Artykuły

Nieco spóźnione rozważania (fragm.)

Wyszedłem z przedstawienia Balu manekinów z uczuciem Rozczarowania. I nie tylko dlatego, że utarła się niejako tradycja udanych wizyt tzw. teatrów prowincjonalnych. Przedstawienie to zawiodło wielu widzów zarówno wskutek słabości dramatu, jak i małej stosunkowo inwencji inscenizatora. A tymczasem przyzwyczailiśmy się, że w dostojną ciszę królującą na stołecznych scenach wdziera się co pewien czas prowincjonalny intruz z „cyrkiem i fajerwerkiem”.

Nie zamierzam pisać mocno przedawnionej już dziś recenzji z przedstawienia katowickiego. Interesuje mnie natomiast zagadnienie związane z gościnnymi występami teatrów pozawarszawskich.

Gdy cofam się myślą wstecz, widzę pięć przedstawień, które oglądaliśmy, w Warszawie na zasadzie występów gościnnych, będących widowiskami na wskroś politycznymi. Wymieńmy je chronologicznie: Łaźnia, Pluskwa Święto Winkelrida, Miarka za miarkę i Bal manekinów.

Łaźnię wystawił teatr Dejmka, Pluskwę przywieźli z Kielc Byrscy, Święto Winkelrida — Łódź, Miarkę za miarkę pokazał nowohucki teatr Skuszanki i wreszcie Bal manekinów — Katowice.

Stara to prawda, że nie ma pełnego życia teatralnego bez sztuk współczesnych. Oczywiście przy szerokim rozumieniu współczesności, bez względu na epokę, w jakiej rozgrywa się akcja danego dramatu.

Życie jednak biegło zawsze szybciej niż myśl dramaturgów — i dlatego reżyser zmuszony był wypowiadać się na temat nurtujących go problemów politycznych za pomocą sięgania do klasyki i tak zwanego nowego jej odczytywania. W ten sposób utwory klasyczne nabierały różnej aktualności w różnych epokach.

W atmosferę zastoju w stołecznym życiu teatralnym przed XX Zjazdem wdarł się łódzki teatr z przedstawieniem mającym posmak politycznego pieprzyka: Łaźnia! Cała Warszawa tłoczyła się u wrót Teatru Narodowego. Zobaczyliśmy Łaźnię dziwną, jak na owe czasy – ekstrawagancką, ale jasną i zrozumiałą dla każdego.

Cechą charakterystyczną Dejmkowego przedstawienia było nie tylko śmia­łe odczytanie wściekłej satyry Majakowskiego, ale uaktualnienie sztuki napisanej przed dwudziestu pięciu laty. Inscenizator wypunktował wszystkie momenty polityczne, podkreślił satyrę społeczną i nie ograniczając się do pra­cy nad tekstem uruchomił wszelkie możliwości inscenizacyjne, wysuwając na pierwszy plan scenografa. Wówczas oszołomiły Warszawę nie tylko mon­strualne biurka piekielnych biurokra­tów oraz cyrkowo wymalowane obli­cza Pobiedonosikowów. Zagrały niesły­chaną aktualnością strzyżone na jeża czupryny dygnitarzy (mało kto zdobył się wówczas na odwagę podzielenia się tym spostrzeżeniem ze swoim sąsiadem).

Każde słowo padające ze sceny znaj­dowało rezonans na widowni, która je natychmiast kwitowała grzmotem oklasków. Dejmek się i tym razem nie omylił: była za pięć dwunasta.

Gdy w kilka miesięcy potem Skuszanka pokazała Szekspira – było już po burzy. Po wielkich wstrząsach na­stąpił spokój, rozwaga i refleksja. Do­konywał się coraz głębszy rozrachunek z przeszłością.

Miarka za miarkę została ukazana przez teatr nowohucki jako dramat po­lityczny o nadużyciu władzy. Przerażająco współczesna była góru­jąca nad całością wieżyczka rodem z koncentratu, i ów żołnierz w bojo­wym hełmie kroczący miarowo po mu­rze, strzegący naszych myśli i sumień, i kostiumy błyszczące plastikiem, i wreszcie transparenty z podobizną na­miestnika. Nikt na widowni nie miał wątpliwości, że jest to jeszcze jeden argument w dyskusji o tzw. wypacze­niach. Nawet nie mieli ich niektórzy krytycy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji