Artykuły

Znacie? To zobaczcie!

"Kot w butach" w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.

Opowiadając znaną historię o kocie w butach, Zakiczewicz przede wszystkim pokazuje że teatr to miejsce, gdzie spełniają się marzenia

Kot w butach to jeden z najpopularniejszych dziecięcych bohaterów. Do powszechnego europejskiego obiegu wprowadził tę, znaną z ludowych opowieści postać, Charles Perrault pod koniec XVII wieku. Wykorzystywali ją po swojemu inni bajkopisarze, także polscy. Spora część mojego pokolenia wychowała się na rymowanej wersji "Kota w butach" Jana Brzechwy, spopularyzowanej w nagraniu płytowym z udziałem znakomitych aktorów - m.in. Tadeusza Bartosika w roli Kota i Barbary Krafftówny w roli Królewny. Wielokrotnie odtwarzana na niezapomnianym bambino 2 tak zapadła w pamięć, że do dziś potrafię odtworzyć ją niemal w całości.

Bartosz Zaczykiewicz wybrał inną wersję - napisaną prawie 40 lat temu przez Hannę Januszewską. Od Brzechwy i francuskiego pierwowzoru różni ją to, że nie ma tu królewny, ale jest szlachcianka Zosia, bo akcja dzieje się w XVII-wiecznej Polsce. Poza tym jest wszystko, co powinno być.

Najmłodszy z trzech synów zmarłego młynarza dostaje w spadku kota. Nie wydaje się to w porównaniu z młynem, który przypadł najstarszemu z braci, czy nawet z osłem, który dostał się średniemu, najlepsza scheda, ale Jasiek i tak nie oddałby kota nikomu. I słusznie, bo kot jest niezwykły. Nie tylko gada ludzkim głosem, ale ma też bardzo interesującą przeszłość i - jak się niebawem okazuje - duże możliwości, które zawdzięcza wrodzonej inteligencji i sprytowi. Kiedy staje do nierównej walki z groźnym czarnoksiężnikiem, używa fortelu. Wątpiąc w jego nieograniczone możliwości magicznej transformacji i podsycając jego próżność, sprawia, że czarownik przemienia się w myszkę. U Perraulta kot zjadał myszkę, ale wtedy nieznane jeszcze były zasady politycznej poprawności i nie było obrońców praw zwierząt. W opolskim przedstawieniu myszka trafia do całkiem wygodnej klatki pod opiekę kuchareczki. Reszta przebiega zgodnie z zasadą bajkowej sprawiedliwości. Zamek czarnoksiężnika przypada w udziale młynarczykowi, co realnym czyni jego związek z wyżej urodzoną Zosią.

Na widowni Dużej Sceny Teatru Kochanowskiego pewnie niewiele było dzieci, które wcześniej nie znały tej bajki. Tym lepiej. Bartoszowi Zaczykiewiczowi wcale nie chodziło to, by kogoś zadziwić nieznaną fabułą. Wręcz przeciwnie. "Znacie? To zobaczcie!" - zdaje się zachęcać reżyser. Zobaczcie, jak naprawdę wygląda to, o czym babcie czy mamy czytały wam wielokrotnie i co do tej pory mogliście sobie tylko wyobrazić.

Jest wielu twórców dla dzieci, którzy uważają, że młodzi widzowie wyobraźnię powinni wysilać także w teatrze. Proponują im teatralną konwencję tam, gdzie dzieci oczekują przede wszystkim iluzji. Zaczykiewicz postąpił dokładnie na odwrót i myślę, że już premierowym przedstawieniem zaskarbił sobie - ale głównie

Młynarczyk Jaś (Leszek Malec, na drugim planie) nawet nie przypuszczał, jaki pożytek może mieć z kota (Mirosław Bednarek), gdy ten przywdzieje buty.

teatrowi - miłość kilkuset małych widzów. Nie uciekając całkiem od konwencji - bo uciec się nie da - reżyser zrobił wszystko, by nasycić przedstawienie maksimum iluzji i teatralnej magii. Na użytek tej magii oddal całą teatralną maszynerię - ruchomy orkiestron, zapadnię, obrotówkę, wyciągi. Czary są tam czarami, zamek jest solidnym zanikiem, armaty naprawdę strzelają, wypluwając urocze kółeczka dymu. A kot...

"Jaki będzie kot?" - dopytywała przed przedstawieniem moja ośmioletnia córka. "Prawdziwy czy taki na niby?". No więc kot jest prawdziwy. Najprawdziwszy, jakiego w teatrze można sobie wyobrazić. Ma kocie futerko, miękkie łapy i ogon. I prawdziwą kocią naturę, którą świetnie podejrzał Mirosław Bednarek [na zdjęciu], schowany w kocim kostiumie.

Baśniowy świat z wdziękiem i rzetelnością osoby, która nie uśpiła w sobie jeszcze dziecka, wykreowała Joanna Jaśko-Sroka, autorka przepięknej scenografii i fantastycznych kostiumów. Czarowną atmosferę pomogła jej uzupełnić muzyką, przywołującą znane ludowo-dziecięce melodie, Katarzyna Brochocka.

Oprócz wspomnianego już Bednarka w roli kota, dzieci z pewnością zapamiętają demonicznego Bombastę Michała Świtały, uroczą Piotrusię Grażyny Misiorowskiej oraz dwa przezabawne stwory - Dydkę Ewy Wyszomirskiej i Strzygonka Elżbiety Piwek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji