Artykuły

Dziady po latach

- Ulokowanie inscenizacji ["Dziadów"] Dejmka w historii teatru wciąż stanowi wyzwanie dla historyków. Coś jednak wiemy - przede wszystkim dzięki bezcennym opisom profesora Zbigniewa Raszewskiego. Oceny artystycznej całego przedstawienia próbowali też dokonać krytycy, m.in. Maria Czanerle. Tyle że większość najważniejszych świadectw opublikowano wiele lat po premierze - mówi Barbara Osterloff w rozmowie z Michałem Smolisem z Dziennika.

"Dziady" Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka z Gustawem Holoubkiem w roli Gustawa-Konrada w Teatrze Narodowym w Warszawie. Przedstawienie-legenda. Jego zdjęcie z afisza przez komunistyczną władzę wiąże się nierozerwalnie z historią polskiego marca 1968 roku. 30 stycznia - 40 lat temu - "Dziady" zostały zagrane po raz ostatni. Z okazji tej rocznicy Teatr Narodowy przygotował specjalny wieczór, po którym widownia - częściowo ta sama, co tamtego pamiętnego dnia - przejdzie pod pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu, gdzie światowej sławy artysta multimedialny Krzysztof Wodiczko zaprezentuje autorski komentarz do tamtych wydarzeń.

O artystycznym znaczeniu inscenizacji Dejmka mówi wybitna historyk teatru BARBARA OSTERLOFF:

Za sprawą "Dziadów" w reżyserii Kazimierza Dejmka polityka brutalnie wtargnęła do teatru. Ja chciałbym porozmawiać o przedstawieniu, a nie o jego historycznych konsekwencjach.

Barbara Osterloff: Istnieją dwie wielkie legendy tego przedstawienia, które

bardzo trudno od siebie uwolnić i chyba nawet nie trzeba. Pierwsza - złączona z kulturą marcową i całą sekwencją historycznych wydarzeń. Druga - artystyczna, dzisiaj niełatwa do zweryfikowania. Po przedstawieniu pozostały świadectwa współczesnych, czyli widzów, i pamięć zbiorowa. Wiele świadectw zachwytów i wielkości towarzyszy pamięci Dejmkowych "Dziadów". Jednak dokument dzieła, ważny w ocenie dla historyka teatru, jest materiałem specyficznym. Nie dysponujemy też wieloma dokumentami pracy nad tym przedstawieniem, dlatego zapewne nie powstała do tej pory jego monografia artystyczna. Ulokowanie inscenizacji Dejmka w historii teatru wciąż stanowi wyzwanie dla historyków. Coś jednak wiemy - przede wszystkim dzięki bezcennym opisom profesora Zbigniewa Raszewskiego. Oceny artystycznej całego przedstawienia próbowali też dokonać krytycy, m.in. Maria Czanerle. Tyle że większość najważniejszych świadectw opublikowano wiele lat po premierze. W czasie właściwym, czyli zaraz po premierze, "Dziady" nie zostały opisane z powodów cenzuralnych. Polityka odebrała dziełu Dejmka prawo do zaistnienia w szerokiej przestrzeni społecznej, dlatego dzisiaj tak trudno o refleksję na temat jego rangi artystycznej. Odbyło się zaledwie 14 przedstawień Dejmkowskich "Dziadów", podczas gdy pierwsza w Warszawie powojenna inscenizacja Aleksandra Bardiniego została zagrana 271 razy; wycieczki z całego kraju przyjeżdżały do Teatru Polskiego. Te liczby też świadczą o skali oddziaływania.

W powszechnym "świadectwie zachwytu" za największe osiągnięcie "Dziadów" Dejmka jest uznawana Wielka Improwizacja w interpretacji Gustawa Holoubka.

- Najzupełniej słusznie. Holoubek odrzucił deklamacyjny patos, retorykę i wszelkie schematy mówienia wiersza romantycznego, obecne jeszcze wtedy na polskiej scenie. Nadal Wielkiej Improwizacji ton żarliwej polemiki z Bogiem, rozgrywającej się w sferze myśli. Jego Konrad, zmagając się z własną myślą, cierpiał za "milijony". Gustaw Holoubek wytyczył nową drogę interpretacji tej roli - nikt przed nim w taki sposób nie zagrał Konrada. W wiele lat później podobnym tropem podążył Jerzy Radziwiłowicz w przedstawieniu Jerzego Grzegorzewskiego "Dziady - Dwanaście improwizacji", (1995, Stary Teatr w Krakowie). Wielka Improwizacja Holoubka, mówiona w całości, była olśnieniem, ale zachwyt budziło też bogactwo wizji teatralnej, przywołującej rytm roku chrześcijańskiego i katolicki ceremoniał. Rozjarzony światłem ołtarz, który otwierał się na koniec Widzenia ks. Piotra, muzyka i śpiew obu chórów uczestników obrzędu, stanowił klamrę tych "Dziadów".

Jakie miejsce zajmują "Dziady" Dejmka w historii inscenizacji dramatu Mickiewicza?

- Ten "nasz wielki dramat na święto i na nieszczęście", jak o nim mówił Dejmek, nieczęsto jest grany. Pomiędzy przedwojennymi "Dziadami" w reżyserii Leona Schillera a ważnymi powojennymi przedstawieniami Bardiniego, Korzeniewskiego, Dejmka, Swinarskiego i Grzegorzewskiego, są długie lata przerwy. Tradycja grania Mickiewiczowskich "Dziadów" nigdy nie była ciągła, co utrudniało dialog między kolejnymi premierami. Do podstawowych problemów inscenizacji dramatu należy: układ tekstu, rozwiązanie przestrzeni scenicznej oraz relacji między światem rzeczywistym i pozazmysłowym. Dejmek zrezygnował z IV części "Dziadów", grał część III, oprawioną w ramy obrzędu części II. Z takiego układu tekstu wynikały konsekwencje dla kształtu przedstawienia: publiczność oglądała Konrada (a nie - Gustawa-Konrada). Scenografia Andrzeja Stopki świadomie nawiązywała do wcześniejszych przedstawień Dejmka w Teatrze Narodowym, trójdzielność sceny kojarzyła ją z teatrem misteryjnym. Dla obu twórców rodzima tradycja ludowa była organicznym elementem kultury narodowej.

Rozmawiał Michał Smolis

***

Mówią ówcześni studenci, widzowie ostatniego przedstawienia "Dziadów" Dejmka

MAŁGORZATA DZIEWULSKA, eseistka. wykładowca Warszawskiej Akademii Teatralnej: - Te "Dziady" nie oznaczają zwycięstwa teatru, a jeżeli, to tylko w tym sensie, że teatr był przez małą chwilę bardzo ważny. Raczej jako pretekst. Sprawa "Dziadów" nie mówi o sile teatru, tylko o tym, jak wątły jest teatr wobec namiętności politycznych. Obchodząc rocznicę, chytrze zacieramy pamięć takich sprzeczności, by włączyć wypadki w chwalebny ciąg wydarzeń "historycznych", w odczuciu potocznym uwolnionych od błędu. Wiele niejasnych sytuacji udało się zamienić w budujące narracje, z których kolejni szkolarze uczą się braku szacunku dla rzeczywistości. A to jest historia o przedstawieniu, które pod koniec, zamiast widzów, oglądali zwożeni autobusami zaspani reprezentanci aparatu. A więc historia o tym, co sztuka straciła, a trywialność zyskała. Społeczeństwo (jak mawiał Leon Schiller, w gwarze zakulisowej zwane publicznością) nie ujrzało spektaklu, który przynajmniej w tej części, jaką była Wielka Improwizacja Holoubka, był nowoczesną, żywą, zdumiewająco aktualną reinterpretacją klasycznego tekstu w sto kilkadziesiąt lat po jego napisania Ten kruszec, jaki udało się Dejmkowi, zespołowi oraz wykonawcy uzyskać, na niewiele się zdał, albo raczej - tylko na legendę. Ona będzie coraz bardziej ucukrowana, i mimo wysiłków historyków teatru, niewygodnie będzie zaglądać do opublikowanych dokumentów. Czytając je, nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Świadectwa fałszywej świadomości u wielu aktorów wydarzeń przerastały normy. Dejmek, wybitny człowiek teatru i znakomity, rzetelny jego gospodarz, komunista i ateista, który polecił wypełnić spektakl muzyką religijną i rozegrał go u stóp ołtarza, tłumaczył się towarzyszowi Krasce, że właśnie zrobił odwrotnie - przeniósł go "ze strefy dewocyjnej w strefę ludowości"... podczas gdy my, studenci, zagraliśmy w śnie policjanta.

KRZYSZTOF WAKULIŃSKI, aktor Teatru Narodowego w Warszawie: - Tamto przedstawienie i cały wieczór, których nie można od siebie oddzielić, miały wyjątkową dramaturgię. Teatr rozgrywał się jeszcze przed podniesieniem kurtyny, iskrzyło w powietrzu od chwili, kiedy ttoczyliśmy się w drodze na widownię. Przed rozpoczęciem na salę weszła milicja i... wyszła. Cały trzygodzinny spektakl oglądałem na stojąco (część pierwszą na parterze, drugą - na I balkonie, a trzecią - na II balkonie). Nie wyobrażam sobie, żebym mógł w tym czasie siedzieć wygodnie rozparty w fotelu (nie było zresztą takiej możliwości; wszystkie miejsca były pozajmowane). Sama inscenizacja... Publiczność wisiała aktorom na ustach, a aktorzy to wyczuwają. Z Wielkiej Improwizacji w interpretacji Gustawa Holoubka zapamiętałem ogromne - trzymane na wodzy - emocje intelektualisty. Gustaw-Konrad Holoubka był partnerem samego Boga w tej rozmowie. Miałem wtedy 18 lat i rozpocząłem studia w PWST. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, że teatr może być ważny, a słowo wypowiedziane ze sceny może mieć ogromną moc i konsekwencje. Nic w mojej pamięci nie przewartościowało się w miarę upływu czasu. Mój znajomy często powtarza: "Trzeba robić swoją a czasem Pan Bóg do tego przyłoży palec". Nie zawsze, niekiedy żadne starania nie pomogą; ale do "Dziadów" w reżyserii Dejmka Pan Bóg przyłożył swój palec.

not. msmol [Michał Smolis]

Ożywię pomnik Mickiewicza

- mówi KRZYSZTOF WODICZKO, autor multimedialnej projekcji z okazji rocznicy "Dziadów" Kazimierza Dejmka: - Pomniki często stają się "bezdomnymi historii", jak mówił filozof Alois Riegl, gdy my i nasza teraźniejszość nie poświęcamy im wiele uwagi. Chciałbym, aby 30 stycznia pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu poruszył się i przemówił do zebranych mieszkańców Warszawy. Sam poeta również padł ofiarą represji rządów komunistycznych sprzed 40 lat, to jego utwór został zdjęty ze sceny i afisza. W 1967 roku klasyczne "Dziady" stały się gorące i aktualne, czas tyranii carskiej znalazł swoje odbicie w tyranii komunistycznej. Dowiodła tego reakcja publiczności, sam Gomułka przyznał to w osławionym przemówieniu wygłoszonym 19 marca 1968 roku. Korzystając z zachowanych materiałów archiwalnych, przypomnę jego fragmenty, także te najbardziej drastyczne i bolesną kiedy I sekretarz uzasadnia decyzję o zdjęciu "Dziadów" i podsyca brutalną kampanię antysemicką. Fragmenty obrazu i dźwięku przemówienia Gomułki "wświetlę" w przestrzeń wokół pomnika, żeby wyglądała, jakby była zanurzona w koszmarnych wspomnieniach tamtego okresu, jak zły sen. Sam posąg Mickiewicza postaram się "ożywić" za pomocą ruchomego obrazu i dźwięku przy użyciu silnego projektora, aby poeta wydawał się na przemian zastygłym posągiem i żywym, budzącym się do życia, odbrązowionym człowiekiem. Włożenie w usta pomnika Mickiewicza słów mniej ważnych od jego poezji byłoby nietaktowne. Wybrałem III część "Dziadów", zwłaszcza monolog uwięzionego Konrada, rozegrany między jawą a snem, pełen złożonych myśli związanych z wolnością i niewolą. Nie wolno nam zapominać, że każda demokracja, szczególnie młoda jak nasza, jest wrażliwa, podatna na dyktatorskie manipulacje polityków, w ciągłym zagrożenia Mimo wygnanej z komuną, nic w niej, w tym i wolności, którą nam obiecuje, nie można przyjmować za dobrą monetę.

not msmol [Michał Smolis]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji