Artykuły

Witkacy w hipermarkecie

Czy możliwe jest zaprezentowanie siedemdziesięcioletniej sztuki we współczesnych realiach, utrzymując całość w konwencji satyry politycznej? Czy da się połączyć słynny tekst Witkacego z fragmentami książki Slavoja Žižka, w której komentuje on dzieła Lenina? Na te pytania twierdząco odpowiada Jan Klata, reżyserując "Szewców u bram" w TR Warszawa. Pisze Jarosław Barański z Warsztatu Krytyka Teatralnego.

Sposób, w jaki Jan Klata rozumie adaptację sztuki Witkacego do współczesnych realiów, znakomicie pokazuje otwierająca spektakl scena, w której pracownicy hipermarketu, wożąc palety, rozmawiają o sytuacji w kraju. Przeniesienie akcji z warsztatu szewskiego do magazynu i pokazanie zatrudnionych tam ludzi, będących dziś symbolem maksymalnego wykorzystywania przez pracodawców, świetnie wpływa na urealnienie spektaklu i ułatwia jego odbiór.

Magazynierzy pracują z pieśnią na ustach, sprawiają wrażenie zadowolonych i spełnionych. Mimo to, ich praca pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu. Przenoszą palety z wózka na wózek, ze stosu na stos, z prawej części sceny na lewą i odwrotnie. Brak w tym porządku. Ich działania niczemu nie służą, nie są nikomu potrzebne i nie zmieni tego wzniosłość słów, jakimi się posługują, ani schludność ich służbowych uniformów.

Oryginalny tekst Witkacego został mocno skrócony przez Jana Klatę i Sławomira Sierakowskiego, dopisano także nowe fragmenty. Pochodzą one w większości z "Rewolucji u bram" Slavoja Žižka, w której komentuje on dzieła Lenina. Autorom adaptacji udało się zachować typowy dla Witkacego styl, przy jednoczesnym utrzymaniu sztuki w rzeczywistości ostatnich lat.

"Szewcy u bram" nie są kabaretową satyrą z poprzedniego rządu ani próbą rozliczenia go. Wielkim uproszczeniem i pójściem na łatwiznę jest sprowadzanie postaci Scurvego (znakomity Piotr Głowacki) do sobowtóra Zbigniewa Ziobry. Padają też takie nazwiska jak: Bochniarz, Olejnik i Tusk. Być może uatrakcyjnia to widowisko (publiczność reaguje bardzo żywiołowo), ale spektakl na tym traci. Te wtręty nie wnoszą nic do treści, a zaburzają uniwersalność przekazu.

Klata pokazuje bowiem całą formację polityków, którzy po trupach dążą do celu. Mają świadomość popełnianych nadużyć, a jednak posuwają się coraz to dalej.

Pokazanie niedawnych wydarzeń politycznych jest tylko ilustracją mechanizmów zdobywania władzy. Irina Zbereźnicka (świetna rola Ewy Kasprzyk) demaskuje je przed publicznością mówiąc: "Społeczeństwo jest kobietą. Musi mieć samca, który je gwałci". Takim gwałtem jest chociażby aresztowanie Sajetana Tempe (Janusz Chabior) przez jego syna Józia - funkcjonariusza AweBU (Eryk Lubos). Scurvy zdaje sobie sprawę, że sposób, w jaki postępuje, nie jest niczym nowym. Wykorzystuje tylko stare metody dla realizacji własnych celów. Mówi: "Zawsze będzie tak samo. Będą urzędnicy wyżsi".

Najważniejszym elementem scenografii jest ściana telewizorów, na których wyświetlane są krótkie filmy. Ten dość pozornie środek, w połączeniu z intensywnym, głośnym dźwiękiem, staje się natarczywy i męczący. Dociera ze wszystkich stron. Oglądający jest na niego skazany. Tak działają media, które nadają ton współczesnej rzeczywistości, szczególnie tej politycznej. To z telebimu przemawia w pierwszej scenie Irina, z niego padają groźby prokuratotora Scurvy, na nim pojawiają się też obrazki z ukrytych kamer. Stanowi on integralną część wielu scen.

Przegrana PIS-u w ostatnich wyborach diametralnie zmieniła sposób, w jaki widownia odbiera sztukę. Gdy na telebimie pojawiają się słynne już obrazy z kamer przemysłowych w hotelu Marriott, zamiast refleksji nad wizją totalitaryzmu i powszechnej inwigilacji, na widowni zaobserwować można uśmiechy.

Podobną reakcję wywołuje dyskusja Scurvego z Sajetanem, będąca ilustracją panującej podejrzliwości. Rozmówcy zaczynają szczerą rozmowę dopiero wtedy, gdy rozbiorą się i upewnią, że nie mają pod ubraniem ukrytego mikrofonu. Prokurator przyzna wtedy, że tak naprawdę chodzi o limuzyny i garnitury, a nie o idee. Groteskowa, a nie przerażająca staje się postać Scurvego, który wcale nie kryje swoich kłamstw. Na drodze do władzy jest gotów nawet do zbrodni.

W sztuce nie brakuje bardzo dobrych, przemyślanych scen niosących ukryte sensy. Jest nią chociażby ta z sali przymusowego bezrobocia, w której zwolnieni pracownicy muszą słuchać piosenki, pochodzącej z przedwojennego filmu, wychwalającej uroki pracy, przeplatanej telewizyjnym przemówieniem Scurvego, grożącego powrotem do tortur. Odtwarzane na telebimie kilkanaście razy nagranie sprawia, że słowa zamieniają się w bezkształtną papkę i służą wyłącznie indoktrynacji. Interesująca jest również scena, w której pracownicy supermarketu podnoszą wysoko na wózku widłowym prokuratora Scurvego. Tak działa mechanizm zdobywania władzy. To, że nie rozumieją jego argumentów, ani nie zgadzają się z nim, w niczym tu nie przeszkadza.

Bardzo mocną sceną jest przesłuchanie Iriny Zbereźnickiej przez Scurvego. Przesłuchanie stylizowane na komisję śledczą pełne jest tandetnego, groteskowego erotyzmu, ale też znakomitej gry aktorskiej. Scena odsłania prawdziwe motywy działania Scurvego. Jego działalność polityczna jest tylko fasadą dla chęci rozładowania swoich kompleksów i seksualności. Gdy połączymy to z wcześniejszymi wyznaniami Scurvego, łatwo dojść do smutnego wniosku, że polityka nie jest miejscem, gdzie spotykają i weryfikują się idee, lecz brudną grą, w której chodzi o władzę, pieniądze i seks.

W ostatniej scenie płonie Chochoł - kukła noszona od pierwszej sceny przez Marię Maj. Spalenie symbolu niemocy i uśpienia można odczytać jako zapowiedź kolejnych zwrotów w polskiej rzeczywistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji