"Momo" na szóstkę
"Momo" w reż. Beaty Pejcz w PWST we Wrocławiu. Pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
"Momo czyli osobliwa historia o złodziejach czasu i dziecku, które zwróciło ludziom skradziony im czas" - tak brzmi pełny tytuł książeczki napisanej 35 pięć lat temu przez niemieckiego pisarza Michaela Endego. Rzecz jest bardzo poważna i mocno nas wszystkich dotyka. Zwłaszcza dorosłych, bo źli Szarzy Panowie w tej bajce okradają nas z czasu i mamy go coraz mniej dla siebie nawzajem. Dziewczynka o imieniu Momo dzięki swojej wyobraźni przywraca wszystkim zdrowy rozsądek. Rozglądając się wokół widać jasno, że niewielu dorosłych czytało "Momo", a szkoda. Jest szansa obejrzeć ją w Teatrze PWST.
Z wrocławskimi dyplomantami wydziału lalkarskiego w żywym planie i jedną lalką zrealizowała je Beata Pejcz. Przerysowane, nieco nawet groteskowe kostiumy i rekwizyty, prościutka, ale dynamiczna, efektowna scenografia bardzo pomaga przyszłym lalkarzom w budowaniu poszczególnych postaci.
Z dużym wdziękiem i talentem zagrała tytułową rolę Anna Narloh. Ona też animowała oryginalną lalkę przedstawiającą Momo. Sympatię publiczności zdobywa także Grzegorz Mazoń jako dozorca niezguła. Społeczność miasteczka grają wypreparowane dla potrzeb teatru dwa duety mające sporo wspólnych i zrytmizowanych działań. Są to panie: Martyna Rozwadowska (Kucharka) i Aleksandra Ząb oraz panowie: Piotr Charczuk (Krawiec) i Dawid Miązek (Stolarz), którym udało się każdej postaci nadać charakter. Do zwycięstwa podłego świata Szarych Panów chcieli doprowadzić ze wszystkimi swoimi umiejętnościami aktorskimi: Michalina Brudnowska, Aleksandra Fronczak i Paweł Siwak.
Nie wiem, jakie oceny dostali studenci IV roku wydziału lalkarskiego od swoich pedagogów, ja dałbym im szóstki i chciałbym przypomnieć, że jest to po latach posuchy kolejny bardzo udany dyplom na tym wydziale wrocławskiej szkoły teatralnej.
