Artykuły

Nic się nie dzieje, a wszystko się zdarza

"Miłość na Krymie" w reż. Jerzego Jarockiego z Teatru Narodowego w Warszawie na XIV Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

XIV Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi zainaugurował pokaz spektaklu warszawskiego Teatru Narodowego - "Miłość na Krymie" Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego. Trudno wyobrazić sobie lepszy wybór na uroczystość otwarcia teatralnego przeglądu.

Kiedy na początku lat 90. ubiegłego wieku Mrożek napisał "Miłość...", Jarocki zaproponował dramaturgowi jej wystawienie, ale Mrożek się nie zgodził. Pisarz nie chciał pozwolić Mistrzowi reżyserii na dokonanie zmian w tekście. Po latach złagodniał, a może sam przekonał się, że propozycjom Jarockiego może w pełni zaufać? Wystarczy, że na początku ubiegłego roku Jarocki z zespołem Narodowego przygotował spektakl fascynujący teatralnością, wysmakowany, stylowy, a nade wszystko mądry.

Bohaterów poznajemy w roku 1910. W krymskim uzdrowisku żyją obok siebie przedstawiciele rozmaitych warstw społecznych: nieodkryta aktorka, poeta z ambicjami, którego kocha głupiutka nauczycielka, kochający się w niej inteligent - właściciel majątku, inżynier, służba. Ktoś widział, jak siostry Prozorow ("wszystkie trzy") jechały na stację, by wsiąść do pociągu do Moskwy, inny, jak wracały. Ktoś inny wybiera się do Lubow Raniewskiej, by czytać jej poezje, kupiec - wspólnik Łopachina - ma zamiar kupić od niej wiśniowy sad. Naturalnie, żeby go wyrąbać i sprzedać, dekadenci zagadują pustkę... Ot, Czechowowski klimat, spojrzenie na rosyjską inteligencję sprzed stu lat. Sennie, nostalgicznie jakoś. I ludzie piękni, choć nie- szczęśliwi, spragnieni uczuć. Wywołany wystrzałem ze starej strzelby pojawia się Lenin.

Drugi akt to już rok 1928. Niektórzy bohaterowie są dojrzalsi, inni zachowują młodzieńcze postawy, również fizycznie. Ale wszystkich odmieniła Rosja porewolucyjna. Tu Mrożek roztacza atmosferę Bułhakowa i Majakowskiego. Za chwilę rusza budowa Magnitogorska, inżynier, mąż sławnej już aktorki, cierpi z powodu prowadzenia się żony, inteligent - dziś urzędnik komisaryczny, wciąż kocha nauczycielkę, teraz swoją sekretarkę, która śpi z nim jedynie dla higieny, a "poluje" na poetę, czym doprowadza go do rozpaczy i upiornych snów (wspaniała, mocna i dowcipna zarazem scena sny przedstawiająca). W otaczającej bohaterów rzeczywistości wartością jest pośpiech w donoszeniu (poeta donosi na inteligenta, że tamten nie doniósł na niego), ale też dystans inteligencji wobec sytuacji: inteligent namawia sekretarkę na wspólny wyjazd do Maksyma Gorkiego na Capri: "Będziemy razem brzydzić się tam kapitalizmem".

Trzeci akt to Rosja współczesna. Tak samo nieszczęśliwa, jak poprzednie, równie groteskowa i straszna. Ci z bohaterów, którzy kochają, pozostają młodzi, niekochający są już starcami. Pojawiają się nowe postaci: chłopaki z karabinami maszynowymi na pod- orędziu, zajmujący się ropą, gazem i "bladźową industrią". I Lenin, który tym razem wygłasza krytykę wirtualnego kapitalizmu czasu cyfrowych mediów. I - o zgrozo - dostaje brawa od widowni!

Wszyscy czekają na statek z Ameryki. Inteligent cieszy się, że "kurwy z Ameryki do nas przyjeżdżają, to znaczy, państwo ma się dobrze", jednak szybko wyjaśnia się, że transfer idzie w drugą stronę. Do Ameryki - ziemi wymarzonej, wybierają się starzy, dla których chyba już w Rosji miejsca nie ma... A w finale ze statku (nazywa się Lewiatan, więc nie ma pewności, czy powiedzie do szczęścia), który okazuje się cerkwią, wychodzi - jakby płynęła - uduchowiona nauczycielka, symbol nadziei i wiary. I miłości. A cała Rosja w trzech aktach staje przed oczami widzów jako metafora świata. I jeszcze pozostaje pytanie: kim jesteśmy lub być możemy, zdeterminowani epoką, ustrojem, uczuciami? I jeszcze jedno, ale to stawia Mrożek, i to na samym początku, lokując tekst w charakterystycznym dla siebie klimacie: Jak to jest, proszę państwa, że nic się nie dzieje, a wszystko się zdarza?

Jerzy Jarocki, obchodzący 50-lecie pracy twórczej, kolejny raz potwierdził klasę wielkiego Mistrza. Teatru i interpretacji. Wydaje się, że realizując "Miłość..." nie miał też kłopotów z obsadą, choć aktorzy musieli poskromić gwiazdorskie zapędy. Bo też kogo oglądamy w "Miłości na Krymie": Annę Seniuk, Małgorzatę Kożuchowską, Jolantę Fraszyńską, Barbarę Horawiankę, Jana Frycza, Janusza Gajosa, Jerzego Radziwiłowicza, Mariusza Bonaszewskiego, Grzegorza Małeckiego. Twórców przedstawienia i aktorów łódzka publiczność nagrodziła oklaskami na stojąco. Nie wypadało inaczej.

Za tydzień

Kolejnym festiwalowym spektaklem będzie "Na szczytach panuje cisza" Thomasa Bernharda, w reżyserii drugiego luminarza polskiego teatru - Krystiana Lupy, w wykonaniu artystów warszawskiego Teatru Dramatycznego. Przedstawienia 23 i 24 lutego o godz. 19, prezentowane będą w hali Telewizji Toya.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji