Artykuły

Coś gryzie w oczy

"Proca" w reż. Romualda Szejda w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - Kulturze.

"Proca" na Scenie Prezentacje zaskakuje znakomitą rolą Bartosza Opani i odwagą w podejściu do drastycznego tematu. Aż dziw, że tekst Kolady nie był dotąd w Polsce wystawiany Kolada ma w Polsce ustaloną markę. Nie od rzeczy nazywa się go współczesnym spadkobiercą Czechowa, wiernym kronikarzem Rosji skarlałej i zapitej, szarej codzienną beznadzieją nigdzie nie widzącej szans na zmianę. Świat autora "Wiśniowego sadu" drżał w posadach, kiedy wraz z hukiem pil nadchodziło nieznane nowe. A jednak trwał z bohaterami, świadomymi całego smutku swej egzystencji. W tym, a także we wpisanym w ludzi małym, koślawym dobru, tkwi esencja Czechowa. U Kolady inaczej - Rosja, czyli świat, zamarła w bezruchu. Wóda płynie powoli, zamazując kontury przed oczami. Jest jak jest i tak będzie dalej. Tyle że miejsce tych, co są, zajmą kolejni, tacy sami. Trudno o bardziej czarną wizję losu.

Rosja, niefektowne szare miejsce, staje się w tych dramatach stanem duszy. Małym piekłem na ziemi, w którym i żyć się nie da, i skończyć ze sobą nie sposób, bo to przecież jest jakiś wysiłek. Kolada zna rosyjski ból. Wie, co to brud, smutek, alkoholowe ciągi bez końca. Wyszedł z tego przez teatr. Dziś jest w kraju Stanisławsłdego numerem jeden współczesnej dramaturgii, nauczycielem młodych twórców, cenionym, choć kontrowersyjnym reżyserem. Ale żaden z uczniów, z najbardziej cenionym Wasilijem Sigariewem, autorem "Plasteliny", nie dorównał dotąd mistrzowi. A w szczególności jego najlepszemu dziełu, teraz trafiającemu na deski Sceny Prezentacje. Kolada to była dla nas dotąd "Merylin Mongoł". Nie "Martwa królewna", mimo znakomitej roli Beaty Bandurskiej w spektaklu poznańskiego Teatru Polskiego, ani nie łżejsza i znacznie słabsza "Gąska". W "Merylin Mongoł" uczynił pisarz centrum rosyjskiego dna obskurne blokowisko. Siostra bohaterki pije na umór, puszcza się i jak powietrza chce choć złudzenia szansy na ucieczkę. Opóźniona w rozwoju Merylin ma w sobie cechy jurodiwej. Widzi więcej, ocali siebie i odrobinę nadziei. W świecie Kolady na chwilę pojawi się, może iluzoryczne, słońce. "Proca" nie pozostawia złudzeń. Rani głęboko, nie znosi półśrodków. Oto 38-letni beznogi Eja (Bartosz Opania) czas trawi na wódę, żebranie pod sklepem, a potem gnicie we własnej norze. Odrzuca umizgi Larysy (Cynthia Kaszyńska), która w swej samotności najchętniej władowalaby mu się do wyra. 20-latek Anton (Sebastian Cybulski) snuje się bez celu, aż wreszcie zbłądzi do klity Djuszki. Obaj odkryją coś, co bali się sobie uświadomić. Przez chwilę będzie się wydawało, że między kieliszkiem a biełomorem jest jakieś uczucie, cokolwiek odrobinę lepszego. W Rosji Koladę za "Procę" o mało nie zlinczowano - napisał w końcu sztukę o homoseksulizmie. Jednak tekst ten różni się od wszystkich, w których seksualną inność oswajano, próbowano rozbroić dawką sentymentalizmu, neutralizowano wzruszeniem. W "Procy" homosekuałizm nie jest ratunkiem w miłości, ale nieusuwalną skazą. Pisarz daje bohaterom prawo do kochania, a nam do kibicowania ich uczuciu. Na krótko. Ciężar jest zbyt dotkliwy. Ucieczką będzie wzajemne zadawanie ciosów. Ilja odnajdzie w sobie siłę i zapity w końcu skończy ze sobą. Spektakl w Prezentacjach przynosi przynajmniej podwójne przełamanie. Dramat Kolady nie ma nic współnego z miałkim do bólu francuskim bulwarem, przez ostatnie sezony niepodzielnie rządzącym na scenie w dawnych Zakładach Norblina. Reżyser Romuald Szejd przez ten wybór repertuarowy przypomina, że prowadzony przez niego od niemal 30 lat teatr kiedyś był mekką znakomitej współczesnej dramaturgii. To tu grywano z sukcesem lonesco, Harwooda, Sartre'a. Wreszcie niespodzianka największa - Bartosz Opania. Nie przypominam go sobie w lepszej roli. Przez ostatnie lata zdolny aktor stał się niewolnikiem własnego wizerunku, a gdy próbował go przekroczyć (jak rolą Raskolnikowa w fatalnej "Zbrodni i karze" w Ateneum), przegrywał na całej linii. Tym razem jest niemal nie do poznania. Chrapliwy głos, zlepione włosy, w spojrzeniu wściekłość miesza się z bólem. Mocne to, bardzo mocna Prawda, że "Procę" można zagrać jeszcze ostrzej, narazić publiczność na jeszcze większy wstrząs. I darować sobie piosenki Wysockiego - to zbyt łatwe skojarzenia. Ale i tak jest dobrze. Coś gryzie w oczy, w teatrze i jeszcze na ulicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji