Artykuły

Dostojewski uproszczony

"Zbrodnia i kara" w reż. Jitki Stokalskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

"Zbrodnia i kara" Bernadetty Matuszczak w Warszawskiej Operze Kameralnej to bryk z Dostojewskiego. Satysfakcji nie doznają ani miłośnicy wokalistyki, ani dobrego aktorstwa.

Bernadetta Matuszczak, kompozytorka z Torunia, od 30 z górą lat związana jest z Warszawską Operą Kameralną, na której zamówienie skomponowała dotąd trzy opery. W niedzielę odbyła się prapremiera jej najnowszego dzieła scenicznego - wyreżyserowanej przez Jitkę Stokalską "Zbrodni i kary". Libretto kompozytorka oparła na słynnej powieści Fiodora Dostojewskiego. To nie tyle opera, co złożony w dużej mierze z melorecytacji dramat muzyczny na kameralny skład solistów i instrumentalistów (dyrygował Kai Bumann). Satysfakcji nie doznają ani miłośnicy wokalistyki, ani dobrego aktorstwa. Tym bardziej wielbiciele prozy Dostojewskiego.

Polifoniczne powieści wielkiego Rosjanina (termin Michaiła Bachtina), w których przeżywający "przeklęte problemy" bohaterowie spierają się o idee, to łakomy kąsek dla teatru ze względu na swój dramatyczny potencjał. Po prozę Dostojewskiego chętnie sięgali wybitni reżyserzy, m.in. Andrzej Wajda i Krystian Lupa, z powodzeniem przenosząc je na scenę. Mieli szacunek dla złożoności świata powieści Dostojewskiego i jak ognia unikali dydaktyzmu. Pamiętali, że w centrum uwagi wielkiego rosyjskiego pisarza był przede wszystkim człowiek. Dostojewski był przecież nieporównanym psychologiem potrafiącym wniknąć w najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy.

Bernadetta Matuszczak na łakomym kąsku połamała sobie zęby. Dla niej najważniejsze stało się nawrócenie Raskolnikowa, który zaparł się Boga i dlatego właśnie zamordował starą lichwiarkę i jej siostrę Lizawietę. A przecież Dostojewski nigdy nie daje jednoznacznych odpowiedzi, dlaczego jego bohaterowie postępują tak, a nie inaczej. Czy Iwan Karamazow z "Braci Karamazow" popada w obłęd dlatego, że wypiera się Boga, czy dlatego, że jest najwrażliwszym z braci, który nie może pogodzić się ze Złem? Oczywiście ulubieńcem Dostojewskiego jest bogobojny, nigdy niepopadający w zwątpienie Alosza, ale pisarz zostawia czytelnikowi wybór interpretacji, niczego nie dopowiada.

Inaczej Bernadetta Matuszczak. W jej "Zbrodni i karze" z głośnika słychać głos Jerzego Radziwiłowicza - przed laty genialnie kreującego Raskolnikowa w przedstawieniu Andrzeja Wajdy. Aktor czyta fragmenty zapisków Dostojewskiego o wielkiej potrzebie wiary i etycznego porządku świata. Czy to poglądy Raskolnikowa po latach? Niewykluczone, skoro w ujęciu Matuszczak wszystko zmierza do tego, by nieszczęśliwy student morderca (Robert Szpęgiel) wraz z zakochaną w nim Sonią (Anna Wierzbicka) klęknął wreszcie przed wielką ikoną z Chrystusem i przy akompaniamencie chóralnej pieśni cerkiewnej oddał głęboki pokłon. Wcześniej Raskolnikow sam intonuje prawosławny zaśpiew, podczas gdy czarne biesy (mimowie - najwyraźniej kalka z "Biesów" w reżyserii Wajdy), które nie odstępowały go o krok, padają jeden po drugim na scenę i wczołgują się za kulisy. To znaczy - zdechły bestie. Tymczasem Dostojewski wcale nie daje pewności, czy Raskolnikow się nawróci.

Dlatego "Zbrodnia i kara" w Warszawskiej Operze Kameralnej ze swoimi uproszczeniami oraz apologią wiary i nawrócenia robi wrażenie bryku z Dostojewskiego dla słuchaczy katolickiego Radia Józef, które objęło spektakl swoim patronatem.

Zresztą nachalny happy end to pół biedy. W przedstawieniu Bernadetty Matuszczak i Jitki Stokalskiej próżno szukać głębszej psychologii, złożonych namiętności. Postać Raskolnikowa jest kompletnie bezbarwna, a muzyka Bernadetty Matuszczak równie siermiężna i jednostajna jak scenografia Marleny Skoneczko. Nie ma na czym ucha zawiesić - żadnego ciekawego motywu, współbrzmienia, zestawienia instrumentalnych barw, żadnego dramatycznego spięcia. Z solistów broni się tylko Dorota Lachowicz (Pulcheria Aleksandrowna). Krzysztof Kur mógłby stworzyć ciekawego Porfirego Piotrowicza, gdyby dano mu szansę na coś więcej niż epizod.

W najbliższym czasie Stefan Sutkowski, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej chce przypomnieć słuchaczom wcześniejsze opery toruńskiej kompozytorki. Miejmy nadzieję, że z lepszym artystycznym rezultatem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji