O jubileuszowych "Dziadach"
Zamiar wystawienia "Dziadów" dojrzewał od dawna. Z inicjatywy Leona Schillera dyskutowano tę sprawę wiele razy, zapowiedziano nawet - i odwołano - kilka specjalnych konferencji. Potem zapanowała cisza. Potem umarł Leon Schiller. W rezultacie wielka romantyczna rocznica zaskoczyła teatry nieprzygotowane. Wówczas na łeb na szyję zaczęły pracować różne jubileuszowe komitety, komisje i egzekutywy.
Po smutnych doświadczeniach dziesięciolecia sceptycznie przyjęliśmy decyzję Rady Kultury. Nikt nie wierzył w polityczną odwagę naszych teatrów. Nie widziano przyszłego inscenizatora "Dziadów" ani odtwórców głównych ról. Wszystkich niepokoiło, jaka będzie nowa koncepcja ideowa i artystyczna "Dziadów". Dość zgodnie zresztą przyznawali zarówno entuzjaści jak sceptycy, że droga do narodowego teatru monumentalnego nie prowadzi przez pospieszne, jubileuszowe improwizacje.
Do utrzymania niewiary w niemałym stopniu przyczynił się fakt, że przygotowania do spektaklu otoczono głęboką tajemnicą. Nikt nie umiał powiedzieć nic pewnego o założeniach nowej inscenizacji. Nie wiadomo było, kto jest literackim i historycznym konsultantem tego przedstawienia. Nawet ostatnie próby odbywały się przy pilnie strzeżonych drzwiach - zawarował to sobie, jak mnie zapewniano, inscanizator. Słowem ze sztuki o filomackiej konspiracji zrobiono konspirację teatralną! W tych okolicznościach przeżyłem lekki wstrząs, gdy któregoś dnia spotkałem w warszawskim autobusie Jana Kosińskiego z ogromną teką rysunkową pod pachą: niósł szkice dekoracji do "Dziadów".
- Więc jednak będą "Dziady".
- Będą - odpowiedział Kosiński, przegarniając dłonią rozwichrzoną czuprynę.
Premiera odbyła się w samą setną rocznicę śmierci poety. Jest to na pewno wielka zasługa Teatru Polskiego, że mimo ogromnych trudności doprowadzono do realizacji ambitne zamierzenia artystyczne. Trzeba od razu na początku powiedzieć, że pod względem politycznym otrzymaliśmy przedstawienie uczciwe. Polityczne wiersze Mickiewicza, strofy gniewu i boleści narodowej, rozbrzmiewały bez najmniejszych określeń. Nie zamierzam pisać recenzji w ścisłym tego słowa znaczeniu. Pragnę się jedynie podzielić paru uwagami, które mi się nasunęły, jako badaczowi twórczości Mickiewicza, na premierowym wieczorze, gdy teatralny pracownik podnoszący kurtynę odsłonił wreszcie zazdrośnie strzeżoną tajemnicę jubileuszowych "Dziadów".
Pokazało się po prostu, że inscenizator Bardini nie miał żadnej specjalnej koncepcji. Zrozumiałe teraz stały się powody prasowej powściągliwości dyrekcji. Jasne też stało się, dlaczego w grubym programie teatralnym nie znalazło się miejsce choćby na parę słów wykładu o założeniach nowej inscenizacji. Zamiast takiego powszechnie dzisiaj przyjętego wprowadzenia przedrukowano artykuł St. W. Balickiego sprzed sześciu lat "O Dziadach Wyspiańskiego i Schillera". Ten szkic - jak powiada przypisek - "sugeruje w zakończeniu główny nurt nowego ujęcia dzieła Mickiewicza." Tak skromnie wypadło artystyczne expose kierownictwa.
Balicki, unikając szczegółowej konfrontacji schillerowskiego przedstawienia z utworem Mickiewicza, mówi ogólnie na temat "osiągnięć artystycznych" i "omyłek ideologicznych" największego naszego inscenizatora. Wymawia Schillerowi "odejście od woli Mickiewicza" i twierdzi, że jago inscenizacja jest nieaktualna w Polsce Ludowej. Równie ogólnikowo przedstawia się część programowa, na którą zwraca uwagę widzów przypisek kierownictwa Teatru Polskiego. Jak ma wyglądać nowa inscenizacja "Dziadów"? Posłuchajmy: "Ukazując najistotniejszą prawdę Mickiewicza i poematu" nowa inscenizacja winna być wyrazem stosunku nowych ludzi w Polsce do geniuszu poetyckiego i człowieka czymu".
Zupełnie słusznie. Tylko żaby temu zadaniu podołać, trzeba wiedzieć: 1) co jest najistotniejszą prawdą Mickiewicza i poematu i 2) jaki jest (czy jaki ma być) stosunek nowych ludzi w Polsce do Mickiewicza. Balicki niestety nic o tym nie mówi. A kierownictwo Teatru Polskiego zapewne uważa, że wszyscy widzowie przeszli przez seminarium Stefana Żółkiewskiego. Otóż sprawa nie przedstawia się tak prosto. Ideowa i artystyczna problematyka "Dziadów" to jeszcze ciągle zagadnienie sporne. Wprawdzie nasi teoretycy wszystkie trudności rozwiązują na cierpliwym papierze jak z płatka przy pomocy dwu uniwersalnych kryteriów estetycznych naszych czasów tzn. przy pomocy pojęcia "dramatu politycznego" i "realizmu", lecz to reżyserowi niewiele może pomóc, bo teatr jest instancją praktyczną i sprawdzalną. Żadne magiczne formułki polityczne, żadne egzorcyzimy realistyczne tutaj nie pomogą. Inscenizator musi po prostu i zwyczajnie wiedzieć, co ma inscenizować, artyści zaś muszą wiedzieć, co mają grać. Odpowiedź na to może dać jedynie rzetelne historyczno-literackie studium tekstu.
Każda wielka, nowa inscenizacja teatralna z zasady odbija stan współczesnej wiedzy o dramatycznym dziele: wiedzę materialną, historyczną i kierunek badań, czyli sposób ujmowania i naświetlania zagadnień. Wyspiański miał zadanie łatwiejsze od Schillera. Ówczesna wiedza o dramacie romantycznym i o twórczości Mickiewicza była uboga. Problemy teatralne były również prostsze. Schiller pracował w warunkach bardziej skomplikowanych. Od czasów Wyspiańskiego dokonało się parę gruntownych przewrotów w teatrologii (na skutek wielkich wydarzeń dziejowych i rozwoju techniki); natomiast niewiele jeszcze postąpiły wówczas badania nad problematyką "Dziadów". Schiller w swej realizacji "Dziadów" jako inscenizator i reżyser był poszukiwaczem nowych form (w ramach modnych wówczas ekstremistycznych kierunków artystycznych); natomiast jako interpretator tekstu nie wyszedł poza panującą w dwudziestoleciu przestarzałą koncepcję o męczeńskim i ofiarniczym charakterze polskiego romantyzmu. Na tym, jak mi się zdaje, polegała wewnętrzna sprzeczność schillerowskiej inscenizacji.
Dzisiaj sytuacja przedstawia się nieco inaczej i w teatrze i w nauce. Teatr podjął zadania politycznej i społecznej służby, czyli w najogólniejseyim ujęciu nasza koncepcja sceny narodowej jest bliższa ideałom teatru romantycznego, niż scena z czasów Wyspiańskiego czy Schillera. W nauce o literaturze także zaszły charakterystyczne zmiany: poważnie wzrósł zasięg studiów historycznych, materiałowych i dokonano ważnych rewizji ideologicznych. Praca nad polskim dramatem romantycznym zaledwie się zaczęła. Nie zapominajmy jednak, że i za granicą studia nad romantycznym teatrem dopiero w czasie ostatniej wojny przyniosły bogate owoce.
Te dwa fakty - zmiana w sytuacji współczesnego teatru i zmiany w dziedzinie badań historyczno-literackich nad epoką romantyczną wyznaczają kierunek przyszłych prac inscenizacyjnych. Daremne jest przeciwstawianie Wyspiańskiego Schillerowi. Błędne są sugestie o nawiązywaniu do jednego czy drugiego nurtu przeszłości. Nic bardziej zawodnego nad próby konstruowania idealnego wzoru romantycznej inscenizacji. Każda epoka musi się zdobyć ma swoją własną inscenizację wielkich dzieł romantyzmu. Historyzm romantyczny i realizm romantyczny nie były teoretycznymi postulatami. Były faktami. Teatr romantyczny żył politycznymi zagadnieniami swych czasów. Romantycy nie byli, jak wielu naszych współczesnych teoretyków, utajonymi formalistami: nie przeciwstawiali ani "tematyki współczesnej" historyzmowi, ani "realizmu" takiej czy innej stylizacji (np. antycznej, orientalnej, archaicznej czy ludowej). Używali wszystkich dawniejszych i nowszych konwencji artystycznych dla wyrażenia nowych treści i w ten sposób stwarzali nowe, rewolucyjne konwencje - nie dla nas, lecz dla swej epoki.
Siedząc na premierze jubileuszowych "Dziadów", odniosłem wrażenie, że teatr nie przemyślał tych zasadniczych spraw. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że nad jubileuszową realizacją "Dziadów" zaciążyło z jednej strony słabe rozeznawanie się w problematyce romantyzmu, a z drugiej małoduszne uleganie sugestiom nieokreślonego bliżej tradycjonalizmu i magicznie pojmowanego "realizmu", jako nieodłącznych warunków dla powstania monumentalnej sztuki socjalistycznej. Jubileuszowe "Dziady" przeciwstawiając się dawniejszym realizacjom, nie dają przecież nowej koncepcji, bez czego nie ma prawdziwie nowej inscenizacji. Na nową realizację złożyły się różne nurty dramaturgiczne, różne tradycje i konwencje teatralne pospołu, bez wyboru i prób syntezy. Bezkrytyczną powtórką dawniejszych ujęć jest próba pokazania wszystkich części "Dziadów" w jednym przedstawieniu. Wielcy inscenizatorzy mieli ambicje komponowania całości "Dziadów". Bardini się o to nie pokusił. Zapisuję mu to na plus. Trudno zrobić z czterech części "Dziadów" jeden dramat. Sam Mickiewicz tego nie potrafił uczynić. Jak mógł tedy sprostać temu Wyspiański czy Schiller? Należało zatem odważnie zerwać z tradycją i wystawić "Dziady" w dwu wieczorach: osobno części wileńskie i osobno część drezdeńską. Dzieło Mickiewicza zyskałoby w ten sposób na jasności, a inscenizator mógłby uniknąć wielu przykrych błędów, powstałych na skutek nieszczęśliwych określeń poetyckiego tekstu.
Tradycjonalizm Bardiniego doprowadził do beznadziejnych prób wskrzeszenia na współczesnej scenie najgorszych konwencji operowych i teatralnych ubiegłej epoki. Jeszcze gorszy wynik dały nieoparte na głębszej koncepcji próby odrywania się od tradycyjnej interpretacji dramatu. Aż skóra cierpła na człowieku, gdy się patrzyło na niektóre inscenizacyjne pomysły Bardiniego! A potem ukazał się artykuł Eleutera "O teatrze romantycznym", w którym czytamy: "Wszyscy sobie zdajemy z tego sprawę, że nawet genialna schillerowska inscenizacja "Dziadów" lekceważyła słowo poetyckie i że główną zaletą inscenizacji Bardiniego jest to, iż na pierwszy plan tego przedstawienia wyszedł sam Mickiewicz i jego genialna poezja" ("Teatr" 1955 nr 24).
Czy rzeczywiście inscenizacja Bardiniego jest taka korzystna dla Mickiewicza, jak mniema Eleuter? Jestem przeciwnego zdania. Nowa inscenizacja zdradza w wielu zasadniczych punktach niezrozumienie dzieła Mickiewicza, co w następstwie musiało doprowadzić do zniekształcenia twórczych zamysłów poety. Wyliczam po krótce najważniejsze miejsca:
1) W I Części reżyser stwarza nieprzyjemny pozór pogdglądania Dziewicy przez Gustawa. Ma to być teatralną transpozycją sentymentalno - romantycznago motywu o przeznaczeniu dwojga dusz dla siebie!
2) W sposób wulgarny wyinterpretował reżyser również "Chór młodzieńców w tej części.
3) W II Części gusła utraciły w nowej inscenizacji poetycko-nastrojowy charakter.
4) Nie widzę żadnej sensownej pod względem teatralnym próby rozwiązania sprawy zjaw dzieci, pasterki Zosi i Gustawa, jako symbolicznego upiora. Demonolodzy, kabaliści i teozofowie ustalali w ciągu wieków różne hierarchie duchów. Nie przewidzieli jednak takich, jakie nam zaprezentowano w naszej inscenizacji "Dziadów". Nic dziwnego! Nie znali epidiaskopu, taśmy magnetofonowej i głośnika radiowego! Duchy niezrozumiale bełkoczące przez megafony to bezkonkurencyjna nowość naszych czasów!.
5) W IV Części "Dziadów" nie usłyszeliśmy tego, co Mickiewicz najwięcej w niej cenił. Zabrakło śmiałej strofy o pocałunku - komunii! (która w pierwszym wydaniu padła ofiarą carskiej cenzury, a potem w Polsce Ludowej, w Narodowym i Jubileuszowym Wydaniu dzieł poety, padła z kolei ofiarą "naukowego edytorstwa"). Opuszczono także marzenie miłosne Gustawa z realistycznymi szczegółami:
Jak ona rano wstaje? czym się bawi z rana?
Jaką piosnkę najczęściej gra u fortepiana?
6) W IV Części Gustaw nuci między innymi śpiewkami także jedną zwrotkę "Ody do młodości". Analiza sytuacyjmo-dramatyczna tego miejsca nasuwa przypuszczenie, że rozgoryczony Gustaw powtarza te wiersze tonem ironicznym. Uzasadniłem tę interpretację w pracy "Żeglarz i pielgrzym".
7) W pierwszej scenie III Części zaginął ton wisielczego humoru więzionej młodzieży.
8) Skreślenie w tej scenie opowiadania Kaprala zubozyło "Dziady" o jedno z ogniw polskiej walki wyzwoleńczej, skazało na milczenie jedną z postaci występujących w tej scenie (błąd dramatyczny wbrew intencji poety) i odebrało tej postaci akcent typowego dla epoki tragizmu (dawny Napoleończyk przymusowyim dozorcą carskiego więzienia).
9) Reżyser nie rozwiązał w sposób teatralny duchowego przełomu Konrada. W ten sposób przepadło jedno z ważnych ogniw dramatu.
10) Ta moralna partia dzieła straciła w nowej realizacji dramatyczny charakter walki toczącej się w duszy Konrada. Przez skreślenie "Głosów" w Improwizacji ten monolog w teatrze wypadł mniej dramatycznie, aniżeli w postaci książkowej.
11) Wbrew wyraźnym intencjom poety reżyser zlekceważył misteryjną stylizację w moralnej partii dramatu. Przy tej sposobności stwierdzamy osobliwą niekonsekwencję. Jak wynika ze sceny "Widzenie Senatora", mężczyźni w ciemnych, obcisłych trykotach grający diabłów są mniej niebezpieczną konwencją teatralną dla nowego widza w Polsce, niż dziewczęta w powłóczystych, białych sukniach, z rozpuszczonymi włosami, przedstawiające aniołów. Widocznie anioł, jako symbol dobra, jest "nierealistyczną" fantazją ludzkości, a szatan, jako wcielenie zła, odpowiada potrzebom "realistycznej" wyobraźni ludu. Dlatego aniołów wyświęcono ze sceny Teatru Polskiego!
12) Poważnie wypaczono myśl Mickiewicza zacierając mesjanistyczny charakter pewnej partii "Dziadów". Dzieło Mickiewicza jest pozycją historyczną. Można je wystawiać albo nie. Nie wolno jednak zmieniać, choćby częściowo, jego charakteru dla dogodzenia źle pojętym wymaganiom współ-czesności. Powtarzam, źle pojętym wymaganiom współczesności, albowiem mesjanizm w III Części "Dziadów", w (przeciwieństwie np. do późniejszego mesjanizmu "Przedświtu" Zygmunta Krasińskiego, gra wyraźnie patriotyczną rolę.
13) Niesłuszną i niedopuszczalną praktyką jest kontynuowanie w jubileuszowej inscenizacji takich złych pomysłów przeszłości, jak włożenie w usta Konrada słowa "Carem", którym kończy "Improwizację" omdlałego bohatera - diabeł. To nie jest tylko sprawa formalna. Rozdział ról i przydział ,,kwestii" jest sprawą ideologiczną.
14) Jako osobliwe horrendum należy wymienić w nowej inscenizacji egzorcyzmowanie Konrada. Reżyser kazał mu się wić konwulsyjnie u nóg księdza Piotra i wygłaszać ,,kwestie", przewidziane przez poetę dla "Ducha" (= diabła). Tak się zemściła, bezkrytyczna ucieczka od konwencji misteryjnego teatru romantycznego! Zamiast konwencjonalnego złego ducha pokazano publiczności "realistycznego" opętańca! Przerażono się profetycznego wyniesienia Księdza Piotra i równocześnie rzucono widomie, "realistycznie", pod nogi mamroczącego łacińskie, magiczne formułki klechy, prometeizm, tytanizm, bunt i najwyższy lot romantycznego bohatera! W ten sposób "za jednym" realistycznym rozmachem zwulgaryzowano i zbrutalizowano wszystkie serdeczne rozterki i subtelne wybiegi dramaturgiczne Mickiewicza.
15) Trudno pojąć, dlaczego reżyser scenę IV ("Dom wiejski pod Lwowem"), scenę V ( "Cela Księdza Piotra") i scenę VI ("Widzenie Senatora") przedstawił jako cykl wizji śpiącego Konrada! Znowu humorystyczny przykład "walki o realizm" we współczesnym teatrze! Jeszcze trudniej dociec, czemu reżyser zmienił porządek tych scen i dlaczego zbudował z wymyślonych przez siebie "snów Konrada" piramidę, umieszczając na jej wierzchołku Księdza Piotra! Co pomogło okrojenie, wbrew zamierzeniom poety, mesjanistycznej partii dramatu, jeśli "mesjanistyczna" inscenizacja piramidalna, wbrew zamierzeniom poety, w sposób czysto optyczny wynosi Księdza Piotra pod niebo?!
16) Po odebraniu III Części "Dziadów" akcentów misteryjno-mesjanistycznych "karzący piorun" w scenie balu u Senatora zaskakuje trochę widza, jak grom z jasnego nieba socjalistycznej teatrologii! To, co w misteryjnej konwencji byłoby łatwo zrozumiałym, ludowym motywem kary spadającej na zdrajców narodu, w zracjonalizowanym, "realistycznym" ujęciu jubileuszowym uzyskało niespodziewanie walor naiwnego fideizmu!
17) Brak kar piekielnych w ostatniej cmentarnej scenie przekreśla ideową i artystyczną logikę dzieła Mickiewicza, które zgodnie z rozwojem głównego bohatera nabrzmiewa nowymi problemami przechodząc od eschatologii moralnej i społecznej wileńskich "Dziadów" do politycznej eschatologii drezdeńskiej części dramatu.
Nie są to bynajmniej wszystkie miejsca, które budzą sprzeciw czy zastrzeżenia. Wynotowałem najważniejsze. Czy wobec tego wolno uznać za "główną zaletę" inscenizacji Bardiniego to, "iż na pierwszy plan tego przedstawienia wyszedł sam Mickiewicz i jego genialna poezja"?
Wbrew tego rodzaju sugestiom należy powiedzieć bez ogródek, że w jubileuszowej inscenizacji "Dziadów" na pierwszy plan wyszły niestety różne teoretyczne nieporozumienia modnych i pohopnych "sporów o Mickiewicza" oraz brak wielkiej, twórczej myśli we współczesnym teatrze.
Jeśli mimo wszystkich błędów, wad i niedostatków widz odnosi wrażenie, że obcuje z wielkim i żywym dziełem, to nie jest to zasługą jubileuszowej inscenizacji. To zaleta samego Mickiewicza i jego genialnej poezji.