Artykuły

Baśń śni się

Ile dzieci i dorosłych porwał ten baśniowy świat, wykreowany w dużej mierze przez bardzo młodych twórców, tego nie jesteśmy w stanie policzyć, ale z pewnością niejedna osoba czuje tę magiczną atmosferę do dziś - o "Dziadku do orzechów" w reż. Jacka Pietruskiego w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Niezwykły, odrealniony, wciągający - jak cudowny sen; fantastyczny, zaczarowany, kolorowy - niczym najpiękniejsza baśń, taki jest "Dziadek do orzechów" w reżyserii Jacka Pietruskiego - najnowszy spektakl Teatru Baj Pomorski z Torunia. Wszystko w nim wiruje jak magiczny pył, zaprasza swą niecodziennością, pozwala na naiwnie otwartą buzię w zachwycie, przecieranie oczu z niedowierzaniem, po prostu porywa teatralnością i młodzieńczym zapałem bijącym ze sceny.

Pod wodzą reżysera, adaptatora tekstu i opiekuna - Jacka Pietruskiego, młodzi artyści ze Sceny Teatru Dziecięcego działającej od ponad trzech lat przy Baju Pomorskim, przygotowali bardzo bogate przedstawienie. Towarzyszyły im tancerki z grupy Mała Rewia oraz troje profesjonalnych aktorów-lalkarzy. I choć liczby nie są miarą teatru, to w tym wypadku warto je przytoczyć: w widowisku wystąpiło 30 osób, wykorzystano 70 kostiumów oraz ponad 200 lalek i rekwizytów, zaprojektowanych przez Anetę Tulisz-Skórzyńską - plastyk Baja Pomorskiego. Ile dzieci i dorosłych porwał ten baśniowy świat, wykreowany w dużej mierze przez bardzo młodych twórców, tego nie jesteśmy w stanie policzyć, ale z pewnością niejedna osoba czuje tę magiczną atmosferę do dziś. Zapomina się o niedociągnięciach w grze aktorskiej, lekkiej sztuczności głównych bohaterów Klary (Weronika Celmer) oraz Dziadka do orzechów/Ernesta (Adam Chrupczak), którzy są na tyle dobrzy, że chce się ich mierzyć miarą aktorstwa profesjonalnego. Nie pamięta się o małych potknięciach, zaburzeniach rytmu, a powraca wciąż piękna melodia Czajkowskiego i te niezwykłe obrazy sceniczne.

Adaptacja baśni Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna zachowuje jej główną oś fabularną, a jednocześnie budowana na deskach teatru atmosfera doskonale oddaje nierealny, pełen magii nastrój dzieł romantycznego twórcy. Pięknie przeplatają się dwie warstwy świata przedstawionego - realna i fantastyczna. Akcja, zainicjowana przez wirujące w strojach pokojówek tancerki przenosi od razu widzów w czas Bożego Narodzenia - jest choinka, która za sprawą niewidzialnych rąk młodych animatorów w magiczny sposób zostaje udekorowana, są prezenty, pierniki, orzechy. Klara i Fred oraz ich rodzice z ojcem chrzestnym spędzają ten czas we wspólnym gronie. Dzieci pośród licznych prezentów, znajdują również dziadka do orzechów. Od razu widać, że ta szpetna zabawka, nie służąca do zabawy, skrywa w sobie jakąś tajemnicę. Już po chwili na oczach Klary rozgrywa się niezwykła walka, Dziadek do Orzechów oraz inne zabawki ożywają, żeby stoczyć bitwę z panoszącymi się po domu myszami. Ta napędzana muzyką Czajkowskiego scena jest naprawdę niezwykła, sytuuje się gdzieś na granicy jawy i snu, a to wszystko za sprawą wykorzystania techniki czarnego teatru - animatorzy są niewidzialni, ukryci w cieniu, ubrani w czerń, animując kilkadziesiąt lalek myszy, stwarzają iluzję ożywania przedmiotów. Muzyka, w połączeniu z zabiegami animacyjnymi w tle sceny oraz konstruowaniem akcji również w jej centrum, które jest obszarem planu aktorskiego, buduje ogromne napięcie. Przerażająca, wręcz nadrealna jest scena, w której dwie zbitki kilkunastu myszy zbliżają się do Dziadka. Lalki świetnie sprawdzają się w inscenizacji tej baśniowej powieści. Ożywający świat zabawek oraz stada myszy, to idealne postaci do przeniesienia na plan lalkowy.

Walka zabawek i myszy toczy się w realnym domu Klary, po chwili jednak opowieść ojca chrzestnego przenosi całą akcję do bliżej nieokreślonego czasu i przestrzeni, gdzie w królewskim pałacu rozgrywa się tragedia księżniczki Pirlipatki przemienionej w potwora o mysich rysach. Zmiana planu akcji zaznaczona zostaje przez delikatne różnice w strojach głównych bohaterów, a łącznikiem pomiędzy tymi dwoma światami okazuje się tajemnicza postać ojca chrzestnego. Jest on zegarmistrzem na dworze królewskim i został oddelegowany do poszukiwania orzechu Krakatuka, który ma zdjąć czar rzucony na księżniczkę przez złą Mysibabę, tu warto dodać, iż lalka tej postaci jest bardzo interesująca. To sporych rozmiarów mysz ubrana w szaty królewskie, ciekawie animowana przez kilkoro niewidocznych dzieci, które również podkładają jej głos, a wielogłosowość potęguje demoniczność postaci. Ciekawym zabiegiem jest również charakteryzowanie poszczególnych zakątków świata odwiedzanych przez zegarmistrza, za pomocą tańców stylizowanych na chińskie, rosyjskie czy indyjskie. Ruch sceniczny, który opracowała Elżbieta Szczypińska, jest w tym spektaklu naprawdę świetny. Tancerki Małej Rewii wprowadzają bardzo dużo dynamiki i są jakby milczącymi motorami akcji, interpretując swym tańcem tekst oraz przekształcając nim przestrzeń sceniczną. Podróż zegarmistrza znajduje również swoje odbicie w planie czarnego teatru, gdzie z białych elementów układane są kształty sugerujące przestrzeń odwiedzanej właśnie krainy.

Próba ogarnięcia całej fabuły przedstawienia nie ma sensu. Wystarczy dodać, iż wszystko kończy się dobrze, choć rozwiązanie akcji nie jest wcale banalne, lecz wciąż zatopione w atmosferze cudowności, spowite tajemnicą. "Dziadek do orzechów" jest spektaklem, który nie kusi tanimi żartami, nie przymila się do widza prostotą fabuły, wciąga swą fantastycznością i potęgą wyobraźni twórców, jest oglądany w ciszy i skupieniu, a wraz z jego końcem czuje się to westchnienie zachwytu, jakby publiczność obudziła się z najpiękniejszego snu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji