz. To przedstawienie jest uwięzione w słowie. Obraz zostaje zredukowany do przeczuć, delikatnych muśnięć akapitu, będąc ascetycznie dyskretnym, nie zamierzającym przekroczyć bariery gadatliwości, przekazem. Świat projekcji Baala jest osadzony w ekspresjonistycznym żywiole, jest poetycko zdeformowany, i celowo oddalony od kanonicznej wersji Brechta.

W zasadzie tytułowy Baal Jerzego Senatora nie jest wcielony; to znaczy cała zaprogramowana naturalność rozdartego sprzecznościami bohatera, magia i dzikość przyrostu samo uruchamiających się brechtowskich obrazów, w spektaklu Augustynowicz zostaje zredukowane do wysuszonej energii życia, wychłodzonej celebracji zamkniętego wnętrza Baala. I chyba jedyną "pełnokrwistą" postacią jest Ekart Bogusława Kierca, w pewnym sensie jedyna psychologicznie wiarygodna postać.

We wrocławskim spektaklu Baal jest, po pierwsze, prowokacyjnie w wieku nie poetyckim, jeśli można tak powiedzieć, będąc pięćdziesięciolatkiem, który swoje egzystencjalne figle uprawia bez entuzjazmu, bez polotu nawet. Są to raczej wyuczone pozy i gesty stadne niż spontaniczny zew emocji. Ale jak każdy buntownik, Baal ponosi za swoje ekscesy wysoką karę odrzucenia przez społeczeństwo. Oczywiście, można zadać pytanie o cel łamania i chowania gorących jak żar kutego żelaza młodzieńczych emocji w ciele dojrzałego i chłodnego intelektualisty, który na oczach widza buduje siebie poza sobą, nawet gdy jest to żywioł poetyckiego dystansu? Paradoks? Augustynowicz zastosowała w tym spektaklu voltę formalną, i osadziła pulsujący życiem tekst w wychłodzonej i sterylnej przestrzeni, proponując widzowi spojrzenie z oddali.

I zapewne z tego powodu jest w tym spektaklu tyle prześmiewczego i anachronicznego moralizowania, męczącego oko i ucho widza.

Te zabiegi drażnią, i prawdopodobnie drażnić mają; ale i są pomocne w uzyskaniu skrajnie umownie zbudowanej przestrzeni scenicznej, przerysowaniach w prowadzeniu postaci, czy w minimalistycznym operowaniu światłem, tworzącym półcienie i gamy zawieszenia. Czerń i biel potęgują tego typu odczucia. Sama warstwa dźwiękowa i muzyczna są wyraźnie przestrzennie osadzone w głębi sceny ( muzycy w spektaklu są ledwo widoczni), co sprawia wrażenie, że to, co słyszymy, dochodzi z zaświatów, ze stypy może. I właśnie czas przeszły jest bodaj największą zdobyczą tego spektaklu.

Baal na koniec spektaklu nie ma nawet możliwości zostać oplutym, ślina chamskiego drwala zatrzymuje się bowiem na tafli plastiku, którym jest wypełniona klatka, miejsce odosobnienia, w której umiera Baal. Ślina staje się wirtualna dla Baala, ale nie dla drwala. I pojawia się kolejny zgrzyt. Chociaż może nie do końca, bo gdzieś to szaleństwo wychodzenia przez Baala z norm społecznych zostaje przerzucone na warstwę poezji i muzyki, co jest najbardziej widoczne w scenach u Drwali, i w Gospodzie, gdy spektaklowi służy zamknięta, kameralna przestrzeń. I w cichym kącie proscenium, jak samotna latarnia na wietrznej nocy, majaczy refleks młodego i głodnego uciech życia Baala, który jest zarazem personifikacją śmierci (Tomasz Cymerman).

Tylko, że ten młody i jakże u Brechta gniewny młodzieniec, w spektaklu Augustynowicz nie ma prawa głosu. Jest stłumiony i niemy, i też niemy śpiew młodości otwiera wrocławski spektakl. Bohater, czyli widownia, jest odbity w klatce lustrzanych wzorów, od których niepodobna uciec. I można odnieść wrażenie, że ten spektakl zaczyna byt, gdy Baal pożegna się z życiem, uruchamiając proces rachunku sumienia, uruchamiając parcie ku śmierci. Wspomnienia Baala nie są fabularne, są poetycko skrzywione. Augustynowicz uprzedza widza i, odwracając układ konstrukcyjny sztuki Brechta, ukazuje wydarzenia niejako od końca, z perspektywy retrospekcji, a może nawet z perspektywy pustki wręcz, wyciągając dla swojego spektaklu ostateczne konsekwencje wynikające zdaje się z jednej tylko kwestii Brechta, mianowicie, że "opowiedziana historia która zostaje zrozumiana, jest historią źle opowiedzianą..."

Cały plan spektaklu wywodzi się z logiki niemożności opowiedzenia jakiejkolwiek historii, i Augustynowicz jest konsekwentna w takiej postawie, i nie ułatwia widzowi zrozumienia sensu casusu Baala. Co rusz widzimy kanty, zgrzyty i dysonanse sceniczne budowane wyłącznie po to, aby widz miał "pod górkę", aby widz się nie zasiedział. Augustynowicz stawia tym obrazem trudne pytanie, sugerując, że o dzisiejszym świecie niepodobna opowiedzieć spójnej historii, która byłaby w stanie zawrzeć w sobie wszystkie pytania postawione przez sztukę Brechta. Niepodobna więc opowiedzieć o współczesności za pomocą sztuki Brechta.

Trzeba przyznać, że jest to spektakl trudny w odbiorze, wymagający od widza koncentracji i wytrzymałości. Ale gdy wychodzi się z teatru, cały projekt reżyserski Augustynowicz układa się paradoksalnie w tajemniczą historię. Jest to wystarczający powód, aby zadać sobie trud obejrzenia wrocławskiego "Baala". I właśnie na tym poziomie należy ulokować całą konwencję spektaklu - porwaną, zdekonstruowaną, alogiczną szarą mszę samotnego Baala, który upublicznił swój monodram instynktów. Tylko czy aby na pewno jesteśmy w stanie uwierzyć takiemu Baalowi? Ale to już jest inna historia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji