Artykuły

Opera pogrzebie podlaską kulturę?

Na razie wszyscy martwią się, za co zbudować gmach opery i filharmonii w Białymstoku. Prawdziwym wyzwaniem może się jednak okazać dopiero jego utrzymanie. - Musimy dokładnie wszystko skalkulować. By otwarcie opery nie okazało się równoznaczne z pogrzebaniem działalności wszystkich pozostałych instytucji kulturalnych w Podlaskiem - przestrzegał wizytujący plac budowy minister kultury.

Te obawy nie są pozbawione podstaw. Według bardzo wstępnych szacunków na utrzymanie gmachu potrzeba będzie około 20 mln zł rocznie. To mniej więcej tyle, ile obecnie z budżetu województwa trafia do wszystkich instytucji kultury współfinansowanych przez regionalny samorząd. Przy czym filharmonia wcale nie jest najdroższą z nich - udział podlaskiego budżetu w jej utrzymaniu to ponad 4 mln zł. Podobną kwotę pochłaniają teatry Dramatyczny oraz Lalek (w sumie 4 mln zł). Ponad siedem - muzeum Podlaskie, kolejne cztery - książnica. Gdyby cały ciężar utrzymania Opery i Filharmonii Podlaskiej spoczął na barkach samorządu, inne instytucje trzeba by po prostu zamknąć. Poprzedni zarząd województwa miał tego świadomość, chociaż niezbędna kwota, o jakiej oficjalnie mówił, była nieco niższa - między 12 a 14 mln zł.

O trudnościach z utrzymaniem gotowej już opery i filharmonii dyskutowano podczas piątkowej wizyty ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Podlaskich samorządowców niewątpliwie ucieszyła i jego obietnica, że będą unijne pieniądze na budowę opery. Szef resortu postawił jednak przy tej okazji bardzo poważne pytania o przyszłość tego gigantycznego jak na skalę regionu obiektu.

- Musimy dokładnie wszystko skalkulować. By otwarcie opery nie okazało się równoznaczne z pogrzebaniem działalności wszystkich pozostałych instytucji kulturalnych w Podlaskiem - przestrzegał wizytujący plac budowy minister. Nie ukrywał przy tym, że mierząca ponad 30 m konstrukcja ze stali i betonu jest imponująca, ale jak na warunki i potrzeby Białegostoku - nieco za duża.

- Trzeba pamiętać, że od kilku lat filharmonia jest instytucją współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury. W teorii oznacza to, że powinno łożyć na jej utrzymanie drugie tyle co my. W praktyce bywało różnie - przez dwa lata resort dokładał nieco ponad 3 mln zł, dopiero od tego roku miało być 4,2 mln zł - wspomina były marszałek województwa Dariusz Piontkowski. Według niego podczas nieoficjalnych rozmów na przełomie roku minister Bogdan Zdrojewski proponował, by opera i filharmonia stały się z wojewódzkiej - narodową instytucją kultury. To nie tylko zwiększyłoby jej prestiż, ale też sprawiło, że główny ciężar utrzymania instytucji spocząłby na barkach resortu.

Podczas piątkowej wizyty ministra - już u nowego zarządu - nie było o tym mowy.

- Rozmowy na temat przyszłego funkcjonowania obiektu miały bardzo luźny i niezobowiązujący charakter. Z naszego punktu widzenia teraz największym problemem jest dokończenie budowy - utrzymuje dyrektor Grażyna Sobecka pełniąca w urzędzie marszałkowskim obowiązki rzecznika.

Przyznaje, że poprzedni zarząd, kierowany przez Piontkowskiego, zamierzał w tym roku wyliczyć, ile pieniędzy potrzeba i skąd je wziąć. Nowy, działający od tygodnia, jeszcze nie zajął się tą sprawą.

- Minister ponownie odwiedzi nas 15 lutego, podpisując wstępną umowę na finansowanie budowy. Wówczas na pewno wrócimy do tej kwestii - zapowiada pani dyrektor.

Potwierdza, że minister sugerował podział kosztów utrzymania filharmonii równo między ministerstwo, wojewódzki i białostocki samorząd oraz samą filharmonię. Wartość każdego z powstałych w ten sposób udziałów to w takiej sytuacji pięć milionów złotych. Takie rozwiązanie byłoby niezwykle korzystne dla ministerstwa i samorządu województwa, które musiałyby łożyć niewiele więcej niż obecnie na utrzymanie samej filharmonii.

- Badamy, czy dałoby się skończyć budowę do lata 2009 r., żeby to tu mogła się odbyć część zaplanowanego wówczas w Białymstoku światowego kongresu esperantystów - ujawnia dyrektor Sobecka, wskazując na inne niż operowo-teatralno-filharmoniczne możliwości wykorzystania obiektu.

Tadeusz Arłukowicz, wiceprezydent Białegostoku, mówi jasno, że jak na razie magistrat, który przecież nie uczestniczy w budowie, nie chce nic deklarować w sprawie udziału miasta w utrzymaniu gigantycznego gmachu.

- Ale na pewno warto zastanowić się też nad innymi funkcjami tego miejsca, więc i nad naszym udziałem w jego utrzymaniu - zapowiada bardzo nieprecyzyjnie. Zapewnia, że władze miasta, które w tym roku na inicjatywy kulturalne z własnego budżetu przeznaczą niecałe 19 mln zł, będą rozmawiać z zarządem województwa o dodatkowych nowych funkcjach dla gmachu przyszłej opery.

Teoretycznie na te wszystkie rozmowy i ustalenia jest jeszcze trochę czasu - wykończenie budowli, która jest obecnie w stanie surowym, potrwa jeszcze co najmniej półtora roku.

ramka

Ile się tam zmieści

W gigantycznym gmachu ma znaleźć się duża sala na 1000 miejsc oraz mniejsza na 200. Kolejnych 600 zmieści się na terenie przylegającego do opery amfiteatru, który może działać przy dobrej pogodzie. W takiej sytuacji siłą rzeczy budynek mógłby być nie tylko siedzibą filharmonii i teatru Wierszalin, jak planuje się to obecnie, ale otwierać też podwoje dla innych inicjatyw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji