Artykuły

Nasz swojski strach

"Hydraulik" w reż. Igora Gorzkowskiego Studia Teatralnego Koło w PZO w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - Kulturze.

"Hydraulik" według filmu Petera Weira z warszawskiego Kota działa zwodniczo. W formie błyskotliwego teatralnego szkicu obnaża cały absurd, grozę i śmieszność naszej codzienności

Każdy przeżył podobną sytuację. Zostajemy w domu, bo czeka artykuł do napisania bądź inne zadanie, które kazało nam odwołać wszystkie zajęcia. Robimy kawę, siadamy i wtedy ze stanu spokojnego skupienia wyrywa nas dzwonek do drzwi. Otwieramy - fachowiec z niecierpiącą zwłoki robotą. Instaluje się w naszej łazience, wali młotkiem w rury, wydaje się, że za chwilę pójdą w drobny mak. Co gorsza, co chwila wyłania się ze swojej samotni najwyraźniej spragniony rozmowy. Trzeba - tak nakazuje grzeczność - zaproponować kawę, podtrzymać konwersację. Diabli biorą ambitne plany, co gorsza intruz czuje się jak u siebie w domu... Nie przypominam za Boga drobnej blondynki, a jednak oko w oko z fachowcem zawsze czuje się nieswojo. A bohaterka "Hydraulika" to eteryczne blond dziewczę właśnia Wyobraźnia pracuje, podsuwa najbardziej brutalne scenariusze.

A specjalista, z początku jowialnie misiowaty, coraz bardziej daje do myślenia. Igor Gorzkowski zrealizował w warszawskim Studiu Teatralnym Koło spektakl według starego, australijskiego jeszcze filmu Petera Weira. Filmu nie znam, a scenariusz reżyser potraktował pretekstowo. Zmienił kontekst opowieści na polski, każąc Joannie (Marta Chodorowska) i jej mężowi (Bartosz Mazur) rozmawiać o performerkach z grupy Sędzia Główny, oglądanych także przez wielu widzów w TVP Kultura. Nasycił całość wieloma nawet nie tyle warszawskimi, ile stricte praskimi odniesieniami. Scena przedstawia bowiem ascetyczne, niemal puste, nowoczesno-designerskie wnętrze stołecznego loftu, obiektu marzeń młodych yuppie. W ten sposób dał historii drugie dno. Hydraulik (Wiktor Korzeniewski) ma wymienić piony. W łazience puszcza wodę z prysznica (kąpie się?), każe częstować

się tostami. Wraca, akurat kiedy dziewczyna przebiera się i zostaje w samych majtkach. A przy tym wydaje się sympatyczny. Wieczorami grywa na basie, na kolejną wizytę przynosi ciasto własnej roboty. Doktor Jekyll i pan Hyde? Tego nie dowiemy się do końca. Siła teatralnej gry Gorzkowskiego polega na tym, że nic nie stanie się dopowiedziane i jednoznaczne. W przedstawieniu Koła groza, prawdziwa albo urojona, rodzi się w głowie bohaterki. Wystarczy gest lub spojrzenie hydraulika, mrożąca krew w żyłach opowieść koleżanki (Anna Gajewska). Że swoim codziennym strachem, który być może jest paranoją, Aśka Chodorowskiej jest chwilami śmieszna, chwilami żałosna, a jednak nam bliska Tym bardziej że ta "ekstremalna" sytuacja zmuszają do szczerości. Wreszcie okaże się, że małżeńskie szczęście jest patykiem na wodzie pisane i w jed-

nej chwili może skończyć się krachem. Podobnie ze wszystkim, co stanowiło dotychczasową treść życia bohaterki. Lekki spektakl Gorzkowskiego stanowi przeciwwagę dla poprzedniej produkcji Koła - świetnego "Spacerowicza" według Walsera. Wtedy mieliśmy wyprawę wgłąb duszy introwertyka. Tym razem na pierwszym planie jest gorzka ironia i krytyka współczesności. "Hydraulik" bowiem w prześmiewczy sposób pokazują do czego prowadzą nowe "szklane domy", z których wyrugowano prywatność. I tylko w jednym pozostawia niedosyt. Kiedy oczekujemy kolejnego zwrotu, dalszego narastania napięcia, nagle się kończy. Jak dla mnie zbyt szybko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji