Artykuły

Cyganeria naszych czasów

W świecie głupim i kabo-tyńskim pojawiają się miłość i śmierć. Przewartościowują wszystko. Taka będzie nowa "Cyganeria" w Operze Narodowej. Kompletnie inna od tego, co już widzieliśmy.

Jedną z tych najpiękniej szych oper, w których hit goni hit, czyli "Cyganerię" Giacomo Pucciniego, wzięli na warsztat nasi doborowi inscenizatorzy - Mariusz Treliński (reżyseria), Boris Kudlicka (scenografia) i Kazimierz Kord (kierownictwo muzyczne). Przedstawienie przygotowywane jest w koprodukcji z Operą Waszyngtońską i jej szefem Placidem Domingo. Za oceanem otworzy sezon 2008/9. My zobaczymy je już 30 marca.

Poza konwencją

- Realizacja "Cyganerii"-to wielkie wyzwanie, bo jest z nią tak jak z ekranizacją

Sienkiewiczowskiej Trylogii - wszyscy wiemy, jak ma wyglądać - mówi Mariusz Treliński, dyrektor artystyczny Opery Narodowej i reżyser przedstawienia. - Chcieliśmy odejść od powszechnej w wystawieniach tego tytułu paryskiej cepeliady, kankanów i szampanów, a ukazać to, co się przeważnie za tym kryje. Będzie więc niekonwencjonalnie, choć nie przeciw Pucciniemu. Nie pompatycznie, ale naturalnie. Historia miłości chorej na suchoty młodziutkiej Mimi do studenta poety Rodolfa przeniesiona została w dzisiejsze czasy. Rozgrywa się w którejś z metropolii, niekoniecznie w Paryżu. Ważniejsze bowiem od atmosfery la belle epoque są wciąż aktualne problemy artystów. Stawiają XIX-wieczną operę w nowym, bliższym naszym realiom świetle.

Brylanty kontra łachy

Środowisko studentów w "Cyganerii" ukazywane jest zazwyczaj dosłownie. Poddasze na Montmartrze, wyzierająca z każdego kąta bieda. Twórcy nowej inscenizacji artystyczną cyganerię wyobrażają sobie inaczej - trochę ekstrawagancko, trochę krotochwilnie, ale bez porażającej nędzy.

- Zawsze mnie to raziło, gdy wyobrażałem sobie premiery "Cyganerii" na wielkich scenach. Z jednej strony, publiczność w futrach i brylantach, z drugiej, biedni studenci w łachach. To zbyt rażący dziś dysonans.

Bohaterowie Trelińskiego nie będą epatować obdartym odzieniem. Przeciwnie, będą nawet nieco próżni. Bo ważniejsze od tego, co mają na sobie, będzie to, co się zmieni w nich samych od momentu pojawienia się Mimi.

Teledysk w deszczu

Po pierwszych próbach wiadomo, że zapowiada się kolejna operowa rewelacja, w której nie zabraknie fajerwerków. Bodaj po raz pierwszy w operze pojawi się teledysk, spadnie deszcz, a scena zyska kompletnie nowy, zaskakujący kształt. Będą neony i niezwykłe światła.

Ale przede wszystkim to, co w operze najważniejsze - piękne głosy i muzyka. Treliński postawił na młodych, utalentowanych śpiewaków.

W partii Mimi usłyszymy: Iwonę Sochę, Ekaterinę Solovyevą i Katarzynę Trylnik. Rodolfa zaśpiewają: Sergey Semishkur, Dariusz Stachura i Arnold Rutkowski.

W pozostałych partiach wystąpią m.in: Karina Cherpurnova, Katarzyna Trylnik, Adam Szerszeń i Mikołaj Zalasiński. Podczas premiery będzie dyrygował Kazimierz Kord.

BORIS KUDLICKA: TO OPERA FILMOWA

Po raz pierwszy udało się nam zastosować zabieg, który przy pomocy jednego modelu scenografii pozwala modyfikować scenę na cztery różne sposoby. Poprzez system ścian, oświetlanych kolorami rolet, stwarzamy najpierw pracownię artystów na poddaszu, potem pub Momus, w którym postanawiają się trochę zabawić, ulicę przed klubem itd.

Cała opera utrzymana jest w konwencji filmowej.Chcieliśmy zerwać z przesadną teatralnością tradycyjnych realizacji. Ale nie przeszkodziło to nam, chyba nawet po raz pierwszy, ściśle trzymać się wskazówek, zawartych w libretcie.

Ta inscenizacja powinna oddać aurę pewnej nostalgii, także szczególnej muzycznej intymności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji