Artykuły

Da Vinci PRL-u

Gdyby Dymny żył dzisiaj, prowadziłby kultowego bloga, pisał dramaty dla Zadary, brylował na poetyckich slamach i może śpiewał ze Świetlikami. Ale miał pecha: urodził się za wcześnie - o Wiesławie Dymnym, krakowskim malarzu, aktorze, scenarzyście, poecie, prozaiku i satyryku, współtwórcy Piwnicy pod Baranami, pisze Łukasz Maciejewski w Tygodniku Powszechnym.

Miał twarz, której się nie zapomina. Jak kto woli: fascynująca brzydota albo plebejskie piękno. Wydatne wargi, duży nos i zawsze krótko obcięte włosy. Oraz spojrzenie: przenikliwe i odstręczające, raczej szydercze.

Trzy daty

Nie pasował do swoich czasów. Rozsadzał peerelowską siermięgę, ale miał świadomość, że jego odwaga i tak rozmywa się w tchórzostwie innych. Wiedział, że jego artystowskie fajerwerki nie polecą do nieba artystycznego spełnienia, tylko w połowie drogi stracą blask i siłę. "Piwnica pod Baranami" była wysepką tolerancji dla jego nadpobudliwych talentów, euforii i szaleństw, ale dookoła "Piwnicy" funkcjonował przecież świat druczków, legitymacji partyjnych i bardzo małej stabilizacji. Nienawidził tego świata: nie pasował do ogółu, bawił go wyłącznie szczegół. Literacki drobiazg, filmowy bibelot, malarska iluminacja. Interesowała go chwila: mgnienie twórczego entuzjazmu, które przetrącało spokój depresyjnego letargu. W tym letargu zawsze spał. Potem spał i pił. W końcu tylko pił.

1953: Dymny przyjeżdża do Krakowa z podbeskidzkiej wioski, by studiować na ASP. Ma granatową marynarkę w prążki, białą koszulę, a w rękach drewnianą walizkę. Otwiera tę walizkę i wyjmuje z niej smalec, dżem, jabłka oraz placek. Wyciąga także kozik, którym pokroi te rarytasy. Następnie zaprasza do stołu kolegów. Częstuje wszystkich szczerze, ale nigdy nie pozwoli, żeby się zanadto przy jego stole rozsiedli. Chce być solistą. Ze smalcem, wierszykiem i nożem ostrym jak szyderstwo. Kazimierz Kutz pisał: "Miał wdzięk człowieka, który w każdej chwili może zabić. Kiedy nachodziła go złość - jego oczy traciły kolor i stawały się białe. Wtedy upodabniał się do tygrysa".

1956: w "Piwnicy pod Baranami" staje się mistrzem ulotnego, abstrakcyjnego humoru. Jakby ukończył fakultety u Ionesco lub Topora. Rozbawiona monologami Wieśka publiczność uwielbia niskiego, krępego mężczyznę w meloniku, ale przy okazji trochę się go boi. Ale on sam również coraz bardziej się boi. Przyszłej sławy, legendy oraz tysiąca kompleksów, które przywiózł do "Piwnicy" w drewnianej walizce.

1978: pogrzeb Dymnego na cmentarzu Salwatorskim. Kazimierz Wiśniak wspominał: "Dzień był słoneczny, ale mroźny, wokół biało od śniegu. Dolina Wisły w zamgleniach, zamglony też kopiec Kościuszki i wzgórza wznoszące się ku kamedułom". 25 lat wcześniej, w tym samym miejscu, Wiśniak i Dymny, wówczas świeżo upieczeni studenci Akademii Sztuk Pięknych, malowali akwarelki swojej przyszłości. Były jasne i promienne.

Jan beznogi

"Jan beznogi, choć miał nogi, / nie był biedny, lecz ubogi" ("Poemat na temat"). Dymny się miotał. Był dzikim zwierzęciem, tygrysem z opowieści Kutza, którego wpuszczono do cudzej klatki. Oswoił teren, ale nigdy nie potrafił do końca przystosować się do reguł gry. Edward Linde-Lubaszenko wnikliwie zauważył, że Dymny w głębi duszy pozostał mentalnym nastolatkiem. Nie dorósł, nie przekonał się do dojrzałości. Niby cały czas był wewnątrz wszystkich wydarzeń, ale jednocześnie funkcjonował na marginesie. Potrafił być ostry i obrazoburczy, ale bywał także dziecinny, liryczny i delikatny. W jednym z listów do swojej największej i spełnionej miłości, Anny Dymnej, pisał: "Tęsknota objęła mi głowę i serce swoimi smukłymi przezroczystymi palcami, pociemniały mi oczy aż do granatu i znów nie wiem, jak wyglądasz, jaka jesteś".

W "Piwnicy..." robił wszystko. Pisał piosenki i monologi, występował, projektował scenografię. Był rozkojarzony, odważny i bezkompromisowy. Ale co tak naprawdę zostało z jego legendy? Wiele pięknych zdań, kilka evergreenów z "Końmi Apokalipsy" i genialnie zaśpiewanymi przez Ewę Demarczyk "Czarnymi Aniołami" na czele, trochę skeczy plus tysiące opowieści. O tym, jak pisał teksty dla STS-u albo dla beatowego zespołu Szwagry, jak kompletnie nie potrafiąc śpiewać, wystąpił na festiwalu w Opolu - i dostał nagrodę. Słyszałem historie o straszliwych pijackich skandalach oraz czule impresje o tym, jak Wiesiek szył futro i torebki dla Anny Dymnej, a następnie razem czytali na głos "Czarodziejską górę". Pamiętam bohaterskie opowieści na temat dezynwoltury wobec partyjnych kacyków albo barwną anegdotę przywołującą rok 1967, kiedy późniejszy autor "Opowiadań zwykłych" długo klęczał przed sędziwą Marią Dąbrowską, która miała namaścić go na pisarza. Można się pogubić: co w tej niedokończonej balladzie o Wieśku jest prawdą, co zmyśleniem.

"Siedem jest bestii moich. (...) pierwsza bestia samotności - to jest wielka pustka / druga bestia smutku - to jest to, co jest naokoło pustki / trzecia bestia rozpaczy". Pisał za szybko i za dobrze. Jego inspirowana Biblią proza podkreślała zwykłość, autentyzm przeżycia, dlatego wydaje się bliska formie notatki, brulionu, zapisu ulotnego wrażenia. Ale już sam zapis ma w twórczości Dymnego melodię na wskroś poetycką. Jego fraza jest melodyjna albo bolesna - w zależności od tematu. Pisał wiersze, które wcale nie potrzebowały rymów ani charakterystycznego graficznego układu, żeby zyskać poetycki ton. Pisał prozę, która zawsze była poezją.

Adam i Ewy

Wystąpił w 18 filmach - to były z reguły mało znaczące epizody, ale miał także udział w powstaniu co najmniej trzech niezwykłych filmów Henryka Kluby: "Chudego i innych" (1966), "Słońce wschodzi raz na dzień" (1967) oraz okrutnie pociętego przez cenzurę "5 i Vi bladego Józka" (1971). Wszystkie powstały według scenariusza i z inspiracji Dymnego.

Ten Leonardo da Vinci PRL-u sprzedawany jest dzisiaj w odcinkach. Dla każdego coś miłego: Dymny-malarz i Dymny-pieśniarz, mąż Anny Dymnej i wielka miłość Barbary Nawratowicz. Trudno to wszystko piętnować, Dymny był przecież gejzerem, który nie miał ochoty, by wszystkie talenty jakoś ukonstytuować, zasklepić w jednej twórczej drodze. Anna Dymna: "To, co zostało w naszym domu po pożarze, to tysiące zapisanych stron, miliony słów, setki rysunków".

Ale legenda lubi ubarwiać rzeczywistość. Legenda nie chce opowiadać o samotności Wiesława Dymnego, bo samotność niespecjalnie komponuje się z jego pięknym mitem. I tylko gdzieniegdzie, w jakimś wyrwanym wspomnieniu, pojawia się Dymny-mruk, Dymny-milczek, Dymny-cham, który w wielkim, 120-metrowym, zaaranżowanym na strychu mieszkaniu samodzielnie piłował drewno, następnie składał z drewna meble, a w końcu budował z mebli tożsamość miejsca - czyli domu, ale nie lubił i nie chciał opowiadać o domach (i demonach) swojej przeszłości: dzieciństwie spędzonym w Połoneczce na Litwie, przeprowadzkach do Jaworza-Nałęża, Nowogrodu, Miastka, Zapasieków, o 4 latach spędzonych wśród beskidzkich górali. Nie roztkliwiał się nad wspomnieniami, bo ciekawił go czas przyszły. Niedokonany. Tylko w czasie przyszłym chciał dokonać rzeczy wielkich albo chociaż ciekawych. Był ambitny i, wbrew powszechnej opinii, bardzo pracowity, ale znowu: zbyt ambitny i nazbyt pracowity jak na nieutalentowane i leniwie czasy, w których żył.

Namiętnością Dymnego było szukanie sedna: w rozmaitych dziedzinach sztuki, w komizmie i dramacie, szczerości i w kłamstwie. Wiesław Dymny to taki Adam, który domagał się od każdej Ewy nie pojedynczego jabłka, tylko wszystkich grzesznych owoców, które mogło zaoferować mu życie. Tym samym wyznaczył szlak tysiącom swoich następców, czyli całym pokoleniom niezwykłych artystów, ale także pięknoduchów i mitomanów, którzy nie chcą tracić czasu na cierpliwe szukanie sensu. Dlatego uparcie szarpią własne, często wybujałe ambicje, próbują im sprostać i często przegrywają. Ale ich zwycięstwem jest świadomość, że jednak można było mierzyć wyżej. Domagać się od życia więcej. Skoczyć z wysoka i trochę się potłuc, ale natychmiast po tym doświadczeniu otrzepać kurz i próbować znowu. Żyć po to, żeby nie zapomnieć żadnej z siedmiu bestii. Samotności, smutku, rozpaczy, gniewu, pożądania, złości i zazdrości. "Wszystkie one mają własne kolory, które zlewają się w szarość."

Na zdjęciu: Wiesław Dymny w filmie "Sól ziemi czarnej", reż. Kazimierz Kutz, 1969 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji