Artykuły

Koncertowa gra we Współczesnym

"Wizyta starszej pani" w reż. Michała Zadary w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

"Wizyta starszej pani" w reż. Michała Zadary to teatralny happening, który toczy się na równych prawach spektaklu i koncertu.

W Teatrze Współczesnym Michał Zadara, laureat tegorocznego Paszportu "Polityki" "za przedstawienia przywracające wiarę w to, że teatr jest przestrzenią artystycznej wolności", przygotował premierę komedii tragicznej (a w tym spektaklu także muzycznej) Friedricha Dürrenmatta pt. "Wizyta starszej pani".

Na scenie Teatru Współczesnego przestrzenią dramatu (wystawionego po raz pierwszy ponad 50 lat temu) stał się obskurny (wypisz, wymaluj szczeciński) dworzec. Wzdłuż torów ustawiają się rzędem mieszkańcy upadającego miasteczka. Ubrani w najtańszą tandetę lat 80. Utyskują na swój los bankrutów i bezrobotnych. Każdy w swym rytmie ruchem głowy obserwuje mknące po szynach pociągi, omijające ich miejscowość. Niektórzy wystawią w ich stronę gołe tyłki. Doprowadzeni poniżej ludzkiej godności są blisko nas. Część widowni też siedzi na scenie na krzesełkach niczym na peronie, czekając na pociąg. Do bankrutującego miasteczka przyjedzie nim po latach jego dawna mieszkanka, Klara Zachanassian, najbogatsza kobieta świata. W spektaklu Zadary jej postać "rozbita" zostaje na symboliczną makietę wyrwanej z papieru sylwetki z nabazgranym napisem "Starsza pani" oraz głos Anny Januszewskiej, czytającej tę rolę przez mikrofon. Ta składa mieszkańcom propozycję, da miliard za sprawiedliwość, za zamordowanie Alfreda Illa (Mirosław Guzowski), dawnego kochanka, który przed laty, po spowodowaniu jej ciąży, oszukał i doprowadził do wyjazdu 17-letniej dziewczyny z miasteczka. Mieszkańcy zrazu odrzucają propozycję, ale do czego będą zdolni, nietrudno się domyślić.

Spektakl Michała Zadary ma w sobie coś z teatralno-muzycznego happeningu, to osobliwa konwencja sceniczna, tekstowa, muzyczna (choć ta różnorodność nie ratuje go momentami od dłużyzn).

Każdy z aktorów gra tu po kilka ról i funkcjonuje jako członek zespołu muzycznego.

Tu raz gra się rozdzierające dramaty, raz czyta swoje kwestie podchodząc do mikrofonu. Za moment puszcza się do widza oko, np. dowcipnie puentując sceny przebojami z lat 80., 90., w nowych aranżacjach Jacka Szymkiewicza czyli Budynia, lidera i wokalisty z Pogodno (zresztą lepszych od oryginału). "Gdzie się podziały tamte prywatki" zabrzmi na powitanie starszej pani, kultowa "Autobiografia", po złożeniu przez nią morderczej propozycji, "Och, Ela (straciłaś przyjaciela)" po zamordowaniu Alfreda. Te piosenki wykonują sami, akompaniując sobie na instrumentach.

"Gra zespół w składzie" wylicza aktorów program spektaklu. Zresztą to zespołowe aktorstwo zapisuje się na duży plus przedstawienia, a na jego tle błyszczy śpiewająca liderka formacji, Marta Szymkiewicz, w rewelacyjnej roli małomiasteczkowej dziewoi.

Skupiony na formie "z przytupem" spektakl, nie traci przy tym żadnego słowa z dramatu Dürrenmatta. Jakby przekornie dawał widzom znać, że rzecz jest lekka i niepozostawiająca niepotrzebnych pytań w głowie. Ale czy rzeczywiście reżyserowi wychodzi to "na przekór"? Widziałam też ten spektakl na próbie generalnej, której znaczną widownię stanowiła zaprzyjaźniona z teatrem młodzież. W scenie zbiorowego mordu na Illu, pałkami zrobionymi z rozmontowanych nóżek mikrofonu, zaśmiewali się do rozpuku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji