Artykuły

Barokowy trans dziesięciu ciał

"Transss..." i "Barocco" Polskiego Teatru Tańca w Starym Browarze w Poznaniu. Pisze Tomasz Praszczałek w Rzeczpospolitej.

Poznański Stary Browar zaczyna być prawdziwym centrum kulturalnym. Odbyły się tutaj Targi Sztuki, co chwila mają miejsce wystawy i spotkania, a ostatnio zagościł Polski Teatr Tańca, który w przestrzeniach dawnej Suszni i Słodowni wznowił spektakl "Transss... Nieprawdziwe zdarzenie progresywne" w choreografii Ewy Wycichowskiej [na zdjęciu].

Przedstawienie w luźny sposób nawiązuje do "Trans-Atlantyku" i wpisuje się w obchody Roku Gombrowicza. Nie jest to próba "przełożenia" powieści na język baletu (którego podobno Gombrowicz szczerze nie znosił), lecz raczej odczytanie przez analogię. Tak jak pisarz we wstępie do "Trans-Atlantyku" zaznacza, że książka jest głównie o nim samym, tak spektakl opowiada po prostu o Polskim Teatrze Tańca i jego głównodowodzącej, Ewie Wycichowskiej.

Wydaje się jednak, że pozbawienie (z zasady) logiki, nawet jeśli uzasadnione tą analogią, nie służy przedstawieniu. Przechodzenie z sali do sali, krążenie między piętrami nie pozwala wpaść w tytułowy trans. Dopiero w ostatniej scenie, gdy na widzów czekają krzesła, można oddać się spektaklowi w spokoju - wiadomo, że już nigdzie nie trzeba będzie iść. Dziwny to taniec, absurdalny, pełen nagłych zwrotów, niespodziewanych zderzeń, wciąż porzucający budowany przed chwilą sens. Taniec, który do niczego nie prowadzi, ale też chyba nie ma prowadzić. Oparty przede wszystkim na improwizacji i nie wszyscy wykonawcy zaangażowani są w nią w wystarczającym stopniu. Tancerze są świetni technicznie, ale spektaklowi brakuje duszy, oddechu, przestrzeni, dusi się swoją treścią, krztusi możliwościami, które tylko zarysowuje. Wyrazy uznania należą się Bartłomiejowi Raźnikiewiczowi oraz Przemysławowi Grządzieli, który w przebraniu odaliski wywołuje salwy śmiechu u publiczności.

Dwa dni później PTT zmienił przestrzeń na Teatr Wielki. Polska premiera spektaklu "Barocco" w choreografii Jacka Przybyłowicza była gwoździem programu. Przedstawienie oparte jest w całości na muzyce Jana Sebastiana Bacha, choć wplecione w nią zostały odgłosy klaskania w ręce, afrykańskie śpiewy czy ćwierkanie cykad.

Na początku duet - pełen dziwnych, zmanierowanych, może właśnie barokowych ruchów. Wrażenie, jakby oglądało się osoby kalekie, nieumiejące normalnie się poruszać, nienaturalne - jak ptaki oskubane ze skrzydeł. Nagle zwrot w tył sceny, tancerki odsłaniają wiolonczelistkę (Małgorzata Biernat), która zaczyna grać Preludium z I Suity Bacha. Przez podium przepływają duety, wyłaniają się i znikają jak dźwięki wiolonczeli, a potem muzyka zostaje sama. I jeszcze wybrzmienie i cisza. Tak płynie spektakl na dziesięć ciał i genialną muzykę, spokojny, skupiony, zamyślony. Bez zbędnych fajerwerków, ale wyrazisty, o konsekwentnej estetyce. Zrealizowany na zamówienie Biennale de la Danse i wspaniale przyjęty w Lyonie, po premierze polskiej miał także długą owację. Trzeba przyznać, że wielka w tym zasługa tancerzy, wśród których największe wrażenie robiła Iwona Pasińska, doskonale panująca nad najmniejszym drgnięciem mięśni.

Tego wieczoru PTT pokazał też "Zefirum" w choreografii Virpi Pahkinen oraz oparty na tradycyjnej muzyce arabskiej "Naszyjnik gołębicy" Jacka Przybyłowicza. To swoista próba rozliczenia się z długim okresem spędzonym przez artystę w Kibbutz Contemporary Dance Company. Zestawienie choreografii było ciekawe także ze względów kolorystycznych: zanurzone w zgaszonej czerwieni "Barocco", czarno-złote "Zefirum" i wreszcie oślepiająco biały "Naszyjnik gołębicy" układały się w zgrabną, choć nieco przydługą, całość. Jacek Przybyłowicz ma niedługo realizować trzecią choreografię dla Polskiego Teatru Tańca, na co czekam z niecierpliwością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji